niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 67.


-I co? Co było dalej?- Emily niesamowicie wciągnęła się w opowieść rodziców. To było życie jak z bajki. Nastolatka spotyka gwiazdę z zespołu, on się w niej zakochuje i żyją jak w tych wszystkich filmach, które zwykła oglądać. A tymczasem to wszystko przydarzyło się jej rodzicom, którzy po piętnastu latach zdecydowali się opowiedzieć tą historię jej i Patrykowi, jej młodszemu bratu, który słuchał w nie mniejszym zainteresowaniem.
-A później…- Sabina delikatnie uśmiechnęła się patrząc w przeszłość.- Starałam się go unikać jak tylko mogłam. Chociaż patrząc na fakt, że byliśmy w szpitalu nie było mi łatwo. On też mi tego nie ułatwiał.
-Cały czas próbował do ciebie dotrzeć?- Patryk jak na dwanaście lat rozumiał naprawdę wiele.
-Nie trwało to długo. Trzy dni. Wtedy myślałem, że będą to najciemniejsze dni w moim życiu.- Carlos cicho się zaśmiał.- Tylko później było jeszcze gorzej.
-Wasz tata nie dotrzymał obietnicy.-Blondynka dokończyła myśl swojego męża.
-Tej, którą złożył po wyjściu ze szpitalnej łazienki?- Emily próbowała pozbierać fakty w jedną całość.
-Tak, najważniejszej złożonej mi obietnicy.- Sabi wróciła myślami do tego felernego dnia, w którym wszystko przewróciło się do góry nogami. Nie tylko paczce przyjaciół, lecz wszystkim fanom na całym świecie. A było ich naprawdę wiele.

Wszyscy zastygli w oczekiwaniu. Tępo wpatrywali się w drzwi, za którymi leżał ich przyjaciel. Bali się, bo kiedy powoli zaczął docierać do nich fakt, że wszystko zaczyna się u niego normować wystąpiły te cholerne komplikacje. Ni stąd ni zowąd na ekranie jednego z komputerków pojawiła się jedna ciągła linia. Doskonale wiedzieli co ona oznacza.
Wszyscy tak bardzo bali się o swojego przyjaciela, chłopaka, syna czy brata.
A kiedy lekarz wyszedł z Sali, czas jakby stanął. Jakby się dla nich zatrzymał, bo tak naprawdę nie chcieli usłyszeć jego słów. Nie chcieli usłyszeć najgorszego, a mina doktora Stewarda nie mówiła im za wiele. Emma wpatrywała się w niego z nadzieją doskonale widoczną w jej tęczówkach. Nie zdawała sobie sprawy, że słowa chirurga przewrócą jej życie do góry nogami.
-Robiliśmy wszystko co w naszej mocy, przykro mi.
Po tych słowach tak po prostu odszedł. Między nimi zapanowała cisza. Nie docierał do nich sens słów, które przed chwilą padły.

Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą.

Sabina pokręciła głową odrzucając od siebie te myśli. Pomimo upływu osiemnastu lat nadal nie była gotowa by wspominać jeden z najgorszych dni w jej życiu. Nadal odczuwała to tak samo mocno jak tego felernego dnia. W sercu nadal była ta dobrze znajoma jej pustka. James był niezastąpiony. I im bardziej próbowała o tym nie myśleć, tym bardziej się w to wszystko na nowo wkręcała. Podobnie jak pozostali straciła swojego przyjaciela, cząstkę siebie, tak ważną w jej życiu. I tego nie dało się od tak usunąć. Były dni, kiedy wspomnienia wracały ze zdwojoną siłą. I dziewczyna zastanawiała się, co tak naprawdę musiała czuć Emma?
                    Odszedłeś tak nagle, że ani uwierzyć, ani się pogodzić.
-Jak sobie poradziliście?
- Wspieraliśmy się wszyscy nawzajem. Wcześniejsze wydarzenia nie miały wtedy znaczenia.
-Co chcesz przez to powiedzieć, mamo?- Patryk chciał znać jak najwięcej szczegółów.
-Mój plan omijania waszego taty w jednej chwili przestał być dla mnie ważny.- Blondynka nadal miała przed oczami scenę, jak bez słów wtula się w Carlosa. Na samo wspomnienie tego dnia chciało jej się płakać.
-Więc zyskałeś coś tego dnia.- Tym razem zwrócił się do swojego ojca.
-Nie powiedziałbym. Bo tak, owszem, sytuacja z waszą mamą się wyjaśniła, jednak straciłem przyjaciela i połowę mojego dotychczasowego życia. Nasz zespół nie mógł dalej funkcjonować, bez Jamesa nie czułem już tej frajdy ze śpiewania. Bez niego to już nie było to samo. Musieliśmy znaleźć inną rzecz, którą będziemy robić w życiu.
-Akurat tobie doskonale się to udało.  Od zawsze chciałeś być reżyserem.- Sabina lekko się uśmiechnęła.
-Co nie zmienia faktu, że przez jakiś czas przez myśl o Jamesie chciałem ujeżdżać byki. Jednak szybko wybili mi to z głowy. Może to i lepiej. To nie było jednym z moich najlepszych pomysłów.- Zaśmiał się.
-Wyobrażasz go sobie przy bykach?
-Ja go sobie w łóżku nie potrafię wyobrazić, a ty mnie pytasz o byki?- Emily odpowiedziała swojemu bratu wywołując wybuch śmiechu u swojej rodzicielki.
-I nie próbuj. Co się dzieje z dzisiejszą młodzieżą?
-Czy to była jakaś ukryta aluzja w moim kierunku?- Carlos lekko szturchnął Sabi ramieniem.
-A czy możecie załatwić te sprawy później, sami?- Dziewczyna lekko zdziwiła swoich rodziców. Skoro przy nich nie hamuje niektórych ze swoich komentarzy, jak to wygląda w rówieśnikach?
-Wspominałaś wcześniej coś o jakimś wypadku. Tato miał wypadek?- Patryk nie pominął tego szczegółu.
-Oh, to w sumie nic.  Chciałem zrobić waszej mamie niespodziankę, miała egzaminy i strasznie się denerwowała. Jednak nie dojechałem na miejsce.
-Miałam ochotę mu coś wtedy zrobić.- Dodała Sabina doskonale pamiętając ten dzień.- Skończyłam egzaminy, a tu czeka na mnie wiadomość o tym, że Carlos miał wypadek. Rozumiecie, nadal nie byłam w pełni uspokojona po tym co stało się kilka miesięcy wcześniej.
W tym momencie do salonu wszedł Kendall. Trochę zdezorientowany spojrzał po twarzach zebranych.
-Co wy tu robicie?
-Rozmawiamy, a na co to wygląda, stary?
-Nie wiem, dlatego pytam. – Wzruszył ramionami jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.- Wpadniecie dzisiaj na grilla?
-A będzie Lili?- Patryk w jednym momencie zainteresował się propozycją swojego wujka.
-Tak, Logan z Karoliną też przyjdą.- Blondyn się zaśmiał. Reakcja jego chrześniaka wcale go nie zdziwiła.- David przyjedzie, chce nam przedstawić swoją dziewczynę. Nie możemy tego przegapić.
-On jest tak podobny do Jamesa.- Sabina cicho westchnęła.
-Nawet z charakteru. To niesamowite jak dobrze Emma go wychowała. – Kendall lekko się uśmiechnął.- Czekamy na was w ogródku.
Chwilę później już go nie było. Podobnie jak Patryka, musiał się przecież przygotować na spotkanie ze swoją ‘przyjaciółką’.
-Nadal nie wiem jak to możliwe, że Kendall miał tyle problemów w swoim związku.- Kiedy zostali sami Sabina przytuliła się do Carlosa.
-A ja wiem. Tylko chyba pozostawię to dla siebie. – Latynos przygarnął do siebie swoją żonę.- Kocham Cię, mała.

Jeszcze tego dnia wybrali się na cmentarz, tak dobrze im znany. Potrafili tylko patrzeć na napis, który został umieszczony na nagrobku: Nie umiera ten, kto pozostaje w sercu i pamięci bliskich.
Bo chociaż żyli dalej, prowadzili normalne życie, ból w sercach nadal pozostał.
                                        

To nie był czas, to nie była pora…


Jedno wielkie O mój Boże. Nie potrafiłam napisać tego rozdziału. Było mi strasznie ciężko.
Więc wychodzi na to, że to koniec.
Musze przyznać, że płaczę, strasznie przywiązałam się do tego bloga chociaż był założony tak z głupoty, na szybko.  Nie chcę jednak robić z niego kolejnej ‘mody na sukces’.
Dziękuję za prawie 20 tysięcy wyświetleń, 652 komentarze, każde miłe słowo.
Jestem strasznie wdzięczna za wszystko co dla mnie zrobiliście, bo gdyby nie wy ten blog już dawno by nie istniał. Nie sądziłam, że doprowadzę go do końca. Że jeszcze bardziej pokocham pisanie.
I powiem tak. Z pisaniem nie kończę, większość z was pewnie jeszcze usłyszy o moim blogu. Planuję do końca stycznia zacząć pisać nowe opowiadanie, którego mam już jako taki zarys. 
Mam nadzieję, że będziecie chcieli go czytać.
Prawdopodobnie dodam go na tego bloga, pod tym linkiem. Wyczekujcie ;)
Dziękuję każdemu z was z osobna za to, że ten blog mógł funkcjonować.
 67 rozdziałów. 70 postów. dziękuję.

I prośba. Moglibyście, każdy kto to czyta skomentować tego posta? To ostatnia taka okazja na tym blogu, chce wiedzieć co o nim sądziliście. I chcę wiedzieć ile was tu jest.

Z góry dziękuję.

Dziękuję wam za wszystko. I do napisania.
Kocham was.

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział 66.


Stanął przed damską łazienką. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że właśnie w tym pomieszczeniu znajduje się jego dziewczyna, nie ciągnęło go jednak do tego, by zobaczyć ją na własne oczy. Jedyną rzeczą, która zmuszała go do przemyślenia swojej decyzji był powód, przez który odeszła od grupy swoich przyjaciół w takim momencie. I właśnie dlatego pchnął te drzwi, zostawiając dumę na zewnątrz. Na jego szczęście w środku nikogo nie było.  Czuł się strasznie zażenowany jednak nie miał zamiaru się wycofać. Tym bardziej, że dziewczyna, dla której tam wszedł stała właśnie przed nim, płacząc.
Nie potrafił na to patrzeć. Nienawidził patrzeć jak ona płacze, tym bardziej jeśli to było z jego winy.
-Miałam nadzieję, że akurat tutaj nie przyjdziesz.- Sabina patrzyła na wszystko tylko nie na Carlosa. A on ją rozumiał. Doskonale wiedział czym to było spowodowane.
-Właśnie dlatego to było pierwsze miejsce, do którego przyszedłem.
-Nie sądzisz, że nie powinieneś tu być?
-Nie powinienem. Fakt. Ale skoro to jedyny sposób, by z tobą porozmawiać?
 -Nie pomyślałeś, że ja po prostu nie chcę z tobą rozmawiać?
-Po prostu mnie wysłuchaj.- Nie miał zamiaru dać za wygraną.
-Mów.
-A… Moglibyśmy stąd wyjść? Czuję się nieswojo. Tylko mówię.
Zauważył, jak kącik jej ust lekko unosi się do góry. To był jakiś krok do przodu.
-Kiedy mi tu jest dobrze.- Wzruszyła ramionami nie zamierzając mu niczego ułatwiać. Musiał sobie jakoś poradzić.
I poradził.
Po prostu wciągnął ją do jednej z kabin i zamknął za nimi drzwi. Przynajmniej miał pewność, że nikt go nie zobaczy.
 Nie było tam zbyt dużo miejsca.  Nie był pewny, czy miał się cieszyć z tego powodu, jednak był bardzo blisko Sabiny. Odpowiadało mu to. Mina jego dziewczyny-bo miał nadzieję, że mógł ją tak nazwać- wyrażała sprzeczne uczucia.
Zastanawiał się od czego zacząć rozmowę. Co powiedzieć, by od razu jej do siebie nie zrazić?
Postanowił zacząć od początku, jednak zamiast tego usłyszał jej głos. Sama postanowiła zapytać.
-Kim ona była?
-Reachel.- Nie owijał w bawełnę. Zapytała, daj jej prostą odpowiedź. Zwlekanie z odpowiedzią było najgorszym co mógłby zrobić w tym momencie i doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
-Kochasz ją?
-Co? Nie!- Powiedział chyba zbyt gwałtownie, ponieważ dziewczyna lekko się cofnęła, opierając o jedną ze ścian. Postanowił to wykorzystać i położył dłonie po obydwu stronach jej głowy. Miał nadzieję, że patrząc jej w oczy bardziej dotrą do niej jego słowa. I zaczął mówić. Mówić, dlaczego to zrobił, jak wygląda sytuacja. Przepraszał, mówił jak bardzo mu przykro. Obiecywał, że jeśli da mu szansę to nigdy więcej się nie powtórzy. Zarzekał, że ją kocha i był tego pewien w stu procentach. A ona wpatrzona w jego tęczówki słuchała każdego słowa przyswajając go do swojego umysłu. A na sam koniec zaczął opowiadać jak bardzo nie chce jej stracić, jakie ma plany z nią w roli głównej w najbliższych miesiącach. Nie potrafił przestać mówić, słowa wypływały z jego ust bez porozumienia z nim samym, o ile to w ogóle było możliwe.  A gdy tylko skończył, po dość długim czasie ona spuściła wzrok i zacisnęła usta w wąską linię.
-To wszystko co chciałeś powiedzieć?
Westchnął. Wiedział, że jego słowa nie podziałają od razu.
-Tak. Skończyłem.- Spuścił ręce umożliwiając jej wyjście.  Dziewczyna mimo tego nie ruszyła się w miejsca. Przyglądał jej się nie do końca wiedząc co się dzieje.
-Ktoś jest w łazience. Nie będę taka, poczekam chwilę.- Przekręciła oczami. Trochę go to zdziwiło. Jakoś wcześniej nie miała ochoty na rozmowę z nim, a teraz zdecydowała się zadziałać na jego korzyść. To był spory krok na przód.
Już po chwili kierowali się w stronę przyjaciół.
-Carlos?
-Tak?- Zaskoczony przeniósł swój wzrok na Sabinę. Nie spodziewał się usłyszeć od niej nic więcej.
-Co z Jamesem?
Automatycznie pokiwał głową ‘na nie’.
-Nie mam pojęcia. Ale obiecuję ci jedno. On z tego wyjdzie.
-Obiecujesz?
-Obiecuję.- Dość niepewnie przyciągnął ją do siebie i ostrożnie pocałował w skroń.

Ktoś kiedyś powiedział: „Nie obiecuj, jeśli nie jesteś w stanie dotrzymać słowa’’
I miał rację.




________________________________________________________________________________
No to jest kolejny. byłby szybciej, jednak brak internetu dał mi się we znaki w weekend.
co do zakończenia bloga jeszcze myślę. W następnym rozdziale powinniście się dowiedzieć.
Skoro jutro jest 24.12  chciałam wam wszystkim życzyć wesołych świąt i trafionych prezentów.
To już moje drugie świeta z wami. Dziękuję za każdy komentarz i głos w ankiecie.( które są swoją drogą bardzo zróżnicowane.)

Do następnego!

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Rozdział 65.


 *Samolot do Los  Angeles*

Jeszcze żaden lot nie dłużył jej się tak bardzo. Nie potrafiła się na niczym skupić.
Od telefonu Kendalla minęło około 12 godzin, a ona nadal nie wiedziała co się dzieje.
Rodzice pozwolili jej wyjechać tylko pod warunkiem, że wróciłaby w niedzielę. Biorąc to pod uwagę, miała 5 dni. I nie uśmiechało jej się to. W głębi duszy miała nadzieję, że James wyjdzie do tego czasu ze szpitala. Chciała, by to nie było nic poważnego. A najgorsze było to myślenie. Jedynymi osobami, który mogłyby odciągnąć ją od tych myśli byli jej przyjaciele, którzy jak na złość nie odbierali telefonów. Nawet Carlos nadal milczał. O niego też się martwiła. Jej chłopak zawsze starał się odbierać.  A kiedy nie miał takiej możliwości, odpisywałby, chociaż w pewnym sensie dałby jej znać, że wszystko jest w porządku. A tymczasem nie miała z nim kontaktu przez jakąś dobę, w domu też go nie było. Biorąc pod uwagę strefy czasowe, nie było go w domu przez całą noc. Jakby rozpłynął się w powietrzu.
Nagle poczuła ukłucie w bok.
-Przestań o tym myśleć.- Karolina miała podgrążone oczy. Ona podobnie do swojej przyjaciółki także nie spała tej nocy.
-Łatwo powiedzieć.
-Jestem w tej samej sytuacji co ty, więc wiem jak jest trudno. A jednak jakoś daję radę.
-Jak?- Blondynka wbiła się w fotel. Nie potrafiła tak po prostu przestać myśleć o tym wszystkim.
-Po prostu nie daję, by myśli ‘’Co by było gdyby…?’’ zwaliły mi się na głowę. Ty też spróbuj. Masz.- Czarna pochyliła się i po chwili z torby podręcznej wyjęła jakąś gazetę.- Poczytaj. Zajmij się czymś innym.
Sabina spojrzała na gazetkę.
-Bravo?- Zachichotała. Miały po dziewiętnaście lat, a jej przyjaciółka nadal lubiła czytać gazetki właśnie w stylu bravo. Była do tego przyzwyczajona, owszem i to było nawet fajne. Dzięki temu mogła robić przy niej najdziwniejsze, najbardziej dziecinne rzeczy i miała pewność, że Karola nie pomyśli sobie o niej nic złego. I w jej wypadku było podobnie, po prostu nie potrafiła źle myśleć o swojej najlepszej przyjaciółce. Poznały się w bardzo ciekawy sposób, na jednej z dyskotek szkolnych. Od początku ich znajomość nie była do końca normalna. Po prostu śmiały się z DJ’a, którego angielski… był na bardzo niskim poziomie. A teraz, gdy od tego wydarzenia minęło jakieś siedem lat, nadal nie potrafiły powstrzymać się od złośliwych komentarzy. Nadal często spotykały tego chłopaka i uwielbiały z nim rozmawiać. Bo to od niego tak naprawdę wszystko się zaczęło, cała ich przygoda.
-Sabina? Sabina!- Zdezorientowana spojrzała na swoją przyjaciółkę, której oczy zdawały się rzucać piorunami.- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
-Przepraszam, odpłynęłam.- Sabina posłała jej jeden z tych niewinnych uśmiechów, które zawsze potrafiły ją udobruchać.- Co mówiłaś?
-Mówiłam, że czasem fajnie poczytać te wszystkie bzdury.- Przekręciła oczami.
Blondynka zostawiła tą wypowiedź bez komentarza. Wzięła gazetkę w ręce i zaczęła czytać kolejne artykuły. Robert Pattinson myśli o powrocie do Kristen, Zayn Malik ma nowego psa, Justin Bieber ciężko pracuje nad nową muzyką i… czekaj, co? Sabina na dłuższą chwilę zawiesiła wzrok na jednym ze zdjęć. 
Nagłówek brzmiał: ‘’Czyżby zdrada?’’
A ten chłopak na zdjęciu… Nie. To na pewno nie był Carlos.
To tylko ktoś bardzo do niego podobny. Ale że aż tak?
Dziewczyna ze zdjęcia także kogoś jej przypominała.
-Mówisz, że bzdury?- Odezwała się, cały czas wpatrując w zdjęcie.
-Co mówisz?- Karolina była lekko zdezorientowana. Sama pogrążyła się w myślach, jednak były one mniej pesymistyczne, niż te od jej przyjaciółki.
-Fajnie poczytać te wszystkie bzdury?- Podała jej gazetę otwartą na stronie, która wzbudziła jej największe zainteresowanie.
Karola studiowała ją przez chwilę, która zdawała się być dla Sabiny wiecznością. Na koniec pokręciła głową.
-To nie może być on.
-A jednak.- Szepnęła, czując jak wielka gula zbiera się w jej gardle. Do głowy jej nie przyszło, że Carlos mógłby zrobić coś takiego. Była ciekawa, czy na tym jednym incydencie się skończyło. Czy może wręcz przeciwnie i właśnie to było powodem, dla którego teraz nie odbierał jej telefonów?
-Nawet jeśli, to na pewno ma racjonalne wytłumaczenie tej sytuacji. To nie jest to na co wygląda. Carlos nie jest taki.- W takich momentach to, że przed ich spotkaniem była Rusher brało górę i jak zawsze próbowała bronić ich dobrego imienia.
-Skąd masz taką pewność?
Jej pytanie nie spotkało się z żadnym odzewem ze strony czarnej.
 *Los Angeles*

Kendall zatrzymał się przed ich wspólnym domem. Jako, że James nie był w stanie to właśnie na niego przypadło zorientowanie się w tym, co się stało z jego przyjacielem. Carlos miewał swoje humorki, a i owszem, był jednak ciekawy czym tym razem były spowodowane.
Drzwi były otwarte, blondyn odetchnął z ulgą. Nie zwrócił uwagi na to, że go wstrzymywał. Nie męczył się ze ściągnięciem butów, od razu ruszył w stronę pokoju Latynosa. Doskonale wiedział, że właśnie tam go zastanie i nie zdziwił się. Drzwi na balkon były otwarte, a sylwetka jego przyjaciela opierającego się o balustradę- doskonale widoczna. Podszedł do niego najciszej jak mógł i tyłem oparł się o barierkę uważnie studiując twarz Carlosa. Głęboko nad czymś rozmyślał.
-Co się stało?
Latynos podał mu telefon, nie odpowiadając.
Po przeczytaniu na szybko całego artykułu, kolejno klikając na zdjęcia przeniósł swój zaskoczony wzrok na pogrążonego w myślach przyjaciela.
-Dlaczego?
-To tak samo wyszło. Nie mam pojęcia.- Spojrzał w niebo. Doskonale było widać jak bije się ze swoimi myślami. Kendall chciał teraz wejść mu do głowy, zobaczyć co czuje. Zdawał sobie jednak sprawę, że to mogło nie być dla niego dobre.
-Kochasz ją?
-Jak nikogo innego. Cholera, ja nie mogę jej stracić!- Latynos podniósł głos i wszedł do pokoju, siadając na łóżku. Jego przyjaciel podążył za nim.
-Skąd wiedziałeś, że myślę właśnie o niej?
-Obydwoje wiemy, że odkąd pojawiła się tamtego wieczora w moim życiu myślę tylko o niej. O nikim więcej.- Włożył twarz w dłonie.
-Stało się coś… no wiesz.. Poza pocałunkiem?
-Nie!- Krzyknął, po czym powtórzył ciszej, spokojniej.- Nie. Nie mógłbym. Nie wiem jak to się stało.
-Powtórz jej to, co powiedziałeś mi. Zrozumie.
-Jak? To nie jest rozmowa na telefon.
-I nie musi.  Za niedługo tu będzie.
-O czym ty mówisz?- Spojrzał na niego zdezorientowany, niczego nie świadomy.
-James miał wypadek. Pan Kwiatkowski dał mi znać, że dziewczyny są w drodze do naszego miasta.
Carlos wstał jak oparzony.
-James miał wypadek, a ty mówisz mi o tym dopiero teraz?!
-Myślałem, że wiesz, skoro nie było nas w domu przez tyle czasu.
-Sam wróciłem jakieś pół godziny temu. Cholera, co z nim? Jak się trzyma? Co się stało?- Odezwała się w nim ta braterska strona.
-Nic nie wiemy. Operują go. Po prostu jedźmy do szpitala, dobrze? Po drodze wstąpimy do Emmy. Julia już tam jest.-  Obydwoje wyszli z pokoju, a potem domu i już chwilę później siedzieli w samochodzie. Carlos myślał nad słowami swojego przyjaciela.
-Dlaczego tata Sabi dał znać tobie, nie mi?
-Może dlatego, że do ciebie nie da się dodzwonić, idioto?
Chłopak nie odpowiedział na ukryte oskarżenie w wypowiedzi przyjaciela, ponieważ dziewczyny właśnie wsiadły do samochodu. Atmosfera w środku była gęsta, nikt się nie odzywał. Czas dłużył się niemiłosiernie.



*Oczami Carlosa*

Przy wejściu do szpitala natknęliśmy się na Sabinę i Karolinę. Moja dziewczyna od razu podbiegła do Kendalla, kompletnie nie zwracając na mnie uwagi. Nie dziwiłem jej się. Pewnie już wiedziała.
-Co z nim? Kendall błagam, powiedz, że wszystko w porządku!- Było widać, że ledwo powstrzymuje się od płaczu. Serce mi pękło, gdy tak patrzyłem jak cierpi, a nie mogłem do niej podejść. Nie pozwoliłaby mi.
-Chodźmy na górę.- Uciął i zaczął kierować się w stronę wejścia. Korzystając z sytuacji lekko złapałem moją dziewczynę za ramię chcąc jak najszybciej z nią porozmawiać.
-Nie dotykaj mnie, ostatnią rzeczą, którą teraz chcę zrobić, to mieć do czynienia z tobą.- Nawet na mnie nie spojrzała. Wyszarpnęła się i ruszyła za resztą. Jeśli wcześniej czułem się potwornie, to sam nie wiedziałem jak nazwać ten stan teraz. Byłem dupkiem. Ostatnią rzeczą, której chciałem było jej cierpienie, tym bardziej z mojego powodu.
Nie pozostało mi nic innego, jak kierować się za nimi. Nie spuszczałem z niej wzroku. Ona musiała dać mi to wytłumaczyć. Nie mogłem jej stracić. Była moim życiem.
Po dojściu na miejsce obserwowałem tylko jak u Karoli wszystkie emocje puszczają, wraz z zobaczeniem Hendersona. Wpadła w jego ramiona. Warga Sabi zadrżała. Patrzyła na wszystko, tylko nie na mnie. Doskonale znałem ten stan, więc nie mogąc dłużej na to patrzeć zrobiłem kilka kroków w jej stronę. Przyciągnąłem ją do siebie, zamykając w swoich ramionach. Wiedziałem, że to zawsze na nią działało, dlatego tym bardziej zdziwiła mnie jej reakcja. A raczej jej brak. Stała, kompletnie nie wykazując oznak życia, a ja wręcz mogłem wyczuć jak bije się z myślami.
-Po prostu mnie przytul, ja ci wszystko wytłumaczę.- Nie było mnie stać na więcej niż szept. Nie chciałem, by ktokolwiek wiedział. Wtedy jakby jakaś bariera puściła, dziewczyna gwałtownie się ode mnie odsunęła.
-Nie dotykaj mnie.- Posłała mi jedno krótkie spojrzenie i szybkim krokiem skierowała się w stronę windy. Już miałem za nią iść, jednak powstrzymał mnie lekarz wychodzący przez jedne z drzwi. Cała nasza uwaga skupiła się na nim.
-Doktorze, co z nim?
Lekarz spojrzał po naszych twarzach, jego mina nie potrafiła nic mi powiedzieć.
-Kim jesteście?
-Jego przyjaciółmi.-Kendall postanowił powiedzieć za nas wszystkich.
Doktor Steward, bo właśnie tak miał na nazwisko już otwierał usta by coś powiedzieć, jednak Emma go wyprzedziła.
-Jestem jego narzeczoną. Proszę mi powiedzieć co z nim.- Wręcz błagała będąc na skraju wytrzymania. To naprawdę musiało ją wiele kosztować. Chirurg dał za wygraną i udzielił nam prostej odpowiedzi, która niekoniecznie podniosła nas na duchu.
-Kolejna doba będzie decydująca.
Wtedy już bez słowa ruszyłem przed siebie. Dlaczego wszystko zaczyna sie psuć w tym samym czasie?

 _______________________________________________________________________________




No to nic. Dłuższy niż zawsze, nie ma w nim nic niezwykłego, jednak jest ważny.
Dzisiejszego dnia mija rok, odkąd założyłam tego bloga! Napisałam 65 rozdziałów.
Chciałabym podziękować wszystkim, którzy kiedykolwiek zostawili tutaj po sobie ślad. W postaci komentarza, bądź wyświetlenia.
Dziękuję za 640 komentarzy i 19.134 wyświetlenia!
Blog był założony z dnia na dzień, tak ot po prostu mi się nudziło. W życiu nie pomyślałam, że będę pisać go aż rok, że ktokolwiek będzie chciał to czytać.

Po prostu dziękuję.

A teraz mam prośbę. Czy mogłabyś/Mógłbyś skomentować tego posta? Jakkolwiek, może to być zwykła kropka, chcę po prostu wiedzieć ile osób to czyta.

 I druga sprawa. Zastanawiam się nad zakończeniem bloga. Mam możliwości i pomysł, więc wolę zapytać was o zdanie. Mam dalej ciągnąć tą drugą modę na sukces, czy zakończyć to i zacząć pisać nowego bloga (na którego zresztą też mam pomysł)? Chciałabym znać waszą opinię. Odpowiadajcie w ankietach.
Do następnego!

środa, 11 grudnia 2013

Rozdział 64.


Sabina jak najszybciej zbiegła na dół po schodach. Z kuchni doszły do niej odgłosy obijających się od siebie naczyń, po czym wywnioskowała, że jej rodzicielka właśnie zmywała naczynia. Skierowała się w stronę tego pomieszczenia, zastanawiając się nad sensem rozmowy. Mama zawsze wymagała od niej dobrych stopni w szkole, więc bez pomocy taty by się nie obyło. Problem w tym, że on rzadko bywał w domu, a prawdopodobieństwo, że właśnie wejdzie do domu z powodu szybszego wykonania swoich obowiązków była praktycznie zerowa. Z tego właśnie powodu postanowiła trochę sobie dopomóc. Wystukała na ekranie swojego telefonu dziewięć cyfr, które znała na pamięć i przyłożyła urządzenie do ucha. Długo nie musiała czekać na to, aż jej tata odbierze telefon. Zawsze odbierał. Pomimo swojej pracy i jego wysokiej pozycji zawsze znalazł czas, by wysłuchać swojej córki. I tym razem nie było inaczej.
-Co jest misiek?
Kiedy usłyszała głos swojego rodzica lekko się zawahała. Co tak właściwie chciała mu powiedzieć?
-Bo… mam do ciebie sprawę. Mógłbyś przyjechać do domu?
-Coś się stało?- On od razu zaczął się martwić. Faktem było to, że nieczęsto był zmuszony odbierać telefony w trakcie pracy. A kiedy już faktycznie ktoś dzwonił to albo był głupi, albo stało się coś ważnego.
-Nie. To znaczy tak.- Zająknęła się.- Po prostu przyjedź, dobrze?
-Przyjadę jak najszybciej będę mógł. Może porozmawiaj z mamą, dopóki nie dotrę do domu?
-Tak zrobię. Dziękuję.- Sabina rozłączyła się i biorąc jeden głęboki wdech przekroczyła próg kuchni. Jej rodzicielka krzątała się po pomieszczeniu, aż dziwne, biorąc pod uwagę dość późną porę.
-Mamo, pomóc ci w czymś?- Zapytała, siląc się na najmilszy ton głosu. Nie było to łatwe, gdyż sama słyszała jak bardzo drgał jej głos. Bała się. Bała, że rodzice nie pozwolą jej lecieć do Los Angeles. Poza tym nadal nie wiedziała co się stało z jej przyjacielem. Strasznie się martwiła. Bo tak naprawdę nie wiedziała nic. Nie wiedziała jak to się stało, nie miała pojęcia co się z nim teraz działo. I pomimo tego, że nie wiedziała w jakim był stanie bała się, że z tego nie wyjdzie. I to pochłaniało całe jej myśli. Ani przez chwilę nie pomyślała o tym, dlaczego Carlos nie odbiera telefonów. O tym, że nikt nie wie co się z nim dzieje.
-Nie, właśnie skończyłam.- Mama blondynki wytarła dłonie o ręcznik i odwróciła się w jej stronę z uśmiechem, który zniknął, gdy tylko zobaczyła pobladłą twarz córki.- Boże dziecko, co się stało?
-Wszystko w porządku.- Sabina wysiliła się na lekki uśmiech. Zawsze miała tak, że gdy tylko w takich sytuacjach widziała swoją rodzicielkę, chciało jej się płakać. Automatycznie rosła jej gula w gardle i nie potrafiła się jej pozbyć. Nie rozumiała tego, jednak po tych kilkunastu latach zdążyła się do tego przyzwyczaić. Bo skoro tak było, musiał istnieć jakiś logiczny powód, prawda?
-Nie w porządku, dlatego marsz do salonu i zaraz wszystko mi opowiesz.- Jej głos był łagodny i przemawiała przez niego troska.
Sabina wolała nic nie mówić i po prostu wyjść z kuchni. Czuła, że jej mama kierowała się za nią i faktycznie tak było.
Już po chwili siedziała na kanapie i w skrócie mówiła mamie co się stało.  Nie było tego dużo, bo przyczyną tej rozmowy był tylko i wyłącznie jej przyjaciel.
-Na pewno nic mu nie będzie.- Pani Kwiatkowska mocno przytuliła do siebie swoją córkę.
Blondynka właśnie tego najbardziej teraz potrzebowała. Nadziei. Oczywiście lepiej by było zobaczyć teraz Jamesa, całego i zdrowego, jednak jak na razie zostawało jej tylko to.
-No właśnie tego nie wiem.- Głęboko odetchnęła zakładając kosmyk włosów za ucho.- Dlatego chciałam zapytać… czy może mogłabym… No wiesz, tam do nich?- Nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów. Nie chciała pytać tak prosto z mostu.
- Chcesz zapytać, czy możesz polecieć do Los Angeles?- Ujęła jej myśli w pełne zdanie.
-Tak, mniej więcej tak.
-Sabina… To jest początek roku, nie powinnaś…- Blondynka szybko weszła jej w słowo.
-Nie sądzisz, że mój przyjaciel jest ważniejszy od frekwencji w szkole? Poza tym, myślisz, że będę mogła się skupić na lekcjach wiedząc, że on gdzieś tam leży?
-Zgódź się, co ci szkodzi.- Obydwie wręcz podskoczyły na dźwięk głosu pana Kwiatkowskiego. Żadna z nich nie słyszała otwierających się drzwi.  Sabina spojrzała na swojego tatę z nadzieją. Zazwyczaj udawało mu się podać stosowne argumenty, które prawie zawsze trafiały w sedno. Swoją drogą, jak długo przysłuchiwał się ich rozmowie? Mężczyzna się zaśmiał.- Jestem aż taki straszny?
-Nie przyzwyczaiłam się do Twojego widoku od ponad dwudziestu lat, więc tak, zgaduje, że tak.
-Cokolwiek tylko powiesz.- Przekręcił oczami. Pomimo już nie tak młodego wieku uwielbiał droczyć się zarówno ze swoją córką, jak i żoną. Szymon rzadko bywał w domu, więc nie mógł się tym wystarczająco nacieszyć, dlatego korzystał, dopóki Sabina mu nie uciekła.- Nie patrzcie tak na mnie. Po prostu idź się spakuj, a potem spać. Razem z mamą zarezerwujemy ci jakieś bilety.
-Liczysz na to, że zasnę?- Postanowiła zadać tak proste pytanie, na które jej ojciec nie potrafił znaleźć odpowiedzi.
-Po prostu idź.- Podszedł do niej i lekko pocałował w czoło, a Sabinie nie pozostało nic innego, jak tylko posłuchać się jego słów i wejść po schodach na górę.
______________________________________________________________________________
Przepraszam, że dopiero dzisiaj! Po prostu brak czasu mi się udziela. Następny rozdział na pewno pojawi się w poniedziałek, tego dnia na pewno nie mogę pominąć. Przepraszam, że rozdział taki beznadziejny.

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Rozdział 63.


                                        *Polska*

-Ty lepiej idź spać, bo się jutro do szkoły nie obudzisz.- Sabina cicho się zaśmiała.
Znała Karolinę praktycznie od zawsze, a takie ‘madczyne’ odchyły zdarzały się jej odkąd pamiętała. Można powiedzieć, że po prostu się martwiła. Karola była dla niej jak siostra, znały się na wylot. Żadna nie wyobrażała sobie życia bez drugiej. Ale dobrały się świetnie. Żadna z nich nie okazywała tego zbyt często. A tak w rzeczywistości skoczyłaby za drugą w ogień. Dopełniały się.
-Nie jestem śpiąca, nie musisz się martwić.
-To nie była propozycja. Won spać w tym momencie.- Próbowała zmienić swój głos na stanowczy, sama jednak zdawała sobie sprawę, że rozbawienie wzięło górę.
-Ale mamo… Jeszcze nie.- Karola zmieniła swój głos na dziecinny i przeciągała każdą z samogłosek.
-Nie ma żadnego ale! W tej chwili do łóżka. I nie pyskuj młoda damo.
-Ta starsza się odezwała. No dobrze mamusiu, już idę.- Kiedy Karola kończyła mówić to zdanie, blondynka usłyszała dźwięk oznajmiający o osobie, próbującej się do niej dodzwonić. Postanowiła to zignorować. Przecież za chwilę oddzwoni, prawda?
-Dobranoc córko. Niech Ci się ten brunet z plakatów przyśni.
-A tobie ten uroczy Latynos. Myślałaś, że nie zauważyłam, jak codziennie rano wymyka się z twojego pokoju? Jestem ciekawa co tam robicie.
-O tym porozmawiamy kiedy indziej. Nie musisz być aż tak doinformowana w tak młodym wieku.
-Żebyś się nie zdziwiła mamusiu.- Czarna powiedziała to zdanie wręcz przesłodzonym głosem, tak, że jej przyjaciółka po drugiej stronie słuchawki musiała zakryć usta, próbując stłumić chichot.
-Idź spać.
Po tych słowach i krótkim pożegnaniu rozłączyła się. Automatycznie spojrzała na spis połączeń. Trzy nieodebrane od Kendalla? Czy stało się coś tak ważnego, by jej przyjaciel próbował się do niej tak uporczywie dodzwonić? Uporczywie, bo wyglądało na to, że dzwonił raz za razem. A kiedy telefon zaczął wygrywać jej ulubioną piosenkę była prawie pewna, że coś jest nie w porządku. Dość niepewnie nacisnęła zieloną słuchawkę. Od razu doszedł ją głos Kendalla:
-Nie odbiera.- Był wyraźnie podenerwowany.
-Kendall, coś się stało?- Automatycznie jej się to udzieliło.
-Sabina! Nie, nic. To znaczy tak. Ale nie wiem. Ty jej to powiedz.- Było słychać tylko jego jęk, wyrażający frustracje. Nie mógł połączyć ze sobą wszystkich pojedynczych myśli.
-Idioto, gadaj mi w tej chwili o co chodzi!- Niewiedza zaczęła powoli irytować blondynkę.
-Ty jej to powiedz.- W odpowiedzi słychać było jakiś dziwny szelest, a już po chwili głos Hendersona.
-No cześć mała.
-Nie wyjeżdżaj mi tu z żadną małą, tylko po prostu powiedz co się dzieje.- Warknęła.
-Jak by ci to powiedzieć… Bo bardzo możliwe, że jesteśmy w tym momencie w szpitalu.
Po słowach bruneta Sabina na chwilę po prostu wstrzymała oddech. Od razu stanął jej przed oczami Carlos. Co prawda nie odzywał się od wyjazdu z jej rodzinnego miasta, jednak do głowy nie przyszła jej myśl, żeby mogło się coś stać. Ale gdyby to nie o niego chodziło, to czy nie on zadzwoniłby do niej z tą wiadomością?
-Zapytam jeszcze raz. Co się stało? Oczekuje pełnej odpowiedzi. I ostrzegam, nie ręczę za siebie.- Wymamrotała jakby nie myśląc o tym co mówi.
-James miał wypadek.- Logan udzielił jej tej jakże istotnej informacji.- Wiemy tylko tyle.
Nie mogła powiedzieć, że poczuła ulgę. Nie mogła też uznać, że kamień spadł jej z serca. Bo kto ‘normalny’ potrafiłby czuć cokolwiek zbliżonego do wyżej wymienionych uczuć, kiedy wiedziałby, że jego przyjaciel jest w szpitalu? Nie było takiej możliwości.
-Lecę do was. Gdzie jest Carlos?- Wreszcie zadała to nurtujące ją pytanie.
-Właśnie nie mamy pojęcia. Nie odbiera telefonu. Drzwi nie otwiera. Spróbuj się do niego dodzwonić, bo jak nie ty to nie wiem kto. I nie ruszaj się z Polski. Po prostu masz tam zostać. Będziemy was informować na bieżąco.- Po wypowiedzeniu tych słów po prostu się rozłączył.
Po raz kolejny dzisiejszego dnia blondynka wybrała numer do swojej przyjaciółki. Odebrała po niecałych dwóch sygnałach. Sabina od razu przeszła do konkretów.
-Wiesz o wszystkim?
- Nie inaczej.
-Wybieramy się do nich?
-Jeszcze pytasz?- Karola głęboko odetchnęła dając po sobie poznać, jak bardzo się denerwuje.
-Pakuj się.- Nie czekając na odpowiedź czarnej rozłączyła się
Teraz wystarczyło tylko namówić rodziców. Jednak to mogło nie pójść zbyt dobrze. Właśnie tego bała się najbardziej.
_______________________________________________________________________________

I jak się podoba? Dziękuję za 9 komentarzy. ;) to dla mnie naprawdę bardzo ważne. Przepraszam, że rozdział pojawia się dopiero dzisiaj, jednak w weekend nie miałam czasu i możliwości.
Za 14 dni mija rok, odkad założyłam tego bloga! Nie myślałam, że wytrzymam tak długo.
Do następnego ;)