sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział 23.

Wyciągnął rękę z telefonem w moją stronę i spojrzał na mnie znacząco. Wzięłam dwa głębokie oddechy i przejęłam od niego urządzenie.
Niby co  miałam teraz powiedzieć?
On jednak mnie wyprzedził.
-Cześć, Meg- Miał zaspany głos. Spojrzałam na zegarek. No tak. U niego była 6:30.
-Obudził cię! Carlos, przepraszam, Thomas nie pomyślał o tym, że...
Chłopak przerwał mi moje tłumaczenie.
-Spokojnie. Jestem pewien, że i tak zaraz bym się obudził.
Przekręciłam oczami, choć on nie mógł tego zobaczyć.
-Jeśli możesz, to potrafisz spać nawet do południa, nie sądzę byś akurat dzisiaj postanowił zrezygnować ze swoich zwyczajów.
Odezwał się po dłuższej chwili, jakby zastanawiał się nad moimi słowami.
-Masz rację, gdyby na ekranie nie wyświetliło się twoje imię, to pewnie bym nie odebrał i spał dalej.
Przymknęłam oczy, nie wiedząc co odpowiedzieć. Czułam, jak Tommy mi się przygląda. Przypomniałam sobie moment, w którym stłukłam ulubioną wazę taty. Miałam wtedy 9, może 10 lat. Tommy i ja siedzieliśmy w domu, czekając na rodziców. Mój brat pomógł mi posprzątać, a kiedy przyszli rodzice wziął winę na siebie. Mama zaczęła na niego krzyczeć i już, prawie by go uderzyła, jednak tata zareagował. Podszedł do Tommy’ego i po prostu go przytulił. Powiedział mu, że to nie jego wina.
Jeszcze tego samego dnia poszłam do jego pokoju i się przyznałam.
Powiedział do mnie wtedy słowa, które rozjaśniły moją sytuację, Sprawiły , że już nie miałam problemu z wybaczeniem Carlosowi.
-Cieszę się, że mi o tym powiedziałaś. Pamiętaj, należy wybaczać ludziom, którzy potrafią przyznać się do winy. Kiedyś zrozumiesz, że to najłatwiejsza opcja. Przypomnisz sobie moje słowa.
I właśnie w tym momencie sobie je przypomniałam.
Wysiliłam się na sarkastyczny ton głosu.
-Jeśli ty wpadniesz kiedyś na pomysł, żeby zadzwonić o takiej godzinie, to nawet na mnie nie licz. Ostatnią rzeczą, której potrzebuję jest słyszenie twojego głosu z samego rana.
W tonie jego głosu też coś się zmieniło. Znałam go zbyt dobrze, by nie wyczuć w niej pewnego rodzaju ulgi i nadziei. Tej ostatniej przede wszystkim.
-Cóż, kiedy ostatnio rozmawialiśmy o podobnej porze, powiedziałaś, że mój głos jest.. jak ty to ujęłaś? Pociągający?
-To było dawno i nieprawda! Nie chciałam powiedzieć ci, że brzmisz jak kot umierający w męczarniach. Zrobiłoby ci się przykro.
Chłopak parsknął śmiechem. Zrobiło mi się tak niesamowicie lekko. Jakby wszystkie moje problemy wyparowały, kiedy usłyszałam jego śmiech.  Poczułam, że mój przyjaciel wrócił... W drugim wcieleniu.
-Z wszystkich rzeczy, które mogłaś, wybrałaś akurat biednego, nic nieświadomego kota?
-Nie lubię kotów.
-Bo Twoje uczulenie zniszczyło twoje piękne marzenia o spędzeniu swojego życia w domu starców z gromadką kotów przy boku?
-Moje uczulenie nie ma z tym nie wspólnego!
Tak, miałam uczulenie na sierść. Tak, on uwielbiał mi to wypominać.
-Kogo chcesz oszukać?- Mruknął.
-No właśnie ciebie- rozłożyłam się wygodniej na huśtawce- Masz z tym jakiś problem?
-Wiesz, w sumie ani trochę. Zniosę wszystko, bylebyś w ogóle chciała ze mną rozmawiać– Ton jego głosu się zmienił. Stał się głębszy i nie można było w nim dosłyszeć ani nuty znanej mu żartobliwości.
-Nie rozmawiajmy o tym teraz - Zaczęłam się denerwować. Nie chciałam z nim rozmawiać o całej tej sytuacji.
-Masz rację. To nie jest rozmowa na telefon- Westchnął.
-Ja.. chyba będę kończyć. Tommy przyjechał, rozumiesz.
-Rozumiem- mruknął- Sabine... Podziękuj mu, dobra?
Zmarszczyłam brwi.
-Za co?
-Dobrze wiesz, za co. Nigdy w życiu nie zadzwoniłabyś do mnie z własnej woli.
Zrobiło mi się głupio. Miał rację. Nie wyszłabym z inicjatywą i wcale nie z powodu tego, co zrobił. Duma mi na to nie pozwalała.
-Masz rację. Chyba też jestem mu to winna.
-Masz za co mu dziękować?
Spojrzałam z ukosa na Tommy’ego, który próbował powstrzymać uśmiech.
-Nawet nie masz pojęcia- rzeczy, za które byłam mu wdzięczna wykraczały daleko poza tą rozmowę.
-Zadzwoń jak będziesz miała czas.- rozłączył się, a ja odłożyłam urządzenie do kieszeni.
-I jak?- Tommy szturchnął mnie w ramię, kiedy przez chwilę siedziałam w milczeniu.
-Zamorduję cię.- Mruknęłam tylko i mocno go przytuliłam.
Tak, właśnie tymi słowami uświadamiałam mu, ile dla mnie znaczy.
Mój brat odetchnął z ulgą i mnie objął.
-Cieszę się, że się z nim pogodziłaś.
-Myślę, że nie do końca pogodziłam. To była po prostu chwila słabości.
-Żadna chwila słabości! Powiedziałaś co myślałaś i ani mi się waż tego cofać.
-Zobaczę jak to będzie.- Ucięłam.
-Co do tego co napisałaś..- Poruszył myszką, by na ekranie pokazał się otworzony word- jest świetne. A nawet ponad to. Ale myślę, że ta historia zasługuje na szczęśliwe zakończenie.
Spojrzał na mnie i podniósł jeden kącik ust do góry.
Westchnęłam spoglądając na ekran urządzenia.
-Nie istnieje coś takiego jak szczęśliwe zakończenie. Zawsze pod koniec ktoś będzie niezadowolony z rezultatu. Ktoś musi przegrać, by ktoś mógł wygrać- wzruszyłam ramionami- W życiu zazwyczaj wygrywają ci, którzy na to nie zasługują.
_________________________________
Nie lubię takich cukierkowych rozdziałów, w których ludzie sobie wybaczają i te sprawy. Ale takie też są potrzebne.

Co myślicie?

sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 22.

Siedziałam na huśtawce stojącej w ogrodzie babci, trzymając na kolanach laptop z otwartym wordem.
Wraz z powrotem do dawnego domu powróciły do mnie dawne marzenia.
Przypomniałam sobie, jak przed śmiercią taty siedziałam w nocy i pisałam krótkie opowiadania, które mu później dawałam. On mówił, że były świetne i kazał mi pisać następne. Więc dokładnie to robiłam.
Kiedy wena nie przychodziła, prosiłam o pomoc mojego brata. Miał niesamowite pomysły.
Z mamą było inaczej. Nigdy nie pokazałam jej niczego, co było napisane przeze mnie. Nie wiedziałam, dlaczego. Po prostu nie umiałam się przemóc. Byłam pewna, że jej to nie obchodzi, a ona nigdy nie pytała, co takiego robię przy komputerze. Więc jej nie mówiłam.
Zawsze byłam bliżej z tatą. Potrafił mnie zrozumieć.
Po śmierci taty nie widziałam potrzeby, by pisać. Prócz mojego brata nie było już nikogo z kim mogłabym się tym podzielić. Tommy niejednokrotnie prosił mnie, bym do tego wróciła, ja jednak nie mogłam się przemóc.
Teraz jednak postanowiłam to zmienić.
Historia, którą postanowiłam opisać była stosunkowo podobna do mojej.
W pisaniu przerwały mi jednak ręce, które delikatnie zakryły mi oczy.
-Zgadnij kto?-Osoba stojąca za mną próbowała zmienić ton swojego głosu, jednak na próżno. Doskonale wiedziałam, kim on był.
Wstrzymałam oddech i zdjęłam ręce Tommy’ego z moich oczu.
Mój brat stał przede mną z szerokim uśmiechem na twarzy, w luźnym podkoszulku i jeansach. Wyglądał inaczej niż kilka miesięcy temu, kiedy to widzieliśmy się po raz ostatni.
Zdławiłam szloch i wpadłam w jego ramiona. Tommy cofnął się o dwa kroki, żeby utrzymać równowagę, jednak od razu otoczył mnie ramionami. Cicho zamruczał i okręcił wokół własnej osi, cały czas nie wypuszczając z ramion.
-Nie zdajesz sobie sprawy jak za tobą tęskniłem, pszczółko.
Kiedy usłyszałam to dobrze znane sobie przezwisko, coś we mnie pękło. Głęboko odetchnęłam, próbując się nie rozpłakać, ale na próżno. Moje ostatnie przemyślenia dały mi się we znaki. Ale nic dziwnego, ktoś w końcu kiedyś powiedział, że za tłumione emocje w końcu trzeba zapłacić.
-Też tęskniłam.
Tommy zaalarmowany moim głosem delikatnie mnie od siebie odsunął. Zmrużył oczy i przyjrzał się mojej twarzy, po czym niezadowolony cicho cmoknął.
-Gdybym wiedział, że taka będzie twoja reakcja,  to już dawno wskoczyłbym w pierwszy lepszy samolot i przyjechał do ciebie.
Zaśmiałam się, jednocześnie szybko mrugając, by odgonić niechciane łzy z moich oczu.
-Nie schlebiaj sobie. Cieszę się, ale nie tak by wybuchnąć płaczem- Prychnęłam.
-Cóż, chyba właśnie to teraz zrobiłaś, więc yeah, musisz mieć naprawdę cholernie ważny powód, żeby mnie teraz nie urazić- trącił mnie łokciem i pociągnął na dużą huśtawkę z drugiej strony ogrodu. Wzięłam po drodze laptop, który zostawiłam na ziemi w trakcie naszego przywitania.
-Znam twoje ego, więc wiem, że cokolwiek nie będzie moim powodem, to i tak cię to urazi- przetarłam dłonią oczy.
Tommy przekręcił oczami i zignorował sarkazm w moim głosie.
-Czy to ma coś wspólnego z Jamesem?
-Tak. To znaczy nie. To znaczy poniekąd- westchnęłam z frustracji- To skomplikowane.
-Mamy czas- mój brat wzruszył ramionami i zaczął nas huśtać- Zostaję tutaj tak długo jak ty masz zamiar.
Uśmiechnęłam się.
-Robisz to dla mnie czy chcesz pokazać babci, że jesteś tym lepszym wnukiem?
-Uznam, że tego pytania nie było, żeby wyjść na przykładnego brata.
-Mówiąc to, właśnie się przyznałeś.
-Czy możemy wrócić do twojego tematu?
-Jeśli bardzo Ci na tym zależy.
-Bardzo.
Spojrzałam na niego. Wyczekująco mi się przyglądał, więc wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić. Powiedziałam mu wszystko od samego początku, a on słuchał nie przerywając mi. Wiedział, że tego potrzebuję.
Po skończeniu mojego wywodu Tommy przez chwilę po prostu milczał, zastanawiając się nad tym wszystkim. Zawsze tak robił. Ludzie mogli uważać go za człowieka, który nie zastanawia się nad swoimi czynami, jednak to nie była prawda. Jego bliscy wiedzieli, jaki jest naprawdę. Był cholernie inteligentny nawet jeśli nie dawał tego po sobie poznać. Wreszcie po dość długiej chwili, zapytał:
-Dlaczego nie chcesz dać mu szansy?
-Nie wiem Tommy, nie wiem. Być może po prostu boję się mu wybaczyć.- westchnęłam.
Ciężko mi było o tym mówić.
-Ale kiedy ty już mu wybaczyłaś. Po prostu nie możesz tego przyznać przed samą sobą.
-Zdaję sobie z tego sprawę, dobra?
-Kochasz go- stwierdził.
-Kochałam Josha- mruknęłam.
-Sabi, ty naprawdę tego nie rozumiesz? To on jest Joshem czy tego chcesz czy nie- Powiedział powoli, jakby chciał mieć pewność, że każde słowo do mnie dotrze- pogodziłaś się z tym, więc teraz czas mu to pokazać.
-Naprawdę tak myślisz?- Mruknęłam przeklinając się w duchu za moją uległość.
-On nie jest dla ciebie tylko kolegą z zespołu twojego niby chłopaka. To widać. A teraz pokaż co tam pisałaś- jednym ruchem zabrał mi laptopa.
-Oddaj mi to!- Rzuciłam się w jego stronę, jednak już jedno ostrzegawcze spojrzenie wystarczyło, żebym się zamknęła- Okey, okey. Czytaj śmiało.
-Oh, przez ten czas zapomniałem, że wystarczy jedno moje słowo, byś coś zrobiła- wyszczerzył się- brakowało mi tego.
Prychnęłam. Niechcący.
-A mi ani trochę.
-Kogo chcesz oszukać, pszczółko?
-Ciebie- mruknęłam, udając naburmuszoną, ale on nagle uśmiechnął się w ten swój szczególny sposób- Co?
-Gdzie masz  telefon?
Wyciągnęłam telefon z kieszeni i spojrzałam na niego.
-No tutaj, a c...-przerwałam, kiedy bezceremonialnie wyrwał mi urządzenie z ręki-EJ!
Szybko zorientował się, jakie mam hasło i zaczął coś klikać. Rzuciłam się na niego, jednak on bez większych problemów mnie od siebie odsunął.
-Ale że niby co ty teraz robisz?!- Krzyknęłam, gdy przyłożył telefon do ucha.
Tommy posłał mi buziaka w powietrzu i uśmiechnął się, kiedy osoba po drugiej stronie słuchawki odebrała połączenie.
-Carlos? Cześć, mówi brat Sabiny-  po usłyszeniu tego skamieniałam- Tak, Thomas. Wiesz, moja siostra chciała z Tobą porozmawiać, jednak wstydziła się zadzwonić- przez chwilę słuchał, co jego rozmówca ma do powiedzenia- Nie bierz tego na poważnie. Więc miło było poznać!
Wyciągnął rękę z telefonem w moją stronę i spojrzał na mnie znacząco.

Wzięłam dwa głębokie oddechy i przejęłam od niego urządzenie. Niby co  miałam teraz powiedzieć?

_____________________
No i jest!
Nie komentuję tego, co dzisiaj stworzyłam, ale byłoby miło, gdybyście wy to zrobili ;)
do następnego!

sobota, 17 stycznia 2015

Rozdział 21.

Głęboko odetchnęłam wychodząc z lotniska. Oczyma wyobraźni widziałam dzień, kiedy byłam tu ostatni raz. Było to dwa dni po pogrzebie taty, a sześć dni po jego śmierci.
Mama bardzo szybko stąd wyjechała. Wspomnienia wzięły górę.
A i ja nie śpieszyłam się z powrotem do rodzinnego miasta. Wsiadłam do pierwszej stojącej taksówki i poprosiłam o podwiezienie do domu mojej babci. O dziwo mówienie po polsku przyniosło mi... ulgę. Jakbym wróciła do czegoś, czego bardzo mi brakowało.
I tak było.
Mama nie chciała rozmawiać z nami w moim ojczystym języku. Lilly wolałam uczyć angielskiego, żeby szlifowała ten język. Jedyną osobą, z którą mogłam spokojnie porozmawiać po polsku był Tommy, mój brat.
On jeszcze nigdy nie wypowiedział do mnie zdania po angielsku. 
Już chwilę później stałam z walizkami przed moim dawnym domem. Obawiałam się pierwszego wrażenia. Bałam się, że zmienił się nie do poznania. Że przez te dwa lata utraciłam cząstkę wspomnień nawet nie zdając sobie z tego sprawy.
Przez chwilę nie ruszałam się z miejsca, ale moja babcia mnie uprzedziła. Nie wiem, czy siedziała w oknie wyczekując mnie, czy po prostu miała doskonały zmysł wyczuwania rodziny, ale wyszła z domu szybkim krokiem-ba, wręcz wybiegła!- i mocno mnie przytuliła.
Do tej pory nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo za nią tęskniłam.
-Jak się miewa moja wnuczka?
-Teraz dobrze, babciu. Teraz dobrze- Uśmiechnęłam się do niej.
Wzięłam moje walizki i z pewnym lękiem ruszyłam w stronę domu. Babcia ruszyła zaraz za mną.
-Jak ci się powodzi w Ameryce? Z tego co słyszałam od Laury wywnioskowałam, że całkiem nieźle.
No tak, pomyślałam. Przecież z nią rozmawiałam.
-Naprawdę dobrze. Poznałam nowych ludzi, nauczyłam Lilly angielskiego i myślę, że się tam zadomowiłam.
Chociaż prawie nie wychodziłam z domu. I gdyby nie ostatni miesiąc, to nie znałabym tam nikogo.
Cóż, tego już nie dodałam.
-A co z tym chłopcem, o którym czytałam?- puściła do mnie oko- wydaje się być naprawdę sympatyczny.
-Oh, tak- odchrząknęłam. Ciężko mi było okłamać babcię- jest świetny. I gra w zespole. Polubiłam jego przyjaciół.
Zamilkłam, kiedy weszłam do środka. Wszystko wyglądało dokładnie tak, jak to pamiętałam. Było tam co prawda trochę nowych rzeczy, ale wychodziło na to, że Laura nie zmusiła babci do zmienienia wystroju. Byłam za to naprawdę wdzięczna.  Ruszyłam w stronę schodów, odkładając walizki. Kierowałam się w stronę mojego dawnego pokoju. Na szczęście babcia zrozumiała, że chcę być sama.
Stąpając na ostatni schodek, usłyszałam skrzypienie. Wstrzymałam oddech i przymknęłam oczy, by zatrzymać napływające do oczu łzy.
Tata miał zamiar to naprawić, jednak nie zdążył.  Nie było mu to dane.
Ruszyłam przed siebie i otworzyłam drzwi na końcu korytarza.
A potem wybuchnęłam płaczem.
Nigdy nie pogodziłam się ze śmiercią taty. Nigdy nie rozumiałam dlaczego nas zostawił.
Dlaczego zostawił mnie.
To nie było do niego podobne.
Usiadłam na łóżku. Wszystko wyglądało tak znajomo, jakbym wyszła z tego pokoju co najwyżej wczoraj. A tymczasem za niecałe dwa miesiące miały minąć dwa lata.
Wyciągnęłam telefon, czując wibracje. Na ekranie zobaczyłam uśmiechniętą twarz Carlosa.
Tak, mam jego numer.
Nie, nikogo nie powinno to dziwić.
Oczywiście, nadal nie chcę go znać.
Owszem, cholernie go potrzebuję.
I to właśnie dlatego odebrałam, siląc się na normalny ton.
-Zdajesz sobie sprawę, że to połączenie będzie kosztować cię fortunę?
-Zdajesz sobie sprawę, że to nie ma żadnego znaczenia?- Odbił piłeczkę jak gdyby nigdy nic.
-A fakt, że nie bardzo mam ochotę na rozmowę z tobą?
-To będzie się liczyło dopiero wtedy, kiedy upewnię się, że wszystko jest w porządku.
Przymknęłam oczy i głęboko odetchnęłam. Rozmawiałam z nim pierwszy raz od czasu, kiedy dowiedziałam się, że jest Joshem.
To znaczy, mam na myśli rozmowę telefoniczną. To było naprawdę ciężkie. Czułam się, jakbym rozmawiała z Joshem, tym prawdziwym.
Musiałam sobie przypominać, że on nie jest prawdziwy. Że nigdy nie istniał.
-Nie masz się o co martwić. Co więcej, w sumie nie powinieneś tego robić.
Usłyszałam prychnięcie.
-Żartujesz sobie, prawda?
Znałam ten ton głosu. Zaraz miał powiedzieć coś, co wyprowadzi mnie z równowagi.
-A brzmię, jakbym żartowała?
-Ja...- Zawiesił się- myślę, że to nie jest rozmowa na telefon. Hej, Sabi, wczoraj wszystko było w porządku, dlaczego znowu traktujesz mnie jak wroga?
Bo potrafię to robić tylko wtedy, kiedy jesteś daleko. Kiedy nie widzę twojego smutnego uśmiechu zaraz po tym, jak powiem coś złego.
-Bo po części nim jesteś.
W słuchawce nastała cisza.
-Sabine, dlaczego próbujesz wmówić sobie coś, co nie jest prawdą?
-Niczego sobie nie wmawiam- Warknęłam.
-Zastanów się kogo chcesz oszukać. Jesteś świetną aktorką, ale nie przy mnie, rozumiesz? Wyobraź sobie, że głos drży ci za każdym razem, kiedy nie mówisz mi prawdy. To jak stawianie spacji przed kropką gdy piszesz. Nie zapominaj, że wiem o tobie wszystko.
Tym razem to ja nie wiedziałam co powiedzieć.
-Nie, Carlos. Już nie.
-Zobaczymy- szepnął i się rozłączył.
Głupia.
Głupia, głupia, głupia.
Prawda była taka, że potrzebowałam szczerej rozmowy z nim. Ta cholerna rozmowa poszła w najgorszym możliwym kierunku. A on chciał się dowiedzieć, jak się czuję. Zrobił dokładnie to, co Josh by zrobił. A ja wyładowałam na nim całą moją frustrację i gniew ostatniego czasu.
W ostatnich dniach czułam się jak kobieta w ciąży. Co chwila zmieniałam zdanie i nie wiedziałam, czego chcę.
Chociaż w zasadzie nie.
Chciałam jego.

Ale chyba właśnie tą rozmową sobie to uniemożliwiłam.
__________________________________
Proszę o komentarze, bo one naprawdę motywują ;)

+ Ola, wiem, że twoje urodziny się jutro, ale chciałabym ci tu życzyć wszystkiego najlepszego. Nie będę się tu rozpisywać, bo to nie jest odpowiednie miejsce, ale mam nadzieję, że to będą twoje najlepsze urodziny i dodam, że podczas pisania tego rozdziału cały czas myślałam o Tobie :D


++ hmm, w sumie tak wyszło, że tu też piszę do Oli haha. Ale to zbieg okoliczności tylko. :D
Chcę ci strasznie podziękować za każde miłe słowo, bo to cholernie motywuje.
Wiem, że wiesz, że o Ciebie mi chodzi, bo tylko ty piszesz mi, że czekasz na moje rozdziały. 
Dziękuję! ♥

Do następnego!

niedziela, 11 stycznia 2015

Rozdział 20.



-Mogę jechać z Tobą?- Lilly siedziała na moim łóżku i patrzyła na mnie błagalnym wzrokiem.
-Mama nie pozwoli ci jechać ze mną. A ona nie chce jechać z nami, wiesz?- Delikatnie się do niej uśmiechnęłam, chcąc poprawić humor chociaż jej.
-Dlaczego nie?
-Spytaj jej.- Mruknęłam pakując ostatnią parę skarpetek.
-Dobra!- Moja siostra szybko wybiegła z pokoju.
-Lilly, czekaj!- krzyknęłam za nią, jednak ta zdążyła już zniknąć mi z oczu.
Cóż, teraz mama będzie sądzić, że ją obgaduję.
W sumie jakoś się tym nie przejęłam. To ona nie chciała jechać i naprawdę mnie to zabolało. Wszystko wyglądało na to, że spędzę święta i sylwestra tylko z babcią. A jeśli ktoś tam na górze się na mnie uwziął, to dołączy do nas jeszcze moja przytempawa kuzynka.
Tak. Zapowiadają się cudowne święta.
Było mi przykro kiedy wiedziałam, że to pierwsze święta, których nie spędzę z moim bratem. Nie mogłam jednak nic poradzić na to, że wyprowadził się do Barcelony. Tęskniłam za nim, bo ostatnio widzieliśmy się jakoś w wakacje.
Chwilę później do pokoju wbiegła Lilly z depczącą jej po piętach mamą.
-Sabine, czy musisz nastawiać ją przeciwko mnie?
Ugh, nienawidziłam tego. Mam na imię Sabina. To polskie imię. To, że moi znajomi mówią na mnie Sabine nic nie zmienia. Chociaż ona mogłaby wziąć to pod uwagę. Tata zawsze mówił na mnie Sa… Stop. Nie porównuj ich do siebie.
Zignorowałam ją, pakując bardziej osobiste rzeczy.
-Sabine, porozmawiaj ze mną.
Westchnęłam i odwróciłam się w jej stronę.
-O czym? Myślę, że ten temat zdążyłyśmy zakończyć.
-Mi jednak wydaje się, że nie- Założyła ręce na piersi- Nie życzę sobie, żebyś opowiadała takie rzeczy Lilly.
Znowu zajęłam się pakowaniem.
-Powiedziałam co myślę. Nie pozwolę na to, żeby uważała mnie za tą złą dlatego, że tobie nie chce się lecieć do Polski.
-To ty sobie coś wymyśliłaś, młoda damo- Oho. Młoda damo. Chyba wyprowadziłam ją z równowagi.
-Od trzech lat babcia spędza święta bez nas tylko dlatego, że taty już z nami nie ma. On nie pozwoliłby na to, żebyśmy ją zostawili przez choćby jeden rok. Wcześniej przymykałam na to oko, ale to była nasza tradycja. Nie mam nic więcej do powiedzenia- W tym momencie zwróciłam się do Lilly- Przed wyjazdem zabiorę cię jeszcze na lody, pasuje?
Dziewczynka przed chwilą przytłoczona naszą rozmową, teraz uśmiechnęła się szeroko.
-Skończyłaś już?
Głęboko odetchnęłam i pokiwałam głową kątem oka widząc, jak mama opuszcza mój pokój.
Ktoś zadzwonił do drzwi, a ja położyłam walizki pod drzwiami.
Już chwilę później korytarz wypełnił się rozmowami moich przyjaciół , a ja wiedziałam, że prędko się od nich nie odpędzę.
Tym gorzej dla mnie.
Naprawdę nie miałam dzisiaj na to ochoty.
Westchnęłam i uśmiechnęłam się, by nie widzieli jak bardzo czuję się rozdarta.
-Sabine! Zgadnij kto przyszedł odwiedzić cię przed wylotem!- Logan otworzył drzwi i wyszczerzył się do mnie.
Parsknęłam śmiechem.
-Co dostanę, jeśli zgadnę?
-Buziaka- James mruknął, rozglądając się po moim pokoju.
Byli w nim pierwszy raz.
Carlos od razu podszedł do tablicy ze zdjęciami na jednej ze ścian. Wstrzymałam oddech przypominając sobie jego chęć zobaczenia jej. Często o tym pisaliśmy, kiedy jeszcze uważałam Josha za mojego przyjaciela. Dokładnie opisywałam mu każde ze zdjęć. A było ich tam mnóstwo. Z przyjaciółmi z dzieciństwa, rodziną, miejscami w których byłam, a przede wszystkim fotografie, na których byłam z tatą.
Przejechał palcami po jednej z najnowszych fotografii. Była zrobiona w święta trzy lata temu.
Siedziałam w fotelu koło taty, a ten trzymał gitarę. To była nasza mała tradycja.  Zawsze w wieczór wigilijny grał naszą piosenkę, rok w rok. Dla innych ludzi jego głos mógł nie być najlepszy na świecie, dla mnie był jednak idealny. W takich momentach czułam się po prostu szczęśliwa i nie potrzebowałam nic więcej.
To był ostatni raz, kiedy towarzyszyło mi to uczucie.
Nie widziałam jego twarzy, jednak dokładnie widziałam na które zdjęcie patrzy.
Tym razem był to screen naszej pierwszej rozmowy. Zbliżył się do tablicy o pół kroku.
Często wyobrażałam sobie ten moment. Chciałam się wtedy do niego przytulić i po prostu cieszyć chwilą.
Jednak w moim przemyśleniach nie wzięłam pod uwagę tego, co działo się ostatnio w moim życiu.
-Ziemia do Sabine!- Kendall pomachał mi ręką przed oczami- Chyba nam odpłynęłaś.
Spojrzałam na niego, a kątem oka widziałam, jak Latynos spogląda na mnie i podnosi jeden kącik ust.
-Zamyśliłam się- Wydukałam szybko w odpowiedzi czując czerwień wypływający na moje policzki.
-To przeze mnie. Nie możesz mi się oprzeć- James poruszył brwiami, co do reszty mnie otrzeźwiło.
-Jeśli moje potwierdzenie sprawi, że poczujesz się lepiej.
-Co to znaczy?- Lilly złapała mnie za rąbek bluzki i pociągnęła. Kompletnie zapomniałam o jej obecności.
-Nic skarbie, nic- potarmosiłam jej włosy.
W tym momencie uwaga Carlosa skupiła się na mojej siostrze. Kucnął przy niej i mruknął:
-Pamiętasz mnie?
Parsknęłam śmiechem, kiedy dziewczynka się zawstydziła.
-Zgaduję, że to znaczy tak.
Latynos spojrzał na mnie z uśmiechem.
-Też tak sądzę. Co byście powiedziały na krótki spacerek?
Zaczęłam mówić:
-No nie wiem…
Kiedy moja siostra mi przerwała:
-Miałyśmy iść na lody!
Carlos klasnął w dłonie i wstał.
-Więc postanowione. Idziesz tak czy może chcesz się przebrać?
Spojrzałam na swoje ubranie. Nie wyglądałam źle.
-Miejmy to już za sobą- Mruknęłam.
Wszyscy zaczęli powoli wycofywać się z pokoju.
Wyjątkiem była moja siostra.
Ta praktycznie wybiegła z pokoju ze zwycięskim okrzykiem.
Przed wyjściem Carlos złapał mnie za nadgarstek, zmuszając do zatrzymania.
Nieumyślnie przygryzłam wargę i na niego spojrzałam.
Przejechał wzrokiem po mojej twarzy jakby czegoś szukając, po czym westchnął.
-Wszystko w porządku?
Nie.
Zdecydowanie nie jest w porządku.
Moja mama dziwnie się zachowuje.
Twój Menadżer spędza w moim domu zdecydowanie zbyt dużo czasu.
Spędzę święta z dala od rodziny.
Nie wiem jak poradzę sobie w miejscu pełnym wspomnień.
I jak bardzo bym się nie starała, nie potrafię być na Ciebie zła.
Uśmiechnęłam się najradośniej jak potrafiłam.
-Jak najlepszym.
Kiwnął głową i lekko się schylił, całując mnie w skroń.
Potem wyszedł z pokoju, a ja doskonale wiedziałam, że mi nie uwierzył.

_____________________________
Przepraszam, że nie dodałam wczoraj, jednak kompletnie nie miałam na to czasu.
Podziękujcie mojej dyrektorce, która kazała nam przyjść w sobotę do szkoły.
Do następnego!

sobota, 3 stycznia 2015

Rozdział 19.

Mijały dzień za dniem, a każdy następny zdawał się wyglądać tak samo.
Codziennie widywałam się z Jamesem, czasem sama, czasem z chłopakami.
Zaczynało wyprowadzać mnie to z równowagi, musiałam być na każdym zdjęciu zespołu. Nie chciałam tego. Wiedziałam, że prędzej czy później zacznę budzić niechęć u ich fanów. Wydawać by się mogło, że Paul popiera mnie w moich przemyśleniach.
Denerwował mnie James, który stawał się coraz pewniejszy we wszystkim, co robił- byłam w końcu jego dziewczyną, nawet jeśli tylko na papierze.
Najgorsze były jednak wieczory, podczas których chciałam napisać do mojego przyjaciela. Chciałam napisać mu co czuję, jak to wszystko wygląda i czekać na jakąś radę. Prawda była taka, że on był moim rozsądkiem, on mówił, co powinnam zrobić i naprawdę często się tym kierowałam. Zawsze był do mojej dyspozycji, a teraz zaczęłam się zastanawiać skąd on brał na to wszystko czas. Nie mogłam go jednak o to zapytać i to właśnie dlatego zaczęłam czuć się jak w klatce. Bez własnej woli, uzależniona od zachcianek innych, bez osoby, z którą mogłabym szczerze porozmawiać.
Im dłużej nie rozmawiałam z Carlosem i nie pisałam z Joshem, tym bardziej czułam się, jakbym traciła cząstkę siebie.
Był już grudzień, a ja czułam potrzebę oderwania się od tego.
Dlatego podczas jednego ze spotkań, gdy James zapytał o moje plany na święta, odpowiedziałam:
-Mam zamiar jechać do Polski.
Carlos, do tej pory milczący, gwałtownie podniósł głowę, wpatrując we mnie.
-Jesteś tego pewna?
Żołądek ścisnął mi się niebezpiecznie jak za każdym razem, gdy Latynos wykazywał cechy Josha. Nie ważne czy tego chciałam czy nie- ten chłopak wiedział o mnie więcej niż ktokolwiek inny.
Nie byłam w Polsce odkąd odszedł mój tata i to właśnie o to pytał Carlos.
Przez chwilę patrzyłam mu w oczy, po czym skinęłam głową.
-A wy? Co robicie w święta?
Kendall odpowiedział za wszystkich:
-Jedziemy do rodzin.
W tym samym momencie, co Carlos  mruknął:
-No właśnie się zastanawiam.
James zmrużył oczy.
-tu nie ma nad czym się zastanawiać- zwrócił się do mnie- Kiedy masz zamiar lecieć?
-Myślę, że jeszcze w tym tygodniu. Za trzy- cztery dni. Wracam po Nowym Roku.
-Dwa tygodnie! Poproś Paula, żeby nam też dał tyle wolnego- Logan spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem- Masz u niego niepokojąco specjalne względy.
-Nie mam żadnych względów- zaprotestowałam- po prostu stwierdziliśmy, że przyda wam się ode mnie odpoczynek.
-Nigdy nie będę chciał od Ciebie odpoczywać- Mruknął James, na co Kendall żartobliwie przewrócił oczami.
-Mów za siebie.
-Ej! Miałeś powiedzieć, że się z nim zgadzasz!- Zaśmiałam się i trzepnęłam Kendalla w ramię.
Blondyn odsunął się, jakby naprawdę go to zabolało i wytknął język.
-Mam w zwyczaju nie okłamywać swoich przyjaciół.
-Pfff – Naburmuszona założyłam ręce na piersi.
-ouu, czyżbyś się obraziła?- Podniósł wyzywająco brwi, a ja od razu wiedziałam co to znaczy. Gwałtownie podniosłam się z kanapy.
-Ani.się.waż.- cofnęłam się kilka kroków, a chłopak zaczął się niebezpiecznie do mnie zbliżać. W końcu byłam zmuszona oprzeć się rękami o fotel, na którym siedział Carlos.
Kendall uśmiechnął się zwycięsko widząc, że odciął mi jedyną drogę ucieczki.
-Nie mam pojęcia o czym mówisz...
Przeniósł wzrok z mojej twarzy na coś z tyłu i zamrugał porozumiewawczo. Chwilę później poczułam, jak jakieś silne ręce- cóż, dokładnie wiedziałam do kogo należały- podnoszą mnie do góry.
Pisnęłam gdy Carlos wziął mnie na ręce i ponownie usiadł na swoim wcześniejszym miejscu. Chwyciłam się jego koszulki zaskoczona i głęboko odetchnęłam, gdy moje ciało znowu znalazło punkt oparcia.
-Nigdy więcej tak nie rób!
Latynos zawadiacko uniósł brwi i położył jedną z wolnych rąk na moim brzuchu.
-Nie chcę nic mówić, ale właśnie uratowałem cię przed Kendallem. Powinnaś być mi wdzięczna.
Przeniosłam wzrok na Kendalla, który wyglądał na wyjątkowo zadowolonego z siebie. Wrócił na swoje miejsce, a mi zrobiło się dziwnie ciepło.
To uczucie towarzyszyło mi zawsze, gdy Carlos był w pobliżu.
A teraz był zdecydowanie za blisko. Lekko się spięłam.
-Nie wiem co byłoby gorsze- burknęłam.
Westchnął zrezygnowany i już- już!- chciał się podnieść, jednak ja szybko położyłam dłonie na jego ramionach. Nie wiem, czy było to spowodowane lękiem przed Kendallem czy wręcz przeciwnie, lękiem, że jeśli Carlos teraz mnie puści, to już nigdy więcej nie spróbuje się do mnie zbliżyć, nie miałam pojęcia. Jednak w tym momencie chciałam go prosić, żeby nigdy więcej mnie nie puszczał. Zdałam sobie sprawę, że potrzebuję go jak nikogo innego. Nie potrafiłam być zła na ludzi, których kocham.
Ale przecież bym mu tego nie pokazała.
-Nawet nie próbuj tego robić- syknęłam.
-Skoro tak grzecznie prosisz.- Mruknął i posadził mnie sobie na kolanach. Wstrzymałam oddech.  Był zdecydowanie zbyt blisko.
-Naruszasz moją przestrzeń osobistą.
-Właśnie, ona jest moja.- James niby żartował, dało się jednak usłyszeć w jego głosie niepokojące nuty.
-Tylko przed kamerami.- Mruknął Carlos i sposób w jaki to powiedział sprawił, że wstrzymałam oddech.
W tym momencie do pokoju wszedł Paul. Przejechał wzrokiem po wszystkich zgromadzonych i podniósł brwi na mój widok. Szybko się podniosłam, czując, jak moje policzki robią się czerwone. Usłyszałam, jak Carlos parska śmiechem.
Paul jednak tylko potrząsnął głową i zwrócił się do mnie:
-Twoja mama chciała z Tobą porozmawiać, więc myślę, że powinnaś już iść.
Spuściłam wzrok i pokiwałam głową, szybko zbierając swoje rzeczy.
Przed wyjściem z pomieszczenia zatrzymałam się i zmarszczyłam brwi.
-Dlaczego moja mama powiedziała to tobie, zamiast do mnie zadzwonić?
-Byłem u was akurat, więc nie widziała sensu, żeby się wysilać- Odpowiedział.
Kiwnęłam głową i wyszłam, mając przeczucie, że pod tą sprawą kryje się coś jeszcze.

Nie miałam tylko pojęcia, co.
_________________________
Byłoby miło, gdybyście wyrazili swoją opinię, bo to bardzo motywuje :)
Do następnego!