piątek, 24 października 2014

Rozdział 9.



-Myślisz, że obraziliby się, gdybyśmy im na chwile zniknęli?
-Oni nie, gorzej ze mną.- Sabine smarowała ramiona kremem. Siedzieli na kocu niedaleko swojego domku. James obserwował dziewczynę, ona jednak była zainteresowana tylko jego przyjaciółmi odbijającymi piłkę. Po jej luzie z rana nie było ani śladu. Już chciał się cieszyć, że będzie miała do niego inne podejście, a tu jak zwykle nic z tego nie wyszło.
Czasem ludzie żałują jednego błędu przez całe życie. Nie chciał tego.
-Aż tak bardzo nie potrafisz znieść mojego towarzystwa?
-Tak. Właśnie mniej-więcej coś tym stylu.
Nie patrzyła na niego, co dało mu pewność, że kłamie. Nie wiedział jednak, czy ma się cieszyć z tego powodu.
-Nie macie zamiaru iść do wody?
Carlos stał nad nimi wyczekująco tupiąc nogą.
-Nie. Ja nie, w każdym razie.- Od razu się poprawiła. Tak jakby on miał zamiar iść gdziekolwiek bez niej.
Na tym polegała ich gra.
A przynajmniej ona miała tak myśleć.
-Też sobie odpuszczę.
-No proszę was. Taka ładna pogoda.- Carlos spojrzał porozumiewawczo na Jamesa. Dwa razy nie musiał tego robić. Rozumieli się bez słów.
Maslow uśmiechnął się pod nosem.
-Zmieniłem zdanie.
Sabine tak naprawdę nie miała wiele do powiedzenia. W jednej chwili siedziała na kocu, wygrzewając się na słońcu, w drugim nie czuła ziemi pod nogami, w trzecim zaś wpadała do wody z piskiem. James nie potrafił powstrzymać uśmiechu. Cóż, musiał przyznać, że coś ciągnęło go do tej dziewczyny.
-Jesteś dupkiem!- Pomimo swoich słów zaśmiała się i kilka razy ochlapała go wodą. Nie oponował.
-Należało mi się.
Jej wzrok spoczął za nim.
-Co tam jest?
Odwrócił się, śledząc jej wzrok i ujrzał skarpę, na której był poprzedniego dnia.
-Kamienie. Trawa.  I jeszcze więcej kamieni. Strasznie spokojne miejsce. Dużo kamieni. Idealne miejsce do myślenia. Czy wspomniałem o kamieniach?
-Wydaje mi się, że tak, ale nigdy nie mogę mieć pewności.
James już układał w głowie jakąś chwytliwą uwagę, coś, co by ją rozśmieszyło, jednak nie dane mu było jej wypowiedzieć.
Carlos stał na brzegu i szaleńczo machał rękami, wykrzykując imię jego „dziewczyny”. W innej sytuacji wydałoby mu się to zabawne, Latynos bowiem potykał się raz po raz. Teraz jednak nie było mu do śmiechu. Pozwolił dziewczynie skierować się w stronę brzegu, sam zaczął pływać tylko sobie znanym schematem. Niechętnie przyznał przed samym sobą, że był trochę zazdrosny. Nie potrafił tego zrozumieć, ale był zły, że to on spieprzył sobie zdanie na swój temat, a nie jego przyjaciel. Wtedy wszystko byłoby mniej skomplikowane. Przynajmniej dla niego. To był pierwszy raz, kiedy dla Jamesa ważniejsze było jego własne dobro od dobra przyjaciół.
….
Wzięła do ręki swój telefon, dziękując Carlosowi. Na wyświetlaczu widniało imię jej kuzynki, Laury. Nie miała ochoty z nią rozmawiać ani mówić o aktualnej sytuacji. Wiedziała, że nie może powiedzieć Laurze o Jamesie. Będzie musiała ją okłamywać. Nie ufała jej wystarczająco i wiedziała, że dziewczyna zrobi wszystko by znaleźć się w centrum zainteresowania. Nie lubiła tego, ale była zbyt miłą osobą, by jej to wygarnąć. Nacisnęła zieloną słuchawkę i przyłożyła urządzenie do ucha, ale nie było jej dane przywitać się, jej rozmówczyni od razu wyskoczyła do niej z pretensjami.
-Dlaczego nie powiedziałaś mi, że masz chłopaka? Myślałam, że się przyjaźnimy! Gdybym ja…
Dziewczyna nie chciała tego słuchać, więc przerwała jej w pół słowa.
-Wiem, co ty byś wtedy zrobiła. Przepraszam, chciałam powiedzieć ci osobiście.
Głos jej kuzynki natychmiastowo się zmienił. Brzmiał słodko, a przynajmniej takie wrażenie miała Sabina.
-To takie miłe z twojej strony, kochana. To co, kiedy ich poznam?
Na początku Blondynka nie potrafiła skojarzyć, o co też chodzi Laurze.
-Jakich ich?
-No ten zespół! Są dość znani, chciałabym porozmawiać z nimi osobiście. No i ten Latynos z tego zespołu, nie pamiętam jak się nazywał… No w każdym razie jest świetny!- Wzrok Sabine automatycznie spoczął na przyglądającym jej się Carlosie. Kiedy chłopak zdał sobie sprawę, że dziewczyna na niego patrzy lekko się uśmiechnął i onieśmielony spuścił wzrok, a ona modliła się w duchu, aby nie zrobiła się czerwona. Takie sytuacje zawsze tak na nią działały. Laura nieświadoma całej sytuacji mówiła dalej:
-A jeśli nie on, to ten blondyn też nie wygląda źle. Czy to nie byłoby wspaniałe, gdyby nasi chłopacy byli w tym samym zespole?
-Nie sądzę. Laura, przystopuj! Ja…- rozejrzała się spanikowana w poszukiwaniu dobrej wymówki.- Muszę kończyć. Jestem na plaży, a James narzeka, że nie poświęcam mu wystarczająco dużo uwagi.
-Przekaż mu, że jeśli potrzebuje uwagi, to u mnie ją dostanie! Trzeba Ci przyznać siostrzyczko, wybrałaś najlepszego.
Sabina słysząc to, zacisnęła zęby i bez pożegnania się rozłączyła. Była na nią zła. Co z tego, że James nie był jej chłopakiem? Laura jednak tak myślała, a mimo wszystko potrafiła powiedzieć coś takiego. Blondynka tolerowała ją tylko ze względu na ojca.
______
Jak się podoba? Mam nadzieję, że nie jest tak źle. 
do następnego!

piątek, 17 października 2014

Rozdział 8.



Kiedy dwie godziny później James wszedł do pokoju zastał tam Sabine leżącą na łóżku i Carlosa siedzącego po drugiej stronie. Wyglądało na to, że się dogadywali. Uśmiechała się. Naprawdę miała na twarzy uśmiech, a on wyglądał szczerze. Nie tak jak wtedy, kiedy to on z nią rozmawiał.
Siedział na dole tak długo tylko dlatego, by dać jej trochę czasu. By mogła oswoić się z tym miejscem. Miał jednak na myśli dom, nie jego przyjaciela. Wiedział, że nie powinien nawet o tym myśleć, ale zazdrościł mu tego luzu. Kiedy Carlos mógł rozmawiać z nią o czym chciał, on musiał dwa razy myśleć nad swoimi słowami, by go przypadkiem nie wyśmiała.
Wzrok Sabine i Carlosa od razu spoczął na nim, jednak on patrzył tylko na dziewczynę. I to ona pierwsza odwróciła wzrok.
-No, stary, myślałem, że już nigdy nie przyjdziesz.-Latynos podniósł się z zajmowanego dotychczas miejsca.
-Czekałeś na mnie?- Starał się, by jego głos brzmiał na luzie. Pomyślał, że uśmiech załatwi sprawę.
-Ja? Nie bardzo. To raczej ona czekała.- Podbródkiem wskazał ich jedyną towarzyszkę.
Serce chłopaka zaczęło bić szybciej. Czekała na niego?
-Czy jeśli powiem, że tak, to poprawię ci samopoczucie?- Jej głos brzmiał obojętnie. Na jej twarzy nie było już tej radości, którą zauważył wchodząc do pokoju.
Chciał powiedzieć: ‘’Nie, teraz już nie bardzo.” W zamian za to mruknął tylko:
-Być może.
-Więc być może.- Wzruszyła ramionami, nadal na niego nie patrząc.
 Nie zorientował się, w którym momencie Carlos wyszedł pokoju. Rozejrzał się. Cóż, całość prezentowała się dobrze.
-Wybrałaś naprawdę ładny pokój.
-Dziękuję. Mówisz to, bo musisz?
Westchnął. Czy to już zawsze będzie tak wyglądało?
-Mówię to, bo tak myślę.
Powiedzenie tego nie było najlepszym pomysłem.
-Zapamiętam na przyszłość.- Szepnęła, posyłając mu krótkie spojrzenie i wstała. Obserwował, kiedy podchodziła do jednej z szafek i wyciągała jakąś koszulkę- prawdopodobnie jej piżamę. Wyszła z pokoju nie oglądając się za siebie.
Pierwszy raz pomyślał, że być może wcale nie była taka silna, na jaką wyglądała. Jej słowa brzmiały pewnie, jednak wystarczyło spojrzeć w jej oczy.
Nienawidził się za ich pierwsze spotkanie.
Kiedy jakiś czas później leżała tyłem do niego, zapragnął po prostu ją dotknąć. Złapać ją za rękę, przejechać dłonią po policzku, poczuć kontakt. Nigdy wcześniej się tak nie czuł. Głęboko odetchnął, chcąc mieć ten dzień za sobą.
-Dobranoc.
Jej odpowiedź usłyszał po dłuższej chwili, tak jakby biła się z myślami. Jakby nie była pewna, czy odpowiedzieć.
-Dobranoc, James.
...
Następnego dnia obudziła się w tak samo kiepskim humorze, jaki miała przed położeniem się.
Miała wyrzuty sumienia. Przez chwilę pomyślała, że być może powinna być dla niego milsza. Tylko odrobinkę. Ale jak miała to zrobić, skoro cały czas myślała o jego słowach? Cóż, jeszcze nikt wcześniej nie nazwał jej w ten sposób.
Dopiero po chwili zorientowała się, że dłoń Maslowa obejmowała ją w pasie.
W myślach zadała sobie tylko jedno pytanie. Czy jest tego świadomy?
Po jego równomiernym oddechu poznała, że chłopak nadal śpi. Nie chciała go budzić. Ostrożnie zdjęła jego dłoń ze swojej talii i położyła ją koło siebie. Dopiero wtedy zdecydowała się odwrócić w stronę chłopaka. Gdy spał wyglądał bezbronnie. Zdecydowanie nie na 21 lat. Bardziej dałaby mu 18.
-Zrób zdjęcie, zostanie na dłużej.
Podskoczyła, słysząc głos Kendalla. Od razu poczuła, jak jej policzki robią się czerwone. Czuła się jak dziecko, które przyłapano na zjedzeniu ciasteczka przed obiadem.
-Czy ty właśnie nie zakłócasz naszej prywatności?- Próbowała wybrnąć z niezręcznej sytuacji.
-Zakłóciłbym ją, gdybym obudził was chwilę wcześniej, kiedy tak spaliście przytuleni do siebie.
-Nikt tu nikogo nie przytulał!
W ostatniej chwili zwalczyła chęć rzucenia w niego poduszką. Byłoby to równoznaczne z obudzeniem Jamesa. Jego głowa leżała na jej poduszce. Czy to aby na pewno był przypadek?
-Nie martw się, nikomu nie powiem.- twarz chłopaka rozjaśnił uśmiech.
-idź sobie.- Włożyła twarz w poduszkę. Bardziej poczuła niż usłyszała, jak chłopak koło niej się przeciąga.
-Właśnie, ludzie chcą tu spać.- Miał zaspany głos.
Korzystając z okazji złapała za poduszkę i rzuciła nią w stronę Kendalla. Ten miał jednak refleks. Wyszczerzył się do niej i zniknął za drzwiami.
-Moja poduszka!- Oburzona podniosła się do pozycji siedzącej.
-Właśnie się jej pozbawiłaś.- James parsknął śmiechem.
-Nie. To ty pozbawiłeś się swojej.- Już prawie miała ją w rękach, chłopak miał jednak większy refleks.
- Co dostanę za oddanie ci jej?
-Satysfakcję, że pomogłeś potrzebującej?
-Wtedy ja będę potrzebującym.- Przekręcił oczami, jednak z uśmiechem na ustach.
-Czasem warto się poświęcać dla sprawy.
-Czasem.- Poruszył brwiami.- Powiedzmy, że się zastanowię.
________________________

Czytasz=Komentujesz

sobota, 11 października 2014

Rozdział 7.



Sabina powoli zeszła na dół po schodach, kiedy usłyszała trzask drzwi.
-Mamo, możemy pogadać?
Zastała swoją rodzicielkę w kuchni, kiedy ściągała buty jej siostrze.
-Jakby mała nie mogła zrobić tego sama.- Nie umiała powstrzymać się od komentarza.
-Nie mogę.- Lilly posłała jej szeroki uśmiech. Wyglądała naprawdę uroczo  bez górnej jedynki.
Blondynka podeszła do blatu i ściągnęła z niego dziewczynkę. Ta jednak nie chciała jej puścić. Wtuliła się w nią.
-Co cię tak wzięło na przytulanie, mała?
-Bo będę tęsknić.- Lilly wytknęła dolną wargę do przodu.
-Tęsknić?- Sabina spojrzała pytająco na mamę, która najwyraźniej była zdziwiona pytaniem.
-Bo chyba jedziesz na wakacje, nie? Nic o tym nie wiesz?
-Nie, jakoś mi się nie obiło.- Sabine przyglądała się mamie z niepokojem. O czym nie wiedziała?
-Paul do mnie dzwonił. Jutro jedziesz z tym jego zespołem na tydzień na wakacje. Żebyście się lepiej poznali czy coś. Nie mówił ci?
-Już jutro?!- blondynka zrobiła wielkie oczy, wstając jak oparzona.- Muszę się spakować,  wszystko ogarnąć, ale czekaj… dlaczego zadzwonił do ciebie a nie do mnie?
Tak, to faktycznie było dobre pytanie.
-Nie mam pojęcia. Skarbie, wiesz, że tego nie popieram.
Znowu ten sam temat. Sabine nie chciała znowu słuchać tego samego. Jej rodzicielka miała jeden główny argument. ‘’Twój ojciec by tego nie chciał.”
Tylko tak naprawdę skąd ona mogła to wiedzieć?
-Wiem, ale ja mimo wszystko to robię. Nie rozmawiajmy o tym, dobrze?- Lekko się uśmiechnęła i zwróciła do siostry.- Idę na górę. Pomożesz mi się spakować?
Jej uśmiech poszerzył się, kiedy sześciolatka wbiegła po schodach z radosnym okrzykiem.
Była dla niej najważniejsza.


-Niestety, są tylko cztery pokoje.- Kendall zszedł z piętra ich domku, w którym mieli zatrzymać się na wakacje.- Zgadnijcie, co to oznacza!
-Niech nikt nie próbuje mówić tego na głos.- Syknęła patrząc na każdego po kolei. Dobrze wiedziała co to oznacza.
-Nikt nie musi.- James uśmiechnął się pod nosem.- Pozwolę ci wybrać nasz pokój. Tylko zostaw mi szafkę albo dwie.
Po wypowiedzeniu tych słów chłopak wyszedł na taras prowadzący na plażę. Kto jak kto ale Paul potrafił się urządzić. Jedynie ten pokój był małym problemem.
-Dlaczego on musi być tak irytujący?- Usiadła na kanapie, przewracając oczami. Miała już dość tego człowieka. Najnormalniej w świecie po prostu dość.
-Tak to działa.- Carlos się zaśmiał, zajmując miejsce koło niej.
Właśnie te słowa poprawiły jej humor. Jej przyjaciel, Josh, był wręcz uzależniony od tych trzech słów. „Tak to działa” Mówił tak zawsze, gdy coś nie szło po jej, jak i jego myśli. Jej twarz rozjaśnił uśmiech.
-Masz rację.- Poczuła potrzebę skontaktowania się z Joshem. Zatęskniła za nim, chociaż pisali wczoraj. Wstała, kierując się na górę.- Wybiorę ten pokój i odpocznę. Podróż była męcząca.
Chłopak nie odpowiedział więc uznała, że spokojnie może się oddalić.
Po wejściu na górę zobaczyła pięć drzwi.
 Wychodzi na to, że jedne z nich to łazienka.
Weszła do każdego z czterech pokoi, w końcu decydując się na trzeci w kolejności zwiedzania.
Ściany miały lawendowy kolor, a to była już połowa sukcesu. Poza tym łóżko wydawało się być tu największe- chociaż to równie dobrze mogło być złudzeniem.
Jednak to balkon przesądził sprawę. Był jedynie w tym pokoju, a widok z niego był niesamowity. Wprost nie mogła doczekać się ,by zobaczyć z niego zachód słońca.
Usiadła na łóżku i wyciągnęła telefon. Nietrudno było znaleźć numer Josha w jej telefonie, był w końcu ostatnią osobą, z którą pisała.
~Zabierz mnie stąd, nie chcę tu być.
Nie musiała długo czekać na odpowiedź.
~Cokolwiek to jest, nie może być takie złe.
~Zdziwiłbyś się. Muszę mieć pokój z Jamesem.
~Meg, teraz szczerze. Nie lubisz go, bo naprawdę działa ci na nerwy, czy po prostu nie potrafisz przyznać przed samą sobą, że jest inaczej?
~ Podejście psychologiczne. Jeśli napiszesz Meg możesz być pewien, że powiem ci prawdę.
To była prawda. Tylko on używał jej drugiego imienia, głownie dlatego, że był jednym z nielicznych, którzy je znali.
~Nadal mi nie odpowiedziałaś.
~Nie będę udawać, że to mnie nie zabolało.
~Wiedziałem, że go lubisz. Nie oszukujmy się, nie potrafisz być długo zła na ludzi.
Zmienię temat.” Postanowiła „Tak będzie bezpieczniej.
~Czuję się trochę samotna. Mogłam zostać na dole. Ale z drugiej strony nie chcę tam z nim siedzieć. Spróbuj mnie zrozumieć!
Właśnie to kochała w Joshu. Mogła napisać mu wszystko co myśli, a on nie będzie jej oceniał. Spróbuje zrozumieć.
Nie doczekała się odpowiedzi, a zamiast tego usłyszała ciche pukanie do drzwi. Chwilę później pojawiła się tam twarz Latynosa. Postawił jej walizki przy ścianie, a sam rozejrzał się po pokoju.
-Pomyślałem, że będziesz chciała się rozpakować. No i może przy okazji przyszedłem dotrzymać Ci towarzystwa.- Mrugnął do niej i z uśmiechem przysiadł na łóżku. Sabina szeroko się uśmiechnęła.
-Czytasz mi w myślach?

______________________
Jak się podoba?

piątek, 3 października 2014

rozdział 6.



-Jak to możliwe, że on dzwonił do twojej mamy?- Josh zadał pytanie, które z pewnością chodziło po głowie członkom Big Time Rush.
-Paul i moja mama utrzymują kontakt. Wiesz, on był menadżerem mojego taty, kiedy jeszcze żył.  Przychodził do nas na obiadki, jeździliśmy razem na wakacje.. Myślę, że byli naprawdę dobrymi przyjaciółmi.
-Sabi, a… myślisz, że to dlatego cię przyjął?- blondynka słyszała w głosie Josha, że wahał się przed zadaniem tego pytania.
-Nie. To nie on mnie wybierał. Nie wiem jak to działa, ale on najprawdopodobniej ma od tego ludzi. Dziwna sytuacja.- Cicho się zaśmiała.
-Zbieg okoliczności, czy przeznaczenie?- Powiedział w typowy dla siebie sposób, co wywołało uśmiech na twarzy dziewczyny.  Po tonie jego głosu poznała, że także się uśmiechał.
-Zdecydowanie nie przeznaczenie. Musiałam wracać z Jamesem do domu.
-Jak było?
Sabina wróciła myślami do tego ranka, by znaleźć odpowiednie słowo.
”Szybkim krokiem wyszła z pomieszczenia i przystopowała dopiero po znalezieniu się na świeżym powietrzu. James musiał się natrudzić, by dotrzymać jej kroku. Gdy tylko wyszli z budynku splótł ich palce.
-Czeka mnie długi spacer.- Stwierdziła bardziej sama do siebie niż do towarzysza.
-Gdzie idziemy?
-Na Wall street. Tam mieszkam.
-Więc mamy trochę czasu do rozmowy.- Chłopak uśmiechnął się, skręcając w odpowiednią alejkę.
-Chyba nie bardzo mam ochotę na rozmowę.
-Uśmiechnij się chociaż..- Jego oczy już się nie uśmiechały. Uśmiech przygasł, jednak potem znowu pojawił się na jego twarzy.
‘No tak.’ Pomyślała, sztucznie się uśmiechając. ‘Wszędzie mogą kryć się paparazzi.’
-Wiedz, że robię to tylko dlatego, żeby nie zawieść twojego menadżera.
-Wiem. Należy mi się.
-Otóż to.
-Nie będę się tłumaczyć.- James zerknął na twarz niższej od siebie towarzyszki.- Tak naprawdę nie mam czym, bo sam nie wiem dlaczego to zrobiłem. Naprawdę jest mi przykro, okey? I nie myślę tak. Słuchaj, jesteś śliczna i jestem pewien, że o tym wiesz.
-Mam być wdzięczna za twoją skruchę?- Ich spojrzenia się spotkały. I w tym momencie Sabina była wdzięczna za to, że dzięki swojemu tacie potrafiła ukrywać emocje. To było pomocne.
-Wiem, że byłem wredny. I teraz już nic z tym nie zrobię.
-Dlatego mógłbyś po prostu przestać mówić.-Ucięła. Była pewna, że gdyby tego nie zrobiła wszystko byłoby w porządku. A przynajmniej udawałaby, że było. Nie tak sobie postanowiła.
Resztę drogi przeszli w ciszy, która strasznie jej ciążyła. I w innej sytuacji być może żałowałaby swoich słów. To było jednak coś zupełnie innego.
Problem pojawił się przed pożegnaniem. Zdała sobie sprawę, że kontrakt upoważnia ją do zrobienia CZEGOŚ. Powinna pożegnać się z nim jak na przykładną dziewczynę przystało.
Przystanęli przed jej domem. James przygryzł wargę, niepewnie na nią patrząc. W innej sytuacji mogłaby stwierdzić, że wygląda nawet słodko.
-Więc..
-Więc?- mruknęła.
Lepiej byłoby, gdyby to on zainicjował pożegnanie.
- Do zobaczenia?- Lekko się uśmiechnął.
A niech go szlag.
Zrobiła krok w jego stronę i stanęła na palcach, po czym lekko musnęła jego usta. Nic takiego, ot zwykły buziak.
-Do zobaczenia.”
Potrząsnęła głową, odsuwając od siebie wspomnienia.
-Niezręcznie.
………………
Kendall ruszył do pokoju Carlosa, jednak zatrzymał się pod drzwiami słysząc strzępki jego rozmowy z… no właśnie, z kim? Blondyn już wcześniej zastanawiał się z kim rozmawia jego przyjaciel, ten jednak zbywał jego pytania. Oparł się o ścianę, słuchając jego słów.
On wcale nie podsłuchiwał! To Latynos mówił zdecydowanie za głośno, okey?
-Ale skoro jest mu przykro… Wiesz, myślę, że powinnaś to przemyśleć… To cię uszczęśliwi… Ale tylko to się liczy, spróbuj to zrozumieć… Do usłyszenia, Sabi?... Złe rzeczy nie dzieją się bez przyczyny.
‘Hej stop.’ Kendall zmarszczył brwi. ‘Czy ten tekst nie jest za mądry jak na Carlosa?’
Otworzył drzwi i wszedł do pokoju swojego przyjaciela.
-Rozmawiałeś z kimś?
Latynos leżał na łóżku z uśmiechem na ustach.
-Być może. Czemu?
-Ciekawi mnie z kim ty tak gadasz, stary.- Wzruszył ramionami- Mi możesz powiedzieć, nie?
Uśmiech zniknął z jego twarzy. Kendall zastanawiał się o co chodzi? Co było tak ważnego, że nie mógł powiedzieć nawet swoim przyjaciołom?
-Chcesz wiedzieć?
-Po to tu przyszedłem.
Carlos podniósł się do pozycji siedzącej i przez chwilę po prostu zastygł w bezruchu, jakby nad czymś się zastanawiając. Później głęboko odetchnął i przeniósł swój wzrok na blondyna.
-Bo wiesz, ogólnie to bardzo zagmatwana sytuacja…

___________________
Uśmiechnęłam się do siebie, kiedy zobaczyłam, że mam dodać akurat ten rozdział. 
Tak między nami, nie umiem doczekać się 11! (nie zwracając uwagi na fakt, że rozdział 10 jest jeszcze nietknięty..)
W jednym komentarzu widziałam temat daty, więc postanowiłam się określić. Rozdziały będą pojawiać się co piątek ;)
Czytasz-Komentujesz.
Do napisania!