Piętnaście stopni po drabinie wcale
nie poszło mi tak łatwo. Być może zatrzymywała mnie niepewność co do tego, co
znajdę w owym pamiętniku, może strach przed nieznalezieniem klucza. A może był
to Carlos idący zaraz za mną? Tego miałam się już nie dowiedzieć, bo gdy tylko
znalazłam się na strychu mój umysł zaczęły zaprzątać zupełnie inne rzeczy. Na
początku nie potrafiłam dojrzeć skrzyni, która była obiektem naszego
zainteresowania. Nic dziwnego- nie była używana już od kilku lat. Pamięć mnie
jednak nie myliła- stała w tym samym rogu, który zapamiętałam. Podeszłam do
niej i dokładnie obejrzałam. Czerwona barwa była bardziej wyblakła niż
pamiętałam, jednak nie było na niej ani śladu kurzu. Babcia musiała nadal
bardzo dobrze dbać o ten strych.
Z kieszeni wyciągnęłam klucz, który
zdążyłam wcześniej odpiąć od pozostałych. Po przekręceniu go skrzynia wydała z
siebie cichy szczęk, a wtedy podniesienie wieka nie było niczym trudnym. Tak
jak zapamiętałam. Sięgnęłam po pierwszą znajomą rzecz, która rzuciła mi się w
oczy. Strój Kopciuszka. Strój, który kiedyś leżał na mnie idealnie, teraz wydał
mi się śmiesznie mały.
-Na Lilly pasowałaby idealnie- Carlos
szepnął, jakby nie chciał niszczyć panującego wokół nastroju. Nie mogłam dać
się ponieść wspomnieniom. Nie kiedy on był obok.
-Sama bym o tym nie pomyślała.
Chciałabym wziąć te rzeczy ze sobą.
-To co cię powstrzymuje?- Zerknął na
mnie, wyciągając jedną z różowych sukienek.
-Właściwie to nic. Muszę porozmawiać
o tym z babcią.
-Wpadasz dzisiaj na coraz to lepsze pomysły,
mała. Szkoda, że to ja jestem ich współtwórcą.
-Gdybyś powiedział to komuś kto nie
jest mną, nie uwierzyłby Ci.
-Zdziwiłabyś się. Mam dar
przekonywania i tyle.
-Cóż, nie poznałam jeszcze twojego
daru przekonywania.
-Bo zawsze zgadzasz się na wszystko
co powiem- Uśmiechnął się, zakładając mi na głowę diadem znaleziony w skrzyni-
Od zawsze wiedziałem, że będziesz księżniczką.
Wyciągnęłam telefon i przejrzałam się
w jego wyświetlaczu.
-Nie sądzisz, że jest na mnie troszkę
za mały?
-Kiedyś skombinujemy ci taki, który
będzie pasował idealnie.
-Byłabym zachwycona. Gdybym miała 9
lat.
-Jestem pewien, że byłabyś zadowolona.
Tylko mówisz, że byś nie była.
Zastanowiłam się nad jego słowami.
Cóż, może miał rację. Może była we mnie ukryta ta mała dziewczynka, która wprost
uwielbiała przebierać się w sukienki księżniczek. Ale skoro tamta wersja mnie
nie miała możliwości powrotu to dokąd prowadziła ta rozmowa?
Właśnie. Donikąd.
-Zajmijmy się tym, po co tu przyszliśmy.
Tak będzie zdecydowanie lepiej.
-A może zajmijmy się tym, po co ja tu
przyjechałem?- zapytał.
-Po co tu przyjechałeś?
Tak, naprawdę mnie to interesowało.
Do tej pory nie przypuszczałam, że jego przyjazd miał jakieś głębsze znaczenie.
Ludzie często się odwiedzają. Prawda?
W tym momencie zaczęłam się jednak
doszukiwać ukrytego sensu.
-Cóż, to trzeba pokazać- Wzruszył
ramionami, wyciągając grzebień, replikę tego z Królewny Śnieżki.- Jeśli to
powiem to straci całą moc.
-To w takim razie pokaż, co za
problem?- Usiadłam na ziemi.
-To bardziej skomplikowane niż
myślisz- Carlos przysunął się do mnie i wsunął grzebyk w moje włosy- I proszę.
Gdybym był złą czarownicą już byś nie żyła.
-Znasz Śnieżkę?- zaśmiałam się, nie
potrafiąc powstrzymać tego odruchu.
Zrobiło mi się ciepło przez sposób w
jaki na mnie spojrzał.
-Siostrzenica zmusza mnie do
oglądania za każdym razem jak przyjeżdżam z wizytą. I nie tylko Śnieżkę. Ona
ogólnie gustuje w filmach Disneya.
-Bo ma dobry gust! Ja osobiście
zaraziłam tym Lilly. Ona by Cię chyba wykastrowała, gdyby wiedziała, że
groziłeś mi tym- wskazałam na grzebień, który nadal tkwił w moich włosach.
-Po pierwsze: Nie sądzę. To by
znaczyło, że pozbawi się możliwości posiadania siostrzeńców. Po drugie: W
bajkach wystarczy przystojny Książę, by przywrócić Księżniczkę do życia.- jak
na zawołanie założył na głowę przymałą koronę.
Zaczęłam się śmiać. Wyglądał naprawdę
zabawnie. I być może nie chciałam myśleć o sensie jego słów.
Nie, stop.
Nie chciałam źle ich zinterpretować.
Po co robić sobie niepotrzebne nadzieje?
-Więc umarłam bezpowrotnie. Nie znam
żadnego księcia, a tym bardziej przystojnego. Powiedz Jamesowi, że go kochałam.
A najlepiej zrób to przy kamerach.
Latynos przekręcił oczami i
delikatnie założył kosmyk moich włosów za ucho.
-Mówił ci ktoś kiedyś, że kompletnie
nie potrafisz być romantyczna? Czy to ze mną jest jakiś problem?
-Cóż, kiedyś się może komuś zdarzyło-
zaśmiałam się- hej, równie dobrze mogę się tu wyłożyć i udawać martwą. Wiesz,
czekając na pocałunek i te sprawy.
-Wcale bym nie narzekał. I od razu
zadzwoniłbym po Adama. Tak, on też by nie narzekał.
Puf! Moja nadzieja pękła jak bańka
mydlana.
-Cóż, Paul nie byłby zadowolony gdyby
się dowiedział, że kolejna osoba wie o mnie i Jamesie. A Adaś inaczej by się nie zgodził.
-Tak myślisz? Ja mam wrażenie, że nie
zastanawiałby się długo. Wiem, bo ja też bym się nie zastanawiał.
-Ej, ty mój Książe, wróć do tematu.
Dlaczego tu przyjechałeś?- Zmrużyłam oczy.
Naprawdę chciałam wiedzieć.
-I tu cię zdziwię, bo my tak właściwie
cały czas kontynuujemy ten temat- Przybliżył się do mnie jeszcze bardziej.
Teraz siedząc obok siebie, stykaliśmy się biodrami.
-Jak to?
Proszę, żeby to było to na co
wygląda.
-Za niedługo zrozumiesz. Obiecuję-
objął mnie ramieniem, a ja nie umiałam się powstrzymać przed oparciem o niego.
-Powiedzmy, że mam naprawdę dużo czasu.
-Wiesz, że zawsze chciałem to zrobić?
Po prostu usiąść koło ciebie i nie przejmować się niczym innym. Dlatego ci nie
powiedziałem, że.. no wiesz, to ja.
Wiedziałam. Nietrudno było się
domyślić o co mu chodzi.
-Czułam się wtedy cholernie oszukana.
Ale chyba już mi przeszło. Tylko nawet nie myśl o ponownym oszukiwaniu mnie w
kwestii czegokolwiek. Mam dość na kolejne kilkanaście lat.
-Nigdy więcej, ja już dostałem swoją
nauczkę.
Poczułam się, jakbym była we
właściwym miejscu. Tak spokojnie.
-W sumie miałam nadzieję, że to
powiesz.
-Sabine? Jesteś tam?- Głos Laury
rozszedł się po całym strychu.
I to by było na tyle z mojego „właściwego
miejsca”.
Odsunęłam się od Carlosa, wstając i
wyciągając wisiorek z kluczykiem ze skrzyni.
-Jestem! Już schodzimy!-
Odkrzyknęłam, posyłając Latynosowi jedno z moich spojrzeń. On tylko wzruszył
ramionami.
I faktycznie to zrobiliśmy chwilę
później.
Laura widząc mnie, wyszczerzyła się i
sięgnęła do moich włosów.
Wzięła grzebień i założyła go na
swoją głowę.
-Jak wyglądam?- Oh, czy ona musi
starać się być taka słodka? I czy naprawdę musi jej aż tak bardzo nie
wychodzić?
-Cudownie- Carlos uśmiechnął się do
niej szarmancko- Musisz wychodzić tak częściej.
Nie. Wcale nie byłam zazdrosna.
Przekręciłam oczami, wymijając ją i
idąc w stronę schodów.
-Laura, to grzebień. Ten z Królewny
Śnieżki. Właśnie powinnaś nie żyć.
_________________________
Mam nadzieję, że się spodoba.
Chciałabym wam życzyć Wesołych Świąt, tak przy okazji ;)
Do napisania!