Wyciągnął rękę z telefonem w moją
stronę i spojrzał na mnie znacząco. Wzięłam dwa głębokie oddechy i przejęłam od
niego urządzenie.
Niby co miałam teraz powiedzieć?
On jednak mnie wyprzedził.
-Cześć, Meg- Miał zaspany głos.
Spojrzałam na zegarek. No tak. U niego była 6:30.
-Obudził cię! Carlos, przepraszam,
Thomas nie pomyślał o tym, że...
Chłopak przerwał mi moje tłumaczenie.
-Spokojnie. Jestem pewien, że i tak
zaraz bym się obudził.
Przekręciłam oczami, choć on nie mógł
tego zobaczyć.
-Jeśli możesz, to potrafisz spać
nawet do południa, nie sądzę byś akurat dzisiaj postanowił zrezygnować ze
swoich zwyczajów.
Odezwał się po dłuższej chwili, jakby
zastanawiał się nad moimi słowami.
-Masz rację, gdyby na ekranie nie wyświetliło
się twoje imię, to pewnie bym nie odebrał i spał dalej.
Przymknęłam oczy, nie wiedząc co
odpowiedzieć. Czułam, jak Tommy mi się przygląda. Przypomniałam sobie moment, w
którym stłukłam ulubioną wazę taty. Miałam wtedy 9, może 10 lat. Tommy i ja
siedzieliśmy w domu, czekając na rodziców. Mój brat pomógł mi posprzątać, a
kiedy przyszli rodzice wziął winę na siebie. Mama zaczęła na niego krzyczeć i
już, prawie by go uderzyła, jednak tata zareagował. Podszedł do Tommy’ego i po
prostu go przytulił. Powiedział mu, że to nie jego wina.
Jeszcze tego samego dnia poszłam do
jego pokoju i się przyznałam.
Powiedział do mnie wtedy słowa, które
rozjaśniły moją sytuację, Sprawiły , że już nie miałam problemu z wybaczeniem
Carlosowi.
-Cieszę się, że mi o tym powiedziałaś.
Pamiętaj, należy wybaczać ludziom, którzy potrafią przyznać się do winy. Kiedyś
zrozumiesz, że to najłatwiejsza opcja. Przypomnisz sobie moje słowa.
I właśnie w tym momencie sobie je
przypomniałam.
Wysiliłam się na sarkastyczny ton
głosu.
-Jeśli ty wpadniesz kiedyś na pomysł,
żeby zadzwonić o takiej godzinie, to nawet na mnie nie licz. Ostatnią rzeczą,
której potrzebuję jest słyszenie twojego głosu z samego rana.
W tonie jego głosu też coś się
zmieniło. Znałam go zbyt dobrze, by nie wyczuć w niej pewnego rodzaju ulgi i
nadziei. Tej ostatniej przede wszystkim.
-Cóż, kiedy ostatnio rozmawialiśmy o
podobnej porze, powiedziałaś, że mój głos jest.. jak ty to ujęłaś? Pociągający?
-To było dawno i nieprawda! Nie
chciałam powiedzieć ci, że brzmisz jak kot umierający w męczarniach. Zrobiłoby
ci się przykro.
Chłopak parsknął śmiechem. Zrobiło mi
się tak niesamowicie lekko. Jakby wszystkie moje problemy wyparowały, kiedy
usłyszałam jego śmiech. Poczułam, że mój
przyjaciel wrócił... W drugim wcieleniu.
-Z wszystkich rzeczy, które mogłaś,
wybrałaś akurat biednego, nic nieświadomego kota?
-Nie lubię kotów.
-Bo Twoje uczulenie zniszczyło twoje
piękne marzenia o spędzeniu swojego życia w domu starców z gromadką kotów przy
boku?
-Moje uczulenie nie ma z tym nie
wspólnego!
Tak, miałam uczulenie na sierść. Tak,
on uwielbiał mi to wypominać.
-Kogo chcesz oszukać?- Mruknął.
-No właśnie ciebie- rozłożyłam się
wygodniej na huśtawce- Masz z tym jakiś problem?
-Wiesz, w sumie ani trochę. Zniosę
wszystko, bylebyś w ogóle chciała ze mną rozmawiać– Ton jego głosu się zmienił.
Stał się głębszy i nie można było w nim dosłyszeć ani nuty znanej mu
żartobliwości.
-Nie rozmawiajmy o tym teraz -
Zaczęłam się denerwować. Nie chciałam z nim rozmawiać o całej tej sytuacji.
-Masz rację. To nie jest rozmowa na
telefon- Westchnął.
-Ja.. chyba będę kończyć. Tommy
przyjechał, rozumiesz.
-Rozumiem- mruknął- Sabine...
Podziękuj mu, dobra?
Zmarszczyłam brwi.
-Za co?
-Dobrze wiesz, za co. Nigdy w życiu
nie zadzwoniłabyś do mnie z własnej woli.
Zrobiło mi się głupio. Miał rację. Nie
wyszłabym z inicjatywą i wcale nie z powodu tego, co zrobił. Duma mi na to nie
pozwalała.
-Masz rację. Chyba też jestem mu to
winna.
-Masz za co mu dziękować?
Spojrzałam z ukosa na Tommy’ego,
który próbował powstrzymać uśmiech.
-Nawet nie masz pojęcia- rzeczy, za
które byłam mu wdzięczna wykraczały daleko poza tą rozmowę.
-Zadzwoń jak będziesz miała czas.-
rozłączył się, a ja odłożyłam urządzenie do kieszeni.
-I jak?- Tommy szturchnął mnie w
ramię, kiedy przez chwilę siedziałam w milczeniu.
-Zamorduję cię.- Mruknęłam tylko i
mocno go przytuliłam.
Tak, właśnie tymi słowami uświadamiałam
mu, ile dla mnie znaczy.
Mój brat odetchnął z ulgą i mnie
objął.
-Cieszę się, że się z nim pogodziłaś.
-Myślę, że nie do końca pogodziłam.
To była po prostu chwila słabości.
-Żadna chwila słabości! Powiedziałaś
co myślałaś i ani mi się waż tego cofać.
-Zobaczę jak to będzie.- Ucięłam.
-Co do tego co napisałaś..- Poruszył
myszką, by na ekranie pokazał się otworzony word- jest świetne. A nawet ponad
to. Ale myślę, że ta historia zasługuje na szczęśliwe zakończenie.
Spojrzał na mnie i podniósł jeden
kącik ust do góry.
Westchnęłam spoglądając na ekran
urządzenia.
-Nie istnieje coś takiego jak szczęśliwe
zakończenie. Zawsze pod koniec ktoś będzie niezadowolony z rezultatu. Ktoś musi
przegrać, by ktoś mógł wygrać- wzruszyłam ramionami- W życiu zazwyczaj
wygrywają ci, którzy na to nie zasługują.
_________________________________
Nie lubię takich cukierkowych
rozdziałów, w których ludzie sobie wybaczają i te sprawy. Ale takie też są
potrzebne.
Co myślicie?