niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 29.

Schodząc po schodach miałam naprawdę dobry humor. Być może to komentarz Adasia mi go poprawił, a może była to sama jego obecność, nie byłam pewna.
Kiedy wyszłam na przedpokój, stanęłam jak wryta.
Nie mogłam powiedzieć, że nie spodziewałam się jego wizyty.
Miałam wrażenie, że właśnie to zrobi. Nie spodziewałam się jednak, że zrobi to tak szybko.
Cóż, na pewno nie przewidziałam też, że kompletnie nie będę wiedziała jak się zachować.
Po prostu stałam i na niego patrzyłam.
Tak, dla obserwatora mogło to wyglądać naprawdę zabawnie.
Chłopak odezwał się pierwszy, podnosząc jeden kącik ust do góry.
-Liczyłem chociaż na jakieś „miło cię widzieć” albo chociaż „cześć”.
Wtedy, słysząc jego głos, odzyskałam mowę.
-Skoro prosisz. Cześć. Miło cię widzieć.
Podeszłam do niego i mocno go przytuliłam. Chłopak objął mnie ramionami.
Szybko się jednak ode mnie odsunął. Za szybko.
-Za to przywitanie dałbym ci trzy. Ewentualnie z plusem.
-Zasługujesz na trzy, ale dam Ci takie mocne dwa- Adaś nigdy nie tracił okazji, by wspomnieć naszą starą nauczycielkę od historii. Zaśmiałam się.
-Adaś, poznaj Carlosa. Carlos, to jest Adam. Umm.. Laura, ty już chyba zdążyłaś go poznać- spojrzałam na moją kuzynkę, która teraz uśmiechała się kokieteryjnie.
-Tak, zdążyłam- mówiła łamaną angielszczyzną. Cóż, i tak szło jej lepiej niż ostatnim razem.
Carlos wyciągnął rękę w stronę Adama.
-Miło Cię poznać. Sabine dużo mi o tobie mówiła.
Chłopak ją uścisnął.
-Ciebie też. I sam słyszałem o tobie co nie co. Nie tylko od Sabi.
-Czaję- Carlos się uśmiechnął.
Adaś zwrócił się do mnie:
-Będę się zbierał.  Muszę jeszcze wstąpić do sklepu, mama może potrzebować pomocy.
-Pozdrów ją ode mnie- mocno go przytuliłam. Tak, trwało to dłużej niż powitanie z Carlosem.
-Tak zrobię- i już po chwili go nie było.
Latynos cały czas mi się przyglądał, a kiedy nasze spotkania wreszcie się spotkały, podniósł brwi.
-He's fallen in love in the worst way.*
Prawdą było, że Carlos troche zmienił słowa, jednak to nie miało znaczenia. Liczył się przekaz.
Dobrze wiedziałam, że miał na myśli Adasia.
-Nie pogarszaj sytuacji- wymamrotałam- Dobrze wiesz, że mam chłopaka. I on też o tym wie.
Cóż, to było najlepsze wyjaśnienie. Ja sama często musiałam sobie o tym przypominać. Ale teraz, kiedy Carlos stał obok mnie, to było trudniejsze niż zwykle.
Wszyscy zakochaliśmy się w najgorszy sposób.
Mój brat zbiegł po schodach i uśmiechnął się na widok mojego towarzysza.
-Wreszcie przyjechałeś.
-Czekaj.. jak to wreszcie?- spytałam brata zbita z tropu. On o tym wiedział?
-No tak, wreszcie. Trochę pisałem z Carlosem przed jego przyjazdem. Miło w końcu Cię poznać- uścisnęli sobie ręce.
-Hej, dlaczego ja nic o tym nie wiedziałam?- Patrzyłam to na jednego to na drugiego
To Latynos postanowił mi odpowiedzieć.
-Bo nie mogłaś dowiedzieć się przed faktem.
-Ale to wredne- przekręciłam oczami, nie dając po sobie poznać, jak miło mi się przez to zrobiło.
-Jakby cię to jakoś dziwiło. A teraz won na górę. Carlos musi być zmęczony. Laura, ty zostajesz tutaj- zwrócił się do kuzynki, która już miała zamiar dodać coś od siebie.
Od razu się zamknęła.
Carlos spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął.
-Prowadź.
Bez słowa ruszyłam schodami na górę, by już po chwili wchodzić do mojego pokoju.
Latynos zaciekawiony się rozejrzał. Jego wzrok zatrzymał się na tablicy ze zdjęciami i to właśnie tam w pierwszym momencie się skierował. Oglądał każde zdjęcie po kolei, zatrzymując się przy ciekawszych.
5-letnia ja z nogami w pralce.
Ja z moim bratem w dziurze wykopanej nad morzem.
Ja na balu przebierańców w pierwszej klasie.
Ja z Adasiem przebrani za jakieś dziwne stwory.
Zdjęcie z moich urodzin z tatą.
Screen pierwszej rozmowy z „Joshem”.
Przy ostatnim Carlos się zatrzymał, lekko dotykając go opuszkami palców. Poczułam, jak na moje policzki wstępuje rumieniec.
Chłopak odwrócił się w moją stronę, uważnie mi przyglądając.
-Chciałem zobaczyć tę tablicę od dnia, kiedy się o niej dowiedziałem.
-Cholernie często o niej mówiłeś.
-Teraz chyba mogę już przestać- delikatnie się uśmiechnął i rozłożył ręce- Chodź do mnie.
Cóż, dwa razy nie musiał tego powtarzać. Wtuliłam się w niego i tym razem wcale nie miał w planach odsunięcia się ode mnie. Trzymał mnie w ramionach, a ja po prostu cieszyłam się chwilą.
Bo wreszcie naprawdę mogłam to robić. Czułam się, jakbym tak naprawdę pierwszy raz przytulała mojego przyjaciela. Chyba pierwszy raz dopuściłam do siebie tę myśl.
- We just now got the feeling that we're meeting, for the first time- zanucił.
Głęboko odetchnęłam.
-Nie igraj z moimi emocjami. Są już wystarczająco nadszarpane.
-Dlaczego?- odsunął się tak, by móc spojrzeć na moją twarz.
-Nie dość, że tu jesteś, to jeszcze mam pamiętnik taty bez klucza. A wizyta Jamesa wcale niczego nie ułatwiła- Wyjaśniłam i pociągnęłam go na łóżko. Usiedliśmy koło siebie.
-Co było nie tak z Jamesem? On jakoś specjalnie nie narzekał. Wręcz przeciwnie, jeśli już mogę ocenić.
Jak mus to mus.
-Prawdopodobnie spytał mnie, czy nie chcę z nim być.
Na twarzy Carlos odmalował się najpierw szok, a później zrozumienie. Uniósł kącik ust i westchnął.
-To naprawdę wszystko wyjaśnia.
-I ja prawdopodobnie się nie zgodziłam.
O, proszę. Jeszcze większy szok. Dlaczego jego mina sprawiła mi przyjemność? Nie powinna.
-Dlaczego nie?
-Bo nie chciałam- wzruszyłam ramionami- Po prostu nie potrafiłam sobie tego wyobrazić. James jest cudownym przyjacielem. Ale tylko nim.
Przed odpowiedzią chłopak odchrząknął, jakby próbując zamaskować śmiech. Zawsze tak robił.
-Przyznaj, że to ja jestem tym najcudowniejszym.
-Niedoczekanie twoje- prychnęłam, chociaż w duchu mimowolnie przyznałam mu rację.
-Jeszcze zobaczymy. Przyznasz mi rację. Co z tym pamiętnikiem?
Wzięłam go do ręki i podałam Carlosowi. Ten obejrzał go z każdej strony.
-Domyślam się, gdzie jest klucz- powtórzyłam mu historię, którą wcześniej opowiedziałam Adasiowi.
Carlos był coraz bardziej zainteresowany.
-No to na co my tu czekamy? Chodźmy to sprawdzić.
 ______________________________________________


*on zakochał się w najgorszy sposób.- the script- Walk Away

No nic, to jest kolejny. Do napisania za tydzień! ♥

niedziela, 15 marca 2015

Rozdział 28.

Weszłam do pokoju, wiedząc, że Adaś depcze mi po piętach.
-Więc mówisz, że Cię tu odwiedził?
Spojrzałam na niego wybita z rytmu.
-Kto mnie odwiedził?
-Twój chłopak. James z tego co się orientuję- Rzucił się na łóżko w ten sam sposób, w jakim zwykł to robić przed swoim wyjazdem. Widząc to nie potrafiłam być poważna. Szeroko się uśmiechnęłam.
-Tak, przyjechał akurat w trakcie świąt. Zaraz po tym jak widziałam się z tobą.
Położyłam się koło niego, patrząc w sufit.
-To bardzo miło z jego strony.  Ja nigdy cię tu nie odwiedziłem.
Od samego początku wiedziałam, że go to gryzie. Domyślałam się, że się o to obwiniał. Nie powinien. Nie odwiedził mnie, ale ja także tego nie zrobiłam. Wina za nie utrzymywanie kontaktów leżała więc po obydwu stronach. A może trochę bardziej po mojej. On w końcu starał się do mnie pisać.
-I dobrze. Samoloty do Holandii pewnie kosztują fortunę.
-Nawet jeśli, to byłoby tego warte. Ale teraz za późno na gdybanie. Ważne, że teraz tu jesteś.
-Zostaję jeszcze pięć dni. Później muszę wracać do siebie.  Szkoła na mnie czeka. Ostatnio zrobiłam sobie od niej przerwę, a przecież mam egzaminy w tym roku.
-Masz tam, no wiesz, przyjaciół?- obrócił się na bok tak, by mnie widzieć.
-W szkole? Nie. Nie potrzebowałam tego, a ludzie nie zwracali na mnie zbytniej uwagi. Wcale nie narzekałam. Tylko po tym jak ogłosiłam, że jestem z Jamesem to zaczęli zwracać aż za bardzo. Chciałam poczekać, aż ten fakt stanie się wiesz, bardziej naturalny.
-Ale nie pomyślałaś o tym, że on prawdopodobnie nigdy się taki nie stanie.
-Trochę mam jednak nadzieję, że tak. Okaże się jak tam wrócę.
W tym momencie usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Chwilę potem ukazała się w nich głowa mojej babci.  Weszła do środka, posyłając Adamowi miły uśmiech, po czym podała mi jakąś książkę.
-Co to jest, babciu?- obejrzałam ją  z każdej ze stron. Była zamknięta na klucz.
-Pamiętnik twojego ojca. Opowiadałam ci o nim.
-Oh- automatycznie straciłam zainteresowanie wszystkim innym. Jeszcze raz przyjrzałam się małej kłódce, która uniemożliwiała otworzenie.
-Próbowaliśmy z Laurą znaleźć klucz, jednak z marnym skutkiem- potarła dłonią kark- myśleliśmy, że może ty wiesz, gdzie on może być. Ten pamiętnik był pisany dla ciebie, słońce. Twój tata zaczął go pisać po twoim urodzeniu.
-Dziękuję, babciu. Możliwe, że domyślam się gdzie jest klucz- posłałam jej uśmiech, nie chcąc pokazać jak wielkie wrażenie zrobiła na mnie ta wiadomość. Dlaczego nie pokazała mi go wcześniej? Dlaczego mama nigdy o nim nie wspomniała?
-Ja  już wam nie przeszkadzam- cofnęła się i po chwili drzwi się zatrzasnęły.
Przez chwilę żadne z nas się nie odzywało. Wpatrywaliśmy się w pamiętnik w moich rękach, jakby coś miało zaraz z niego wyskoczyć.
To Adaś pierwszy przerwał milczenie:
- Naprawdę domyślasz się, gdzie może być klucz?
-Tak, myślę, że tak- spojrzałam na niego- pamiętasz tą skrzynię, w której były wszystkie stroje, które tata dla mnie kupił?
Kiwnął głową.
-Tak, coś kojarzę. Przebieraliśmy się w nie.
-Tak, właśnie- nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu na wspomnienie siebie w długiej różowej sukni, Adasia w stroju Robin Hooda i mojego taty, który na nas patrzył, gdy wystawialiśmy przed nim różne przedstawienia. Otrząsnęłam się z tych wspomnień, bo było w nich coś smutnego. Być może fakt, że nie miały prawa nigdy więcej się powtórzyć?- w każdym razie ona była zamykana na klucz. Tata mówił, że to tylko moje stroje i nikt nie może mi ich zabrać. Więc miałam swój klucz, z resztą nadal mam.
Automatycznie zaczęłam szukać  kluczy w torebce, po chwili wyciągając ich pęk. Złapałam za odpowiedni klucz i pokazałam mu.
-Jest za duży na tą kłódkę- zauważył bardzo inteligentnie.
-Nie jestem głupia- zaśmiałam się- ale w tej skrzyni jest wisiorek z kluczem, który zawsze mi zakładał. Myślę, że to może być to.
-Masz zamiar to teraz sprawdzać? Nie zrozum mnie źle, ale wiesz przecież, że nigdy nie przepadałem za twoim strychem.
-Wiem, Adaś, wiem. Zrobię tu później- uspokoiłam go, odkładając klucze.
Chłopak odetchnął z ulgą.
-To naprawdę miłe z twojej strony.
-Ale przecież w moim strychu nie ma nic strasznego.
-Złamałem na nim nogę, nie dziw mi się- przekręcił oczami, a ja mimowolnie zachichotałam.
-Tylko i wyłącznie dlatego, że chciałeś zaprezentować mój wcześniejszy upadek.
-Różnica jest taka, że tobie skończyło się na jakimś otarciu, a ja byłem uziemiony przez następne trzy tygodnie.
-To karma. Ze mnie nie powinno się śmiać- szturchnęłam go.
-Wtedy o tym nie wiedziałem. Byłem biednym, nieświadomym jedenastolatkiem.
-Ale równie głupim jak teraz- wyszczerzyłam się, nie potrafiąc się powstrzymać.
-Masz żarty na poziomie drugoklasistki!- Adaś spojrzał na mnie z wyrzutem i uśmiechnął półgębkiem- nic się nie zmieniłaś.
-Wezmę to za komplement.- oświadczyłam, przeciągając się.
-Inaczej to mogłoby się dla mnie źle skończyć, prawda?
-Nie. Prawdopodobnie tylko bym się na ciebie ”obraziła”.
-Czyli nic by się nie zmieniło. Nie oszukujmy się skarbie, nie potrafisz być na mnie zła- uśmiechnął się w sposób, który przypominał mi dlaczego podobał się większości dziewczyn w naszej szkole.
-Doprawdy? Chcesz się przekonać?- założyłam ręce na piersiach.
Cóż, miał rację. Nie potrafiłam być na niego zła.
Kiedyś był jedyną taką osobą.
W ostatnim czasie to się jednak zmieniło.
-Jasne. Ja zawsze.- odpowiedział dokładnie w momencie, w którym z dołu dobiegł nas zadowolony głos mojej kuzynki.
-Sabine, nie zgadniesz kogo ci tu przyprowadziłam! Po prostu padniesz!- mówiła przesadnie słodko, nawet jak na nią.
Zauważyłam szeroki uśmiech na twarzy Adasia. Już się cieszyłam, wyobrażając sobie, jak będzie ją później przedrzeźniał.
-Cóż, myślę, że musimy iść uratować tego nieszczęśnika z jej rąk- westchnął i podniósł się z jękiem.
-A było tak miło- mruknęłam odkładając pamiętnik na szafkę i wychodząc za nim z mojego pokoju.
Zatrzymał się przed schodami i odwrócił w moją stronę, słodko uśmiechając.
-Sabiiii...
-Co?- mruknęłam i podniosłam brwi.
Głos Adasia był nienaturalnie słodki, gdy zamrugał w charakterystyczny sposób i powiedział:
-Tylko spróbuj nie padnąć.
_______________________________________________________
Wreszcie odzyskałam mój laptop i internet. 
Przepraszam, że nie dodałam rozdziału i jednocześnie dziękuję Oli, która zamieściła wcześniejszą informację.
Następny pojawi się za tydzień. 
Tym razem naprawdę jestem tego pewna.

wtorek, 10 marca 2015

WAŻNA INFORMACJA!

Siemaneczko. Tutaj przyjaciółka autorki opowiadania. Informuję, że rozdział pojawi się najprawdopodobniej w weekend, ponieważ jest brak internetu. Jeśli do tego czasu coś się zmieni to rozdział będzie dodany szybciej.
Strzałeczka, trzymajcie się!

czwartek, 5 marca 2015

Rozdział 27.

Tommy zatrzymał się na poboczu i spojrzał na mnie zaskoczony. Wracaliśmy właśnie z lotniska, gdzie jeszcze przed chwilą żegnaliśmy Jamesa. Mój brat nie był teraz zadowolony z wieści, jakie mu przekazałam.
- Odmówiłaś mu? O d m ó w i ł a ś?
- Odmówiłam. Co w tym takiego dziwnego?
- To, że on praktycznie JUŻ jest twoim chłopakiem!- potrząsnął głową- ułatwiłabyś sobie życie.
- Wcale nie. Ono jeszcze bardziej by się skomplikowało.
Tommy spojrzał na mnie, jakby w tym momencie wszystko rozumiejąc.
- Zaproś do nas Carlosa.
Zaśmiałam się.
- Wieeesz... To taka dziwna sytuacja. Bo ja chyba w pewnym sensie już to zrobiłam.
- Co? Kiedy?- spojrzał na mnie zaskoczony.
Jakby nie znał mnie wystarczająco dobrze.
- Wczoraj. Jak do mnie dzwonił. Co w tym dziwnego?
-Może to, że masz chłopaka?
-Carlos o tym wie- uśmiechnęłam się.
-Ale nasza babcia nie.
Na jego słowa moja mina zrzedła. On odpalił auto i ruszył w dalszą drogę, a ja kontynuowałam temat.
-Carlos i ja jesteśmy tylko przyjaciółmi. Przyjaciele się czasem odwiedzają.
-Nie patrzysz na niego jak na tylko przyjaciela- stwierdził.
-Ale on patrzy.
-Właśnie przyznałaś mi rację.
-Nie mam zamiaru kłamać.
-Jeszcze kiedyś tego pożałujesz- stwierdził- Lubię wykorzystywać wiedzę przeciwko tobie.
-Wiem. Dlatego nie powiem ci co się stało, kiedy odmówiłam Jamesowi- odbiłam pałeczkę.
-Jak to nie? Sabi! Mów mi w tej chwili!
-Nie ma takiej możliwości, braciszku.
W tym momencie zaparkował przed domem, a ja zauważyłam błękitny samochód, zaparkowany przed bramą.
Laura.
O nie.
Przeniosłam swój wzrok na  Tommy’ego i przekręciłam oczami.
-Czy możemy jechać gdzieś daleko? Opowiem Ci wszystko, co będziesz chciał wiedzieć!
-O nie- zaśmiał się- Idziemy stawić czoła wszelkiemu złu, jakie na nas czeka za tamtymi drzwiami.
-Jesteś złym człowiekiem- wysiadłam z samochodu.
Naprawdę nie miałam ochoty z nią rozmawiać. Podczas ostatniej naszej rozmowy zachwycała się wyglądem Jamesa, nie zważając na fakt, że ten jest moim chłopakiem.
Nie byłam zazdrosna ale wiedziałam, że byłoby inaczej, gdyby James naprawdę był moim chłopakiem.
Już po chwili wchodziłam do domu.
I przyznaje, próbowałam niezauważenie przemknąć się do mojego pokoju.
Głos Laury dobiegł mnie dopiero w połowie schodów.
-Sabine! O. Mój. Boże. Jak ja cię dawno nie widziałam!
Podbiegła do mnie i mocno mnie przytuliła, a ja wręcz przeklęłam w myślach.
Nie miałam ochoty z nią rozmawiać.
-Ciebie też miło widzieć, Laura.
-Chodź, idziemy porozmawiać!- pociągnęła mnie za rękę, idąc w stronę mojego pokoju-Dlaczego nie powiedziałaś mi, że przyjechałaś? I dlaczego nie powiedziałaś, że twój chłopak cię odwiedził? Chciałam go poznać!
-Byłam tak szczęśliwa, że przyjechał, że zapomniałam. Poznacie się następnym razem!
Skłamałam. Cóż.
Miałam cichą nadzieję, że nie będzie musiał jej poznawać. Żaden z nich.
Gdzieś w głębi serca wiedziałam jednak, że to nieuniknione.
Moja kuzynka usiadła na łóżku i posłała mi uśmiech.
-Mam nadzieję. Naprawdę chcę poznać tego latynosa...- zastanowiła się- jak mu tam?
-On nazywa się Carlos- mruknęłam, próbując opanować złość.
-Właśnie. Jeśli nie licząc tego twojego, to właśnie on jest najprzystojniejszy. A dużo zarabiają?- zapytała jak gdyby nigdy nic.
-Nie mam pojęcia! Kompletnie mnie to nie interesuje.
Jak można pytać o coś takiego? Jak może kogoś interesować coś takiego?
Cholerna materialistka.
-A powinno. Z resztą, są sławni. Muszą mieć mnóstwo pieniędzy. Wiesz, pytam o to, bo to przecież najważniejsze. Nie potrzebuje chłopaka, który nie będzie potrafił mnie utrzymać. Jakoś trzeba sobie radzić- nakręciła się, a krew we mnie zawrzała.
Żaden z chłopaków nie będzie taki głupi.
-Cóż, ja osobiście potrafię na siebie zarobić. Nie wiem jak ty.
-Po co zarabiać, skoro można znaleźć bogatego chłopaka?- wzruszył ramionami, a ja już miałam odpowiedzieć jej coś niekoniecznie miłego, kiedy rozdzwonił się mój telefon.
Carlos.
Odebrałam, modląc się w duchu, żeby Laura nie zrobiła niczego głupiego.
-Cześć, Carlos.
-Hej, Meg. Przeszkadzam?-  po odgłosach dobiegających ze słuchawki wywnioskowałam, że jedzie gdzieś samochodem.
-właściwie to nie. Gdzie to się wybierasz i dlaczego rozmawiasz przez telefon podczas prowadzenia samochodu?
Usłyszałam jego śmiech. Podnoszący na duchu, zdecydowanie.
-Głośnik, mała. Jadę do sklepu, dzisiaj moja kolej i te sprawy. Potrzebowałem towarzystwa w drodze.
-I dlatego postanowiłeś pomęczyć mnie.- zaśmiałam się.
-Tak, właściwie byłaś jedyną osobą o której pomyślałem. Lubię Cię męczyć.
-Zdaje sobie z tego sprawę. Nie lubię być męczona.
-Jak to nie? Nie brzmisz na specjalnie niezadowoloną.
W tym momencie po tonie jego głosu wyczułam, że się uśmiechnął. Wyszłam z pokoju, zostawiając tam Laurę, żeby móc swobodnie porozmawiać.
-Wyglądam na osobę, która jest zakochana w twoim przyjacielu. Tak, myślę, że jestem niezłą aktorką.
-Robisz to naprawdę przekonywująco- powiedział po chwili ciszy.
-Dziękuję. W sumie to tak ma być.
-Sabine, czujesz coś do niego?
Odetchnęłam sfrustrowana. Skąd ludzie to biorą?
-Dlaczego każdy mnie o to pyta?
-Bo ludzie widzą zdjęcia. I jak bardzo byś się nie starała nie będziesz potrafiła okłamać ludzi, którzy patrzą na twoje oczy. A ty byłaś w niego wpatrzona.
-Mówisz tak, jakby to było coś złego.
Po powiedzeniu tych słów zapanowała cisza, a ja zechciałam je cofnąć. To zabrzmiało tak, jakbym przyznawała rację jego słowom.
Kiedy znowu się odezwał jego głos brzmiał łagodniej niż wcześniej:
-Oczywiście, że to nie jest nic złego, Sabi. Po prostu chciałem wiedzieć, bo jestem twoim przyjacielem, pamiętasz?
Automatycznie zrobiło mi się głupio.
-Przepraszam. Po prostu dzisiaj tłumaczyłam to mojemu bratu i jest tym zmęczona. Gdybym powiedziała, że nic do niego nie czuję, nie uwierzyłbyś mi tak samo jak on.
-Czy pamiętasz choć jedną sytuację,  w której ci nie wierzyłem? Z resztą, porozmawiamy o tym później. Dojechałem. Odezwę się za jakiś czas.
Rozłączył się, a ja zostałam sama ze swoimi myślami.
Nie byłam pewna, czy warto mówić mu o całej tej sytuacji z Jamesem.
Ta wiadomość i tak niczego by nie zmieniła.

________________________

1. Przepraszam, że dopiero dzisiaj, naprawdę przepraszam. Jak pisałam ostatnio naprawdę mam strasznie dużo rzeczy na głowie.
2. Dziękuję za 30 tys. Wyświetleń! to strasznie dużo dla mnie znaczy. ♥
3. To 100 post na tej stronie. Trochę już tu tego opublikowałam, prawda?