niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 67.


-I co? Co było dalej?- Emily niesamowicie wciągnęła się w opowieść rodziców. To było życie jak z bajki. Nastolatka spotyka gwiazdę z zespołu, on się w niej zakochuje i żyją jak w tych wszystkich filmach, które zwykła oglądać. A tymczasem to wszystko przydarzyło się jej rodzicom, którzy po piętnastu latach zdecydowali się opowiedzieć tą historię jej i Patrykowi, jej młodszemu bratu, który słuchał w nie mniejszym zainteresowaniem.
-A później…- Sabina delikatnie uśmiechnęła się patrząc w przeszłość.- Starałam się go unikać jak tylko mogłam. Chociaż patrząc na fakt, że byliśmy w szpitalu nie było mi łatwo. On też mi tego nie ułatwiał.
-Cały czas próbował do ciebie dotrzeć?- Patryk jak na dwanaście lat rozumiał naprawdę wiele.
-Nie trwało to długo. Trzy dni. Wtedy myślałem, że będą to najciemniejsze dni w moim życiu.- Carlos cicho się zaśmiał.- Tylko później było jeszcze gorzej.
-Wasz tata nie dotrzymał obietnicy.-Blondynka dokończyła myśl swojego męża.
-Tej, którą złożył po wyjściu ze szpitalnej łazienki?- Emily próbowała pozbierać fakty w jedną całość.
-Tak, najważniejszej złożonej mi obietnicy.- Sabi wróciła myślami do tego felernego dnia, w którym wszystko przewróciło się do góry nogami. Nie tylko paczce przyjaciół, lecz wszystkim fanom na całym świecie. A było ich naprawdę wiele.

Wszyscy zastygli w oczekiwaniu. Tępo wpatrywali się w drzwi, za którymi leżał ich przyjaciel. Bali się, bo kiedy powoli zaczął docierać do nich fakt, że wszystko zaczyna się u niego normować wystąpiły te cholerne komplikacje. Ni stąd ni zowąd na ekranie jednego z komputerków pojawiła się jedna ciągła linia. Doskonale wiedzieli co ona oznacza.
Wszyscy tak bardzo bali się o swojego przyjaciela, chłopaka, syna czy brata.
A kiedy lekarz wyszedł z Sali, czas jakby stanął. Jakby się dla nich zatrzymał, bo tak naprawdę nie chcieli usłyszeć jego słów. Nie chcieli usłyszeć najgorszego, a mina doktora Stewarda nie mówiła im za wiele. Emma wpatrywała się w niego z nadzieją doskonale widoczną w jej tęczówkach. Nie zdawała sobie sprawy, że słowa chirurga przewrócą jej życie do góry nogami.
-Robiliśmy wszystko co w naszej mocy, przykro mi.
Po tych słowach tak po prostu odszedł. Między nimi zapanowała cisza. Nie docierał do nich sens słów, które przed chwilą padły.

Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą.

Sabina pokręciła głową odrzucając od siebie te myśli. Pomimo upływu osiemnastu lat nadal nie była gotowa by wspominać jeden z najgorszych dni w jej życiu. Nadal odczuwała to tak samo mocno jak tego felernego dnia. W sercu nadal była ta dobrze znajoma jej pustka. James był niezastąpiony. I im bardziej próbowała o tym nie myśleć, tym bardziej się w to wszystko na nowo wkręcała. Podobnie jak pozostali straciła swojego przyjaciela, cząstkę siebie, tak ważną w jej życiu. I tego nie dało się od tak usunąć. Były dni, kiedy wspomnienia wracały ze zdwojoną siłą. I dziewczyna zastanawiała się, co tak naprawdę musiała czuć Emma?
                    Odszedłeś tak nagle, że ani uwierzyć, ani się pogodzić.
-Jak sobie poradziliście?
- Wspieraliśmy się wszyscy nawzajem. Wcześniejsze wydarzenia nie miały wtedy znaczenia.
-Co chcesz przez to powiedzieć, mamo?- Patryk chciał znać jak najwięcej szczegółów.
-Mój plan omijania waszego taty w jednej chwili przestał być dla mnie ważny.- Blondynka nadal miała przed oczami scenę, jak bez słów wtula się w Carlosa. Na samo wspomnienie tego dnia chciało jej się płakać.
-Więc zyskałeś coś tego dnia.- Tym razem zwrócił się do swojego ojca.
-Nie powiedziałbym. Bo tak, owszem, sytuacja z waszą mamą się wyjaśniła, jednak straciłem przyjaciela i połowę mojego dotychczasowego życia. Nasz zespół nie mógł dalej funkcjonować, bez Jamesa nie czułem już tej frajdy ze śpiewania. Bez niego to już nie było to samo. Musieliśmy znaleźć inną rzecz, którą będziemy robić w życiu.
-Akurat tobie doskonale się to udało.  Od zawsze chciałeś być reżyserem.- Sabina lekko się uśmiechnęła.
-Co nie zmienia faktu, że przez jakiś czas przez myśl o Jamesie chciałem ujeżdżać byki. Jednak szybko wybili mi to z głowy. Może to i lepiej. To nie było jednym z moich najlepszych pomysłów.- Zaśmiał się.
-Wyobrażasz go sobie przy bykach?
-Ja go sobie w łóżku nie potrafię wyobrazić, a ty mnie pytasz o byki?- Emily odpowiedziała swojemu bratu wywołując wybuch śmiechu u swojej rodzicielki.
-I nie próbuj. Co się dzieje z dzisiejszą młodzieżą?
-Czy to była jakaś ukryta aluzja w moim kierunku?- Carlos lekko szturchnął Sabi ramieniem.
-A czy możecie załatwić te sprawy później, sami?- Dziewczyna lekko zdziwiła swoich rodziców. Skoro przy nich nie hamuje niektórych ze swoich komentarzy, jak to wygląda w rówieśnikach?
-Wspominałaś wcześniej coś o jakimś wypadku. Tato miał wypadek?- Patryk nie pominął tego szczegółu.
-Oh, to w sumie nic.  Chciałem zrobić waszej mamie niespodziankę, miała egzaminy i strasznie się denerwowała. Jednak nie dojechałem na miejsce.
-Miałam ochotę mu coś wtedy zrobić.- Dodała Sabina doskonale pamiętając ten dzień.- Skończyłam egzaminy, a tu czeka na mnie wiadomość o tym, że Carlos miał wypadek. Rozumiecie, nadal nie byłam w pełni uspokojona po tym co stało się kilka miesięcy wcześniej.
W tym momencie do salonu wszedł Kendall. Trochę zdezorientowany spojrzał po twarzach zebranych.
-Co wy tu robicie?
-Rozmawiamy, a na co to wygląda, stary?
-Nie wiem, dlatego pytam. – Wzruszył ramionami jakby była to najbardziej oczywista rzecz na świecie.- Wpadniecie dzisiaj na grilla?
-A będzie Lili?- Patryk w jednym momencie zainteresował się propozycją swojego wujka.
-Tak, Logan z Karoliną też przyjdą.- Blondyn się zaśmiał. Reakcja jego chrześniaka wcale go nie zdziwiła.- David przyjedzie, chce nam przedstawić swoją dziewczynę. Nie możemy tego przegapić.
-On jest tak podobny do Jamesa.- Sabina cicho westchnęła.
-Nawet z charakteru. To niesamowite jak dobrze Emma go wychowała. – Kendall lekko się uśmiechnął.- Czekamy na was w ogródku.
Chwilę później już go nie było. Podobnie jak Patryka, musiał się przecież przygotować na spotkanie ze swoją ‘przyjaciółką’.
-Nadal nie wiem jak to możliwe, że Kendall miał tyle problemów w swoim związku.- Kiedy zostali sami Sabina przytuliła się do Carlosa.
-A ja wiem. Tylko chyba pozostawię to dla siebie. – Latynos przygarnął do siebie swoją żonę.- Kocham Cię, mała.

Jeszcze tego dnia wybrali się na cmentarz, tak dobrze im znany. Potrafili tylko patrzeć na napis, który został umieszczony na nagrobku: Nie umiera ten, kto pozostaje w sercu i pamięci bliskich.
Bo chociaż żyli dalej, prowadzili normalne życie, ból w sercach nadal pozostał.
                                        

To nie był czas, to nie była pora…


Jedno wielkie O mój Boże. Nie potrafiłam napisać tego rozdziału. Było mi strasznie ciężko.
Więc wychodzi na to, że to koniec.
Musze przyznać, że płaczę, strasznie przywiązałam się do tego bloga chociaż był założony tak z głupoty, na szybko.  Nie chcę jednak robić z niego kolejnej ‘mody na sukces’.
Dziękuję za prawie 20 tysięcy wyświetleń, 652 komentarze, każde miłe słowo.
Jestem strasznie wdzięczna za wszystko co dla mnie zrobiliście, bo gdyby nie wy ten blog już dawno by nie istniał. Nie sądziłam, że doprowadzę go do końca. Że jeszcze bardziej pokocham pisanie.
I powiem tak. Z pisaniem nie kończę, większość z was pewnie jeszcze usłyszy o moim blogu. Planuję do końca stycznia zacząć pisać nowe opowiadanie, którego mam już jako taki zarys. 
Mam nadzieję, że będziecie chcieli go czytać.
Prawdopodobnie dodam go na tego bloga, pod tym linkiem. Wyczekujcie ;)
Dziękuję każdemu z was z osobna za to, że ten blog mógł funkcjonować.
 67 rozdziałów. 70 postów. dziękuję.

I prośba. Moglibyście, każdy kto to czyta skomentować tego posta? To ostatnia taka okazja na tym blogu, chce wiedzieć co o nim sądziliście. I chcę wiedzieć ile was tu jest.

Z góry dziękuję.

Dziękuję wam za wszystko. I do napisania.
Kocham was.

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Rozdział 66.


Stanął przed damską łazienką. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że właśnie w tym pomieszczeniu znajduje się jego dziewczyna, nie ciągnęło go jednak do tego, by zobaczyć ją na własne oczy. Jedyną rzeczą, która zmuszała go do przemyślenia swojej decyzji był powód, przez który odeszła od grupy swoich przyjaciół w takim momencie. I właśnie dlatego pchnął te drzwi, zostawiając dumę na zewnątrz. Na jego szczęście w środku nikogo nie było.  Czuł się strasznie zażenowany jednak nie miał zamiaru się wycofać. Tym bardziej, że dziewczyna, dla której tam wszedł stała właśnie przed nim, płacząc.
Nie potrafił na to patrzeć. Nienawidził patrzeć jak ona płacze, tym bardziej jeśli to było z jego winy.
-Miałam nadzieję, że akurat tutaj nie przyjdziesz.- Sabina patrzyła na wszystko tylko nie na Carlosa. A on ją rozumiał. Doskonale wiedział czym to było spowodowane.
-Właśnie dlatego to było pierwsze miejsce, do którego przyszedłem.
-Nie sądzisz, że nie powinieneś tu być?
-Nie powinienem. Fakt. Ale skoro to jedyny sposób, by z tobą porozmawiać?
 -Nie pomyślałeś, że ja po prostu nie chcę z tobą rozmawiać?
-Po prostu mnie wysłuchaj.- Nie miał zamiaru dać za wygraną.
-Mów.
-A… Moglibyśmy stąd wyjść? Czuję się nieswojo. Tylko mówię.
Zauważył, jak kącik jej ust lekko unosi się do góry. To był jakiś krok do przodu.
-Kiedy mi tu jest dobrze.- Wzruszyła ramionami nie zamierzając mu niczego ułatwiać. Musiał sobie jakoś poradzić.
I poradził.
Po prostu wciągnął ją do jednej z kabin i zamknął za nimi drzwi. Przynajmniej miał pewność, że nikt go nie zobaczy.
 Nie było tam zbyt dużo miejsca.  Nie był pewny, czy miał się cieszyć z tego powodu, jednak był bardzo blisko Sabiny. Odpowiadało mu to. Mina jego dziewczyny-bo miał nadzieję, że mógł ją tak nazwać- wyrażała sprzeczne uczucia.
Zastanawiał się od czego zacząć rozmowę. Co powiedzieć, by od razu jej do siebie nie zrazić?
Postanowił zacząć od początku, jednak zamiast tego usłyszał jej głos. Sama postanowiła zapytać.
-Kim ona była?
-Reachel.- Nie owijał w bawełnę. Zapytała, daj jej prostą odpowiedź. Zwlekanie z odpowiedzią było najgorszym co mógłby zrobić w tym momencie i doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
-Kochasz ją?
-Co? Nie!- Powiedział chyba zbyt gwałtownie, ponieważ dziewczyna lekko się cofnęła, opierając o jedną ze ścian. Postanowił to wykorzystać i położył dłonie po obydwu stronach jej głowy. Miał nadzieję, że patrząc jej w oczy bardziej dotrą do niej jego słowa. I zaczął mówić. Mówić, dlaczego to zrobił, jak wygląda sytuacja. Przepraszał, mówił jak bardzo mu przykro. Obiecywał, że jeśli da mu szansę to nigdy więcej się nie powtórzy. Zarzekał, że ją kocha i był tego pewien w stu procentach. A ona wpatrzona w jego tęczówki słuchała każdego słowa przyswajając go do swojego umysłu. A na sam koniec zaczął opowiadać jak bardzo nie chce jej stracić, jakie ma plany z nią w roli głównej w najbliższych miesiącach. Nie potrafił przestać mówić, słowa wypływały z jego ust bez porozumienia z nim samym, o ile to w ogóle było możliwe.  A gdy tylko skończył, po dość długim czasie ona spuściła wzrok i zacisnęła usta w wąską linię.
-To wszystko co chciałeś powiedzieć?
Westchnął. Wiedział, że jego słowa nie podziałają od razu.
-Tak. Skończyłem.- Spuścił ręce umożliwiając jej wyjście.  Dziewczyna mimo tego nie ruszyła się w miejsca. Przyglądał jej się nie do końca wiedząc co się dzieje.
-Ktoś jest w łazience. Nie będę taka, poczekam chwilę.- Przekręciła oczami. Trochę go to zdziwiło. Jakoś wcześniej nie miała ochoty na rozmowę z nim, a teraz zdecydowała się zadziałać na jego korzyść. To był spory krok na przód.
Już po chwili kierowali się w stronę przyjaciół.
-Carlos?
-Tak?- Zaskoczony przeniósł swój wzrok na Sabinę. Nie spodziewał się usłyszeć od niej nic więcej.
-Co z Jamesem?
Automatycznie pokiwał głową ‘na nie’.
-Nie mam pojęcia. Ale obiecuję ci jedno. On z tego wyjdzie.
-Obiecujesz?
-Obiecuję.- Dość niepewnie przyciągnął ją do siebie i ostrożnie pocałował w skroń.

Ktoś kiedyś powiedział: „Nie obiecuj, jeśli nie jesteś w stanie dotrzymać słowa’’
I miał rację.




________________________________________________________________________________
No to jest kolejny. byłby szybciej, jednak brak internetu dał mi się we znaki w weekend.
co do zakończenia bloga jeszcze myślę. W następnym rozdziale powinniście się dowiedzieć.
Skoro jutro jest 24.12  chciałam wam wszystkim życzyć wesołych świąt i trafionych prezentów.
To już moje drugie świeta z wami. Dziękuję za każdy komentarz i głos w ankiecie.( które są swoją drogą bardzo zróżnicowane.)

Do następnego!

poniedziałek, 16 grudnia 2013

Rozdział 65.


 *Samolot do Los  Angeles*

Jeszcze żaden lot nie dłużył jej się tak bardzo. Nie potrafiła się na niczym skupić.
Od telefonu Kendalla minęło około 12 godzin, a ona nadal nie wiedziała co się dzieje.
Rodzice pozwolili jej wyjechać tylko pod warunkiem, że wróciłaby w niedzielę. Biorąc to pod uwagę, miała 5 dni. I nie uśmiechało jej się to. W głębi duszy miała nadzieję, że James wyjdzie do tego czasu ze szpitala. Chciała, by to nie było nic poważnego. A najgorsze było to myślenie. Jedynymi osobami, który mogłyby odciągnąć ją od tych myśli byli jej przyjaciele, którzy jak na złość nie odbierali telefonów. Nawet Carlos nadal milczał. O niego też się martwiła. Jej chłopak zawsze starał się odbierać.  A kiedy nie miał takiej możliwości, odpisywałby, chociaż w pewnym sensie dałby jej znać, że wszystko jest w porządku. A tymczasem nie miała z nim kontaktu przez jakąś dobę, w domu też go nie było. Biorąc pod uwagę strefy czasowe, nie było go w domu przez całą noc. Jakby rozpłynął się w powietrzu.
Nagle poczuła ukłucie w bok.
-Przestań o tym myśleć.- Karolina miała podgrążone oczy. Ona podobnie do swojej przyjaciółki także nie spała tej nocy.
-Łatwo powiedzieć.
-Jestem w tej samej sytuacji co ty, więc wiem jak jest trudno. A jednak jakoś daję radę.
-Jak?- Blondynka wbiła się w fotel. Nie potrafiła tak po prostu przestać myśleć o tym wszystkim.
-Po prostu nie daję, by myśli ‘’Co by było gdyby…?’’ zwaliły mi się na głowę. Ty też spróbuj. Masz.- Czarna pochyliła się i po chwili z torby podręcznej wyjęła jakąś gazetę.- Poczytaj. Zajmij się czymś innym.
Sabina spojrzała na gazetkę.
-Bravo?- Zachichotała. Miały po dziewiętnaście lat, a jej przyjaciółka nadal lubiła czytać gazetki właśnie w stylu bravo. Była do tego przyzwyczajona, owszem i to było nawet fajne. Dzięki temu mogła robić przy niej najdziwniejsze, najbardziej dziecinne rzeczy i miała pewność, że Karola nie pomyśli sobie o niej nic złego. I w jej wypadku było podobnie, po prostu nie potrafiła źle myśleć o swojej najlepszej przyjaciółce. Poznały się w bardzo ciekawy sposób, na jednej z dyskotek szkolnych. Od początku ich znajomość nie była do końca normalna. Po prostu śmiały się z DJ’a, którego angielski… był na bardzo niskim poziomie. A teraz, gdy od tego wydarzenia minęło jakieś siedem lat, nadal nie potrafiły powstrzymać się od złośliwych komentarzy. Nadal często spotykały tego chłopaka i uwielbiały z nim rozmawiać. Bo to od niego tak naprawdę wszystko się zaczęło, cała ich przygoda.
-Sabina? Sabina!- Zdezorientowana spojrzała na swoją przyjaciółkę, której oczy zdawały się rzucać piorunami.- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
-Przepraszam, odpłynęłam.- Sabina posłała jej jeden z tych niewinnych uśmiechów, które zawsze potrafiły ją udobruchać.- Co mówiłaś?
-Mówiłam, że czasem fajnie poczytać te wszystkie bzdury.- Przekręciła oczami.
Blondynka zostawiła tą wypowiedź bez komentarza. Wzięła gazetkę w ręce i zaczęła czytać kolejne artykuły. Robert Pattinson myśli o powrocie do Kristen, Zayn Malik ma nowego psa, Justin Bieber ciężko pracuje nad nową muzyką i… czekaj, co? Sabina na dłuższą chwilę zawiesiła wzrok na jednym ze zdjęć. 
Nagłówek brzmiał: ‘’Czyżby zdrada?’’
A ten chłopak na zdjęciu… Nie. To na pewno nie był Carlos.
To tylko ktoś bardzo do niego podobny. Ale że aż tak?
Dziewczyna ze zdjęcia także kogoś jej przypominała.
-Mówisz, że bzdury?- Odezwała się, cały czas wpatrując w zdjęcie.
-Co mówisz?- Karolina była lekko zdezorientowana. Sama pogrążyła się w myślach, jednak były one mniej pesymistyczne, niż te od jej przyjaciółki.
-Fajnie poczytać te wszystkie bzdury?- Podała jej gazetę otwartą na stronie, która wzbudziła jej największe zainteresowanie.
Karola studiowała ją przez chwilę, która zdawała się być dla Sabiny wiecznością. Na koniec pokręciła głową.
-To nie może być on.
-A jednak.- Szepnęła, czując jak wielka gula zbiera się w jej gardle. Do głowy jej nie przyszło, że Carlos mógłby zrobić coś takiego. Była ciekawa, czy na tym jednym incydencie się skończyło. Czy może wręcz przeciwnie i właśnie to było powodem, dla którego teraz nie odbierał jej telefonów?
-Nawet jeśli, to na pewno ma racjonalne wytłumaczenie tej sytuacji. To nie jest to na co wygląda. Carlos nie jest taki.- W takich momentach to, że przed ich spotkaniem była Rusher brało górę i jak zawsze próbowała bronić ich dobrego imienia.
-Skąd masz taką pewność?
Jej pytanie nie spotkało się z żadnym odzewem ze strony czarnej.
 *Los Angeles*

Kendall zatrzymał się przed ich wspólnym domem. Jako, że James nie był w stanie to właśnie na niego przypadło zorientowanie się w tym, co się stało z jego przyjacielem. Carlos miewał swoje humorki, a i owszem, był jednak ciekawy czym tym razem były spowodowane.
Drzwi były otwarte, blondyn odetchnął z ulgą. Nie zwrócił uwagi na to, że go wstrzymywał. Nie męczył się ze ściągnięciem butów, od razu ruszył w stronę pokoju Latynosa. Doskonale wiedział, że właśnie tam go zastanie i nie zdziwił się. Drzwi na balkon były otwarte, a sylwetka jego przyjaciela opierającego się o balustradę- doskonale widoczna. Podszedł do niego najciszej jak mógł i tyłem oparł się o barierkę uważnie studiując twarz Carlosa. Głęboko nad czymś rozmyślał.
-Co się stało?
Latynos podał mu telefon, nie odpowiadając.
Po przeczytaniu na szybko całego artykułu, kolejno klikając na zdjęcia przeniósł swój zaskoczony wzrok na pogrążonego w myślach przyjaciela.
-Dlaczego?
-To tak samo wyszło. Nie mam pojęcia.- Spojrzał w niebo. Doskonale było widać jak bije się ze swoimi myślami. Kendall chciał teraz wejść mu do głowy, zobaczyć co czuje. Zdawał sobie jednak sprawę, że to mogło nie być dla niego dobre.
-Kochasz ją?
-Jak nikogo innego. Cholera, ja nie mogę jej stracić!- Latynos podniósł głos i wszedł do pokoju, siadając na łóżku. Jego przyjaciel podążył za nim.
-Skąd wiedziałeś, że myślę właśnie o niej?
-Obydwoje wiemy, że odkąd pojawiła się tamtego wieczora w moim życiu myślę tylko o niej. O nikim więcej.- Włożył twarz w dłonie.
-Stało się coś… no wiesz.. Poza pocałunkiem?
-Nie!- Krzyknął, po czym powtórzył ciszej, spokojniej.- Nie. Nie mógłbym. Nie wiem jak to się stało.
-Powtórz jej to, co powiedziałeś mi. Zrozumie.
-Jak? To nie jest rozmowa na telefon.
-I nie musi.  Za niedługo tu będzie.
-O czym ty mówisz?- Spojrzał na niego zdezorientowany, niczego nie świadomy.
-James miał wypadek. Pan Kwiatkowski dał mi znać, że dziewczyny są w drodze do naszego miasta.
Carlos wstał jak oparzony.
-James miał wypadek, a ty mówisz mi o tym dopiero teraz?!
-Myślałem, że wiesz, skoro nie było nas w domu przez tyle czasu.
-Sam wróciłem jakieś pół godziny temu. Cholera, co z nim? Jak się trzyma? Co się stało?- Odezwała się w nim ta braterska strona.
-Nic nie wiemy. Operują go. Po prostu jedźmy do szpitala, dobrze? Po drodze wstąpimy do Emmy. Julia już tam jest.-  Obydwoje wyszli z pokoju, a potem domu i już chwilę później siedzieli w samochodzie. Carlos myślał nad słowami swojego przyjaciela.
-Dlaczego tata Sabi dał znać tobie, nie mi?
-Może dlatego, że do ciebie nie da się dodzwonić, idioto?
Chłopak nie odpowiedział na ukryte oskarżenie w wypowiedzi przyjaciela, ponieważ dziewczyny właśnie wsiadły do samochodu. Atmosfera w środku była gęsta, nikt się nie odzywał. Czas dłużył się niemiłosiernie.



*Oczami Carlosa*

Przy wejściu do szpitala natknęliśmy się na Sabinę i Karolinę. Moja dziewczyna od razu podbiegła do Kendalla, kompletnie nie zwracając na mnie uwagi. Nie dziwiłem jej się. Pewnie już wiedziała.
-Co z nim? Kendall błagam, powiedz, że wszystko w porządku!- Było widać, że ledwo powstrzymuje się od płaczu. Serce mi pękło, gdy tak patrzyłem jak cierpi, a nie mogłem do niej podejść. Nie pozwoliłaby mi.
-Chodźmy na górę.- Uciął i zaczął kierować się w stronę wejścia. Korzystając z sytuacji lekko złapałem moją dziewczynę za ramię chcąc jak najszybciej z nią porozmawiać.
-Nie dotykaj mnie, ostatnią rzeczą, którą teraz chcę zrobić, to mieć do czynienia z tobą.- Nawet na mnie nie spojrzała. Wyszarpnęła się i ruszyła za resztą. Jeśli wcześniej czułem się potwornie, to sam nie wiedziałem jak nazwać ten stan teraz. Byłem dupkiem. Ostatnią rzeczą, której chciałem było jej cierpienie, tym bardziej z mojego powodu.
Nie pozostało mi nic innego, jak kierować się za nimi. Nie spuszczałem z niej wzroku. Ona musiała dać mi to wytłumaczyć. Nie mogłem jej stracić. Była moim życiem.
Po dojściu na miejsce obserwowałem tylko jak u Karoli wszystkie emocje puszczają, wraz z zobaczeniem Hendersona. Wpadła w jego ramiona. Warga Sabi zadrżała. Patrzyła na wszystko, tylko nie na mnie. Doskonale znałem ten stan, więc nie mogąc dłużej na to patrzeć zrobiłem kilka kroków w jej stronę. Przyciągnąłem ją do siebie, zamykając w swoich ramionach. Wiedziałem, że to zawsze na nią działało, dlatego tym bardziej zdziwiła mnie jej reakcja. A raczej jej brak. Stała, kompletnie nie wykazując oznak życia, a ja wręcz mogłem wyczuć jak bije się z myślami.
-Po prostu mnie przytul, ja ci wszystko wytłumaczę.- Nie było mnie stać na więcej niż szept. Nie chciałem, by ktokolwiek wiedział. Wtedy jakby jakaś bariera puściła, dziewczyna gwałtownie się ode mnie odsunęła.
-Nie dotykaj mnie.- Posłała mi jedno krótkie spojrzenie i szybkim krokiem skierowała się w stronę windy. Już miałem za nią iść, jednak powstrzymał mnie lekarz wychodzący przez jedne z drzwi. Cała nasza uwaga skupiła się na nim.
-Doktorze, co z nim?
Lekarz spojrzał po naszych twarzach, jego mina nie potrafiła nic mi powiedzieć.
-Kim jesteście?
-Jego przyjaciółmi.-Kendall postanowił powiedzieć za nas wszystkich.
Doktor Steward, bo właśnie tak miał na nazwisko już otwierał usta by coś powiedzieć, jednak Emma go wyprzedziła.
-Jestem jego narzeczoną. Proszę mi powiedzieć co z nim.- Wręcz błagała będąc na skraju wytrzymania. To naprawdę musiało ją wiele kosztować. Chirurg dał za wygraną i udzielił nam prostej odpowiedzi, która niekoniecznie podniosła nas na duchu.
-Kolejna doba będzie decydująca.
Wtedy już bez słowa ruszyłem przed siebie. Dlaczego wszystko zaczyna sie psuć w tym samym czasie?

 _______________________________________________________________________________




No to nic. Dłuższy niż zawsze, nie ma w nim nic niezwykłego, jednak jest ważny.
Dzisiejszego dnia mija rok, odkąd założyłam tego bloga! Napisałam 65 rozdziałów.
Chciałabym podziękować wszystkim, którzy kiedykolwiek zostawili tutaj po sobie ślad. W postaci komentarza, bądź wyświetlenia.
Dziękuję za 640 komentarzy i 19.134 wyświetlenia!
Blog był założony z dnia na dzień, tak ot po prostu mi się nudziło. W życiu nie pomyślałam, że będę pisać go aż rok, że ktokolwiek będzie chciał to czytać.

Po prostu dziękuję.

A teraz mam prośbę. Czy mogłabyś/Mógłbyś skomentować tego posta? Jakkolwiek, może to być zwykła kropka, chcę po prostu wiedzieć ile osób to czyta.

 I druga sprawa. Zastanawiam się nad zakończeniem bloga. Mam możliwości i pomysł, więc wolę zapytać was o zdanie. Mam dalej ciągnąć tą drugą modę na sukces, czy zakończyć to i zacząć pisać nowego bloga (na którego zresztą też mam pomysł)? Chciałabym znać waszą opinię. Odpowiadajcie w ankietach.
Do następnego!

środa, 11 grudnia 2013

Rozdział 64.


Sabina jak najszybciej zbiegła na dół po schodach. Z kuchni doszły do niej odgłosy obijających się od siebie naczyń, po czym wywnioskowała, że jej rodzicielka właśnie zmywała naczynia. Skierowała się w stronę tego pomieszczenia, zastanawiając się nad sensem rozmowy. Mama zawsze wymagała od niej dobrych stopni w szkole, więc bez pomocy taty by się nie obyło. Problem w tym, że on rzadko bywał w domu, a prawdopodobieństwo, że właśnie wejdzie do domu z powodu szybszego wykonania swoich obowiązków była praktycznie zerowa. Z tego właśnie powodu postanowiła trochę sobie dopomóc. Wystukała na ekranie swojego telefonu dziewięć cyfr, które znała na pamięć i przyłożyła urządzenie do ucha. Długo nie musiała czekać na to, aż jej tata odbierze telefon. Zawsze odbierał. Pomimo swojej pracy i jego wysokiej pozycji zawsze znalazł czas, by wysłuchać swojej córki. I tym razem nie było inaczej.
-Co jest misiek?
Kiedy usłyszała głos swojego rodzica lekko się zawahała. Co tak właściwie chciała mu powiedzieć?
-Bo… mam do ciebie sprawę. Mógłbyś przyjechać do domu?
-Coś się stało?- On od razu zaczął się martwić. Faktem było to, że nieczęsto był zmuszony odbierać telefony w trakcie pracy. A kiedy już faktycznie ktoś dzwonił to albo był głupi, albo stało się coś ważnego.
-Nie. To znaczy tak.- Zająknęła się.- Po prostu przyjedź, dobrze?
-Przyjadę jak najszybciej będę mógł. Może porozmawiaj z mamą, dopóki nie dotrę do domu?
-Tak zrobię. Dziękuję.- Sabina rozłączyła się i biorąc jeden głęboki wdech przekroczyła próg kuchni. Jej rodzicielka krzątała się po pomieszczeniu, aż dziwne, biorąc pod uwagę dość późną porę.
-Mamo, pomóc ci w czymś?- Zapytała, siląc się na najmilszy ton głosu. Nie było to łatwe, gdyż sama słyszała jak bardzo drgał jej głos. Bała się. Bała, że rodzice nie pozwolą jej lecieć do Los Angeles. Poza tym nadal nie wiedziała co się stało z jej przyjacielem. Strasznie się martwiła. Bo tak naprawdę nie wiedziała nic. Nie wiedziała jak to się stało, nie miała pojęcia co się z nim teraz działo. I pomimo tego, że nie wiedziała w jakim był stanie bała się, że z tego nie wyjdzie. I to pochłaniało całe jej myśli. Ani przez chwilę nie pomyślała o tym, dlaczego Carlos nie odbiera telefonów. O tym, że nikt nie wie co się z nim dzieje.
-Nie, właśnie skończyłam.- Mama blondynki wytarła dłonie o ręcznik i odwróciła się w jej stronę z uśmiechem, który zniknął, gdy tylko zobaczyła pobladłą twarz córki.- Boże dziecko, co się stało?
-Wszystko w porządku.- Sabina wysiliła się na lekki uśmiech. Zawsze miała tak, że gdy tylko w takich sytuacjach widziała swoją rodzicielkę, chciało jej się płakać. Automatycznie rosła jej gula w gardle i nie potrafiła się jej pozbyć. Nie rozumiała tego, jednak po tych kilkunastu latach zdążyła się do tego przyzwyczaić. Bo skoro tak było, musiał istnieć jakiś logiczny powód, prawda?
-Nie w porządku, dlatego marsz do salonu i zaraz wszystko mi opowiesz.- Jej głos był łagodny i przemawiała przez niego troska.
Sabina wolała nic nie mówić i po prostu wyjść z kuchni. Czuła, że jej mama kierowała się za nią i faktycznie tak było.
Już po chwili siedziała na kanapie i w skrócie mówiła mamie co się stało.  Nie było tego dużo, bo przyczyną tej rozmowy był tylko i wyłącznie jej przyjaciel.
-Na pewno nic mu nie będzie.- Pani Kwiatkowska mocno przytuliła do siebie swoją córkę.
Blondynka właśnie tego najbardziej teraz potrzebowała. Nadziei. Oczywiście lepiej by było zobaczyć teraz Jamesa, całego i zdrowego, jednak jak na razie zostawało jej tylko to.
-No właśnie tego nie wiem.- Głęboko odetchnęła zakładając kosmyk włosów za ucho.- Dlatego chciałam zapytać… czy może mogłabym… No wiesz, tam do nich?- Nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów. Nie chciała pytać tak prosto z mostu.
- Chcesz zapytać, czy możesz polecieć do Los Angeles?- Ujęła jej myśli w pełne zdanie.
-Tak, mniej więcej tak.
-Sabina… To jest początek roku, nie powinnaś…- Blondynka szybko weszła jej w słowo.
-Nie sądzisz, że mój przyjaciel jest ważniejszy od frekwencji w szkole? Poza tym, myślisz, że będę mogła się skupić na lekcjach wiedząc, że on gdzieś tam leży?
-Zgódź się, co ci szkodzi.- Obydwie wręcz podskoczyły na dźwięk głosu pana Kwiatkowskiego. Żadna z nich nie słyszała otwierających się drzwi.  Sabina spojrzała na swojego tatę z nadzieją. Zazwyczaj udawało mu się podać stosowne argumenty, które prawie zawsze trafiały w sedno. Swoją drogą, jak długo przysłuchiwał się ich rozmowie? Mężczyzna się zaśmiał.- Jestem aż taki straszny?
-Nie przyzwyczaiłam się do Twojego widoku od ponad dwudziestu lat, więc tak, zgaduje, że tak.
-Cokolwiek tylko powiesz.- Przekręcił oczami. Pomimo już nie tak młodego wieku uwielbiał droczyć się zarówno ze swoją córką, jak i żoną. Szymon rzadko bywał w domu, więc nie mógł się tym wystarczająco nacieszyć, dlatego korzystał, dopóki Sabina mu nie uciekła.- Nie patrzcie tak na mnie. Po prostu idź się spakuj, a potem spać. Razem z mamą zarezerwujemy ci jakieś bilety.
-Liczysz na to, że zasnę?- Postanowiła zadać tak proste pytanie, na które jej ojciec nie potrafił znaleźć odpowiedzi.
-Po prostu idź.- Podszedł do niej i lekko pocałował w czoło, a Sabinie nie pozostało nic innego, jak tylko posłuchać się jego słów i wejść po schodach na górę.
______________________________________________________________________________
Przepraszam, że dopiero dzisiaj! Po prostu brak czasu mi się udziela. Następny rozdział na pewno pojawi się w poniedziałek, tego dnia na pewno nie mogę pominąć. Przepraszam, że rozdział taki beznadziejny.

poniedziałek, 2 grudnia 2013

Rozdział 63.


                                        *Polska*

-Ty lepiej idź spać, bo się jutro do szkoły nie obudzisz.- Sabina cicho się zaśmiała.
Znała Karolinę praktycznie od zawsze, a takie ‘madczyne’ odchyły zdarzały się jej odkąd pamiętała. Można powiedzieć, że po prostu się martwiła. Karola była dla niej jak siostra, znały się na wylot. Żadna nie wyobrażała sobie życia bez drugiej. Ale dobrały się świetnie. Żadna z nich nie okazywała tego zbyt często. A tak w rzeczywistości skoczyłaby za drugą w ogień. Dopełniały się.
-Nie jestem śpiąca, nie musisz się martwić.
-To nie była propozycja. Won spać w tym momencie.- Próbowała zmienić swój głos na stanowczy, sama jednak zdawała sobie sprawę, że rozbawienie wzięło górę.
-Ale mamo… Jeszcze nie.- Karola zmieniła swój głos na dziecinny i przeciągała każdą z samogłosek.
-Nie ma żadnego ale! W tej chwili do łóżka. I nie pyskuj młoda damo.
-Ta starsza się odezwała. No dobrze mamusiu, już idę.- Kiedy Karola kończyła mówić to zdanie, blondynka usłyszała dźwięk oznajmiający o osobie, próbującej się do niej dodzwonić. Postanowiła to zignorować. Przecież za chwilę oddzwoni, prawda?
-Dobranoc córko. Niech Ci się ten brunet z plakatów przyśni.
-A tobie ten uroczy Latynos. Myślałaś, że nie zauważyłam, jak codziennie rano wymyka się z twojego pokoju? Jestem ciekawa co tam robicie.
-O tym porozmawiamy kiedy indziej. Nie musisz być aż tak doinformowana w tak młodym wieku.
-Żebyś się nie zdziwiła mamusiu.- Czarna powiedziała to zdanie wręcz przesłodzonym głosem, tak, że jej przyjaciółka po drugiej stronie słuchawki musiała zakryć usta, próbując stłumić chichot.
-Idź spać.
Po tych słowach i krótkim pożegnaniu rozłączyła się. Automatycznie spojrzała na spis połączeń. Trzy nieodebrane od Kendalla? Czy stało się coś tak ważnego, by jej przyjaciel próbował się do niej tak uporczywie dodzwonić? Uporczywie, bo wyglądało na to, że dzwonił raz za razem. A kiedy telefon zaczął wygrywać jej ulubioną piosenkę była prawie pewna, że coś jest nie w porządku. Dość niepewnie nacisnęła zieloną słuchawkę. Od razu doszedł ją głos Kendalla:
-Nie odbiera.- Był wyraźnie podenerwowany.
-Kendall, coś się stało?- Automatycznie jej się to udzieliło.
-Sabina! Nie, nic. To znaczy tak. Ale nie wiem. Ty jej to powiedz.- Było słychać tylko jego jęk, wyrażający frustracje. Nie mógł połączyć ze sobą wszystkich pojedynczych myśli.
-Idioto, gadaj mi w tej chwili o co chodzi!- Niewiedza zaczęła powoli irytować blondynkę.
-Ty jej to powiedz.- W odpowiedzi słychać było jakiś dziwny szelest, a już po chwili głos Hendersona.
-No cześć mała.
-Nie wyjeżdżaj mi tu z żadną małą, tylko po prostu powiedz co się dzieje.- Warknęła.
-Jak by ci to powiedzieć… Bo bardzo możliwe, że jesteśmy w tym momencie w szpitalu.
Po słowach bruneta Sabina na chwilę po prostu wstrzymała oddech. Od razu stanął jej przed oczami Carlos. Co prawda nie odzywał się od wyjazdu z jej rodzinnego miasta, jednak do głowy nie przyszła jej myśl, żeby mogło się coś stać. Ale gdyby to nie o niego chodziło, to czy nie on zadzwoniłby do niej z tą wiadomością?
-Zapytam jeszcze raz. Co się stało? Oczekuje pełnej odpowiedzi. I ostrzegam, nie ręczę za siebie.- Wymamrotała jakby nie myśląc o tym co mówi.
-James miał wypadek.- Logan udzielił jej tej jakże istotnej informacji.- Wiemy tylko tyle.
Nie mogła powiedzieć, że poczuła ulgę. Nie mogła też uznać, że kamień spadł jej z serca. Bo kto ‘normalny’ potrafiłby czuć cokolwiek zbliżonego do wyżej wymienionych uczuć, kiedy wiedziałby, że jego przyjaciel jest w szpitalu? Nie było takiej możliwości.
-Lecę do was. Gdzie jest Carlos?- Wreszcie zadała to nurtujące ją pytanie.
-Właśnie nie mamy pojęcia. Nie odbiera telefonu. Drzwi nie otwiera. Spróbuj się do niego dodzwonić, bo jak nie ty to nie wiem kto. I nie ruszaj się z Polski. Po prostu masz tam zostać. Będziemy was informować na bieżąco.- Po wypowiedzeniu tych słów po prostu się rozłączył.
Po raz kolejny dzisiejszego dnia blondynka wybrała numer do swojej przyjaciółki. Odebrała po niecałych dwóch sygnałach. Sabina od razu przeszła do konkretów.
-Wiesz o wszystkim?
- Nie inaczej.
-Wybieramy się do nich?
-Jeszcze pytasz?- Karola głęboko odetchnęła dając po sobie poznać, jak bardzo się denerwuje.
-Pakuj się.- Nie czekając na odpowiedź czarnej rozłączyła się
Teraz wystarczyło tylko namówić rodziców. Jednak to mogło nie pójść zbyt dobrze. Właśnie tego bała się najbardziej.
_______________________________________________________________________________

I jak się podoba? Dziękuję za 9 komentarzy. ;) to dla mnie naprawdę bardzo ważne. Przepraszam, że rozdział pojawia się dopiero dzisiaj, jednak w weekend nie miałam czasu i możliwości.
Za 14 dni mija rok, odkad założyłam tego bloga! Nie myślałam, że wytrzymam tak długo.
Do następnego ;)

niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 62.


 James automatycznie się cofnął. To co usłyszał było ostatnią rzeczą, której się spodziewał. Nawet nie dopuszczał do siebie takiej myśli.
Co powiedzieć?
Jak się zachować?
Chłopak jednak nie zaprzątał sobie tym myśli. Wstał i skierował się w stronę drzwi. Po prostu wyszedł.
A patrząc z perspektywy czasu było to najgorszą rzeczą, jaką mógł zrobić.

Emma wpatrywała się w drzwi, które przed chwilą zamknęły się z głośnym trzaskiem. Jej wzrok był pusty. Spełniły się jej najczarniejsze myśli. Czuła się, jakby straciła cały swój świat. Cząstkę siebie. W jej głowie krążyło jedno, krótkie zdanie.
                                          On nie wróci.
                                                  ****
Wysiedli z samochodu Logana wymieniając się komentarzami na temat swoich dziewczyn.  Carlos, jak i Logan nie byli w zbyt dobrym humorze. Woleli zostać w Polsce, jednak ich praca im na to nie pozwalała. Zostało im jedynie się do tego przystosować i czekać na urodziny Kendalla, bo to właśnie wtedy mieli spotkać się całą grupą w Los Angeles.

Latynos przed wejściem do domu dostrzegł znajomą sylwetkę opierającą się o płot. Zastanawiał się, skąd ona się tu wzięła? Dość dawno się nie widzieli.
-Daj mi chwilę, muszę coś sprawdzić.- Logan na jego słowa jedynie kiwnął głową i wszedł do ich wspólnego mieszkania.
Carlos wycofał się i skierował w stronę wcześniej dostrzeżonej dziewczyny.
-Co ty tutaj robisz?- Na dźwięk jego głosu jakby ocknęła się z transu i przeniosła swój wzrok z bliżej nieokreślonego punktu na niego.
-Ciebie też miło widzieć.
- Przejdziesz do sedna sprawy?- Dopiero po wypowiedzeniu tych słów zdał sobie sprawę, jak chamsko to zabrzmiało. Automatycznie zrobiło mu się głupio.- Jest jakiś powód, dla którego tutaj przyszłaś?
-Chciałam się pożegnać.- Wydukała. Nie chciała sprawiać mu jakichkolwiek kłopotów. Jednak mimo wszystko nadal coś do niego czuła i musiała dać mu znać, że wyjeżdża.
-Jak to, pożegnać?
-Wyprowadzam się.
-Gdzie?
-Hiszpania.- Na jej słowa jedynie kiwnął głową.
-Kiedy wyjeżdżasz?
-Jutro rano mam samolot.- Reach lekko się uśmiechnęła. Nie wiedziała co powinna zrobić. Automatycznie przejechała dłonią po włosach.- To pa?
Carlos przybliżył się do niej i lekko przytknął swoje usta do jej. Dopiero po wykonaniu tej czynności zdał sobie sprawę ile może go to kosztować. Automatycznie się odsunął.
-Przepraszam.- Potrząsnął głową nie do końca zdając sobie sprawę z tego, co przed chwilą zrobił.- Do zobaczenia.
Ruszył w stronę domu. Tak. Zdecydowanie nie powinien tego robić. Miał tylko nadzieję, że nikt się nie dowie. Chciał, by to przeszło bez echa. A tym bardziej, by dziewczyna, którą naprawdę kochał nie musiała przez to cierpieć. A tego bał się najbardziej.
                                                  ****
Zatrzymał się, będąc stosunkowo niedaleko swojego domu. Jedna myśl, która właśnie wpadła mu do głowy i krążyła po umyśle nie pozwoliła mu iść dalej. On naprawdę zostawił ją tam samą? Właśnie dowiedział się, że zostanie ojcem i tak po prostu wyszedł z jej domu?
Właśnie. On ojcem? Nie potrafił sobie tego wyobrazić. Jednak jak na razie odrzucił od siebie te myśli. Musiał tam do niej wrócić. Poszedł do niej z zamiarem wspierania jej, a tymczasem stał tam z pewnością, że jego dziewczyna płacze. Płacze przez niego.
Emma była bardzo słaba emocjonalnie, pomimo tego, że starała się to ukryć. Udawała pewną siebie dziewczynę, której nic nie potrafi złamać, jednak James wiedział jaka jest prawda. Jedno niemiłe słowo od jego fanów, jego Rushers, potrafiło sprawić, by zamknęła się w sobie. Dlatego tak bardzo bał się ujawnić. Dość długo ukrywał swój związek z Emmą, jednak gdy doszło co do czego okazało się, że jego zmartwienia były zbędne. Rushers przyjęły Emmę naprawdę ciepło. Jednak teraz, gdy jego związek wisiał na włosku przez jego zbyt impulsywną reakcję, to nie miało najmniejszego znaczenia. On po prostu chciał teraz do niej wrócić. Upewnić się, że wszystko jest w porządku i pokazać, jak bardzo się cieszy.
A cieszył się.
A Emma nie miała pojęcia, jak bardzo. Po prostu w pierwszym momencie wystraszył się odpowiedzialności. Najzwyczajniej w świecie od tego uciekł.
Miał tylko nadzieję, że to go nie skreśliło. Że nie było jeszcze za późno. Odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę domu swojej dziewczyny. Najpierw zwykłym marszem, potem truchtem i ani się nie zorientował, kiedy biegł w kierunku jej mieszkania.
Chciał jak najszybciej znaleźć się blisko niej.
Był jednak tak zajęty myśleniem o swoim błędzie, że przechodząc przez ulicę nie zauważył samochodu jadącego w jego kierunku. Bez możliwości zatrzymania.
Usłyszał jedynie dźwięk klaksonu. A później? Nic, pustka.
Lepiej byłoby, gdybym pisała tak, jak w tym rozdziale, czy tak jak to robiłam do tej pory? Wasze zdanie jest dla mnie strasznie ważne, dlatego proszę, żebyście wyrazili swoją opinię ;)
Nie rozpisuję się. Do następnego.

niedziela, 17 listopada 2013

Rozdział 61.


-I jak wrażenia po grze?- Lekko się uśmiechnęłam przy okazji pukając do drzwi Oli.
-Widać, że to twoi znajomi.- Patryk przekręcił oczami. Wolałam jednak wziąć to za komplement.
-Cieszę się, że chociaż jakoś się z nimi porozumiałeś.- Zaśmiałam się. Nie żebym w niego wątpiła, ale nie należał on do specjalnie inteligentnych osób.
-Przynajmniej we mnie wierzysz.-Wzruszył ramionami, a w drzwiach ukazała się uśmiechnięta-jak przez większość czasu, kiedy ją widziałam- Blue. Tak, Blue, bo Kendall już zdążył nawiązać do jej nietuzinkowych włosów. I spodobało mi się to. No cóż, Ola będzie musiała się do tego przyzwyczaić.
-A tobie jak się podobał piątek?- Zagadnęłam dziewczynę, kiedy już byliśmy dość daleko od jej domu.
- Miło.- Nie rozwinęła tematu, więc postanowiłam sama trochę ją podpytać.
-Jak podobały się zadania? Przypadły ci do gustu?
-Tak, nie były złe. Ci twoi przyjaciele mają fajne pomysły.- Próbowała udać, że nie wie o co chodzi. Trochę jej nie wyszło. Z rumieńcami na policzkach wyglądała naprawdę uroczo.

                                 *Kendall*

Kiedy dojechałem pod dom Julii cicho odetchnąłem z ulgą. Atmosfera w aucie, podobnie jak podczas lotu samolotem była dosyć napięta. Dziewczyna nie odezwała się ani słowem. Zastanawiałem się co ją ugryzło, bo jeszcze na lotnisku w trakcie pożegnania z Sabiną i Karoliną wszystko było w porządku. Na jej twarzy gościł uśmiech, którego teraz najzwyczajniej w świecie brakowało.
Kiedy już chciała wyjść z pojazdu, złapałem ją za rękę. Odruchowo ją wzięła.
-Co się stało?- Przejechałem dłonią po całej długości jej ręki.
-Nic.- Mruknęła nie patrząc na mnie i ponownie odwróciła się w celu otwarcia drzwi.
-Mnie chcesz oszukać?
-Wszystko jest w jak najlepszym porządku.- Posłała mi jedno krótkie spojrzenie i wysiadła z samochodu bez jakiegokolwiek pożegnania.
Coś czuję, że czeka nas rozmowa.
Może nie być przyjemna.

                                             *****
James pomimo ciągle rosnącego zmęczenia zaraz po powrocie do domu udał się na krótki spacer. Jego celem był dom dziewczyny, która właśnie w tym momencie wycierała z twarzy ostatnie łzy. Nie wiedział, co było powodem dziwnego zachowania jego wybranki, jednak wiedział jedno. Nie chciał jej stracić i miał zamiar przezwyciężyć wszystko, co zaprzątało jej umysł i zmuszało do takiego, a nie innego zachowania. Pokłócili się w zasadzie o nic, dlatego tym bardziej dziwił go fakt, że zrezygnowała z odwiedzenia swoich przyjaciółek. Zdawał sobie sprawę, że coś musiało być na rzeczy i obrał za cel jak najszybsze dowiedzenie się całej prawdy. Szkoda tylko, że nie wiedział jakie niespodzianki szykuje dla niego życie w ciągu najbliższych kilkudziesięciu minut.
Ona się bała. Bała jego reakcji. Bardzo możliwe, że nie do końca była pewna jego uczuć pomimo upływu czasu, którego razem spędzili. Spędzili razem.
Przerażał ją fakt, że przez tę jedną bardzo istotną wiadomość cały ten czas przestanie mieć dla niego znaczenie. A dla niej miał ogromne.
Kochała go całym sercem i ogarniał ją lęk za każdym razem, gdy zdawała sobie sprawę z tego, że mogłoby go zabraknąć. Bo przecież w życiu nie zawsze jest kolorowo, prawda?
Żałowała, że nie mogła pozostawić tej wiadomości dla siebie. Bo nawet jeśli bardzo by próbowała za miesiąc czy dwa najzwyczajniej w świecie sam by to zauważył.
Dlatego czekała. Czekała na jego powrót. Chciała go zobaczyć i po prostu się do niego przytulić, by przez chwilę poczuć się bezpiecznie. A później zamierzała mu powiedzieć. Prosto z mostu czekając na dalsze wydarzenia.
Szkoda tylko, że wszystko wskazywało na nieciekawą reakcję ze strony- w jej mniemaniu- tego jedynego.

 James zaraz po zobaczeniu Emmy po prostu przyciągnął jej drobne ciało do siebie. Przylgnęła do niego całym ciałem, co już na wstępie zdążyło go zdezorientować. Zawsze zachowywała się inaczej. A kiedy w dodatku jej ciałem wstrząsnął cichutki szloch zamarł. Bał się, że to przez niego. Może mógł zostać z nią, zamiast jechać ze swoimi przyjaciółmi do Polski? Może wtedy nie próbowałaby powstrzymać płaczu?  Może wszystko byłoby normalnie? Nie wiedział co się działo i jako priorytet postawił sobie jasny cel: dowiedzieć się. Dlatego wcześniej zamykając drzwi poprowadził ją na kanapę, a sam przyklęknął pomiędzy jej nogami.
Ona nie miała zamiaru zwlekać. Wypowiedziała to jedno krótkie zdanie i czekała.  A czekanie na jego reakcje wydawało się trwać dla niej wieki.

Bo czy gdyby wiedziała, powiedziałaby mu najpierw, że go kocha?
 _________________________________________________________________________________
No i jest. Postanowiłam poeksperymentować i popisać inną perspektywą. Pisało się naprawdę fajnie. A wy co myślicie?
Jak myślicie, co się stanie?
Jeśli mam być szczera, to ten pomysł przyszedł do mnie przy pisaniu ostatniego zdania. No ale jedziemy dalej. Dziękuję za komentarze. Do następnego!

wtorek, 12 listopada 2013

Rozdział 60.

 
                                              *Karola*


Pożegnałam się z Emmą i z powrotem włożyłam telefon do kieszeni. Spojrzałam na Logana wpatrującego się w drogę przed sobą.
-Twój przyjaciel będzie ojcem.
Brunet przeniósł swój zaskoczony wzrok z jezdni na mnie.
-Który?
-A jak myślisz?
Chłopak przestudiował moje słowa w głowie, ponownie patrząc na drogę i praktycznie w ostatnim momencie skręcając w jedną z uliczek.
-To się zdziwi.
-Mam nadzieję, że nic nie odwali. Wiesz, pierwszy szok i te sprawy.
-Ja też chce wiedzieć jak to jest.- Wręcz się poskarżył.
-A to nie do mnie z tym.
-A do kogo?- Zerknął na mnie podnosząc brwi. Zastanowiłam się nad jego słowami. Jeśli patrzeć na to z tej strony, to ma racje.
-To propozycja?
-A gdyby takową była, zgodziłabyś się?- Obchodził temat naokoło.
-Teraz nie.
-Teraz?- Podchwycił.  Nie jestem pewna, czy był on mi na rękę, tym bardziej, że właśnie dojeżdżaliśmy do jednego z supermarketów w naszym mieście. Poza tym, dlaczego on musi okazywać swoją inteligencję zawsze, kiedy jest najmniej potrzebna?
-Teraz, bo mam szkołę, poza tym nie oszukujmy się, znamy się trzy miesiące.
-Kiedy kończysz szkołę?
-W maju, po maturze. Do czego zmierzasz?
-Planuje.- Wyszczerzył się w charakterystyczny dla siebie sposób i zaparkował przed moim domem.  Wracaliśmy z zakupów, które poszły dosyć sprawnie. Nie było dużej ilości ludzi, a Logan nie był jakoś specjalnie rozpoznawany. Położyłam dłonie na dachu samochodu i posłałam mu jedno ze swoich spojrzeń.
-Jeśli w tych planach jestem ja, będziesz musiał poczekać przynajmniej do kwietnia.
-I liczę się z tym. Nie przeszkadza mi to. – Obszedł samochód dookoła i przycisnął usta do mojej skroni, nie zatrzymując się jednak. Otworzył bagażnik samochodu mojego taty, który pożyczył nam go mając jednak w tym swój interes, gdyż wieźliśmy dla niego reklamówkę z zakupami. Wyciągnął kilka reklamówek, a kiedy miałam zamiar zabrać mu część z nich automatycznie zaprotestował. Wolałam się z nim o to nie kłócić, on i tak postawiłby na swoim.
Dosłownie wpadłam na drzwi, kiedy chciałam je otworzyć. Najwyraźniej nikogo nie było w domu. Wyciągnęłam z bocznej przegródki mojej torebki klucz i dwoma szybkimi ruchami przekręciłam go w zamku. Jako, że było stosunkowo jasno nie musiałam oświecać światła, promienie słoneczne wpadały przez wejście do salonu. Logan zaniósł zakupy do kuchni, a ja chcąc-nie chcąc ruszyłam za nim.
-Gdzie są wszyscy?
-Kendall wyszedł z Jamesem rozejrzeć się po okolicy, tata jest w pracy. Nie wiem tylko gdzie jest Julia. W sumie nie wiem czy mnie to interesuje.- Odpowiedziałam na pytanie chłopaka.
-Długo będziemy sami?
-Nie mam pojęcia. I nie wiem co chodzi ci po głowie, ale odpuść sobie.- Zaśmiałam się.
-Chciałem tylko spędzić czas ze swoją dziewczyną.- Mruknął opierając się o blat.
-I może jeszcze będziemy grać w szachy?
-Potrafisz?- Parsknął śmiechem.
-No dzięki!- Lekko się zbulwersowałam.- Żebyś się nie zdziwił.
-To mi nie grozi, skarbie. Chodź tu do mnie.
- Idiota.- Kiedy tylko rozłożył ręce od razu się w niego wtuliłam.
-Ale twój.
-Oklepane.- Mimo wszystko na moich policzkach pojawił się jasny odcień różu.
-Ale prawdziwe.
-To też oklepane.
-Czy ty zawsze wiesz co powiedzieć?
-Jeśli chodzi o ciebie, to tak.- Mimowolnie się wyszczerzyłam.
-A w jakiej sytuacji nie?- Podchwycił temat.
-Ten mój pedofil zawsze wie co odpowiedzieć.
-Mówimy o Sabi, mam wrażenie.
-Tak, właśnie tak.- Jakby dla potwierdzenia mojej wypowiedzi potrząsnęłam głową.
-Dlaczego pedofil? To nie do końca trzyma się kupy.
-Tak wyszło.- Położyłam głowę na jego ramieniu i przymknęłam oczy.
W pewnym momencie chłopak wyrwał mnie z zamyślenia.
-Odwróć się.
Dość niepewnie, jednak będąc ciekawa co chodziło mu po głowie, odwróciłam się. Długo nie musiałam czekać, żeby moja szyja zetknęła się z zimnym kawałkiem metalu. Automatycznie się zatrzęsłam. Mój chłopak zapiął naszyjnik, chwilę przed tym delikatnie całując kilka miejsc na mojej szyi. Wyszłam z kuchni na przedpokój i przejrzałam się w lustrze. Na mojej szyi wisiał piękny, srebrny naszyjnik z imieniem bruneta. On sam chwilę później znalazł się za mną, oplatając ręce wokół mojej talii. Położył podbródek na moim ramieniu i odnalazł moje oczy w lustrzanym odbiciu.
-Za każdym razem, kiedy będziesz czuła się samotna, bądź coś będzie nie tak wiedz, że masz mnie. Dzwoń o każdej porze dnia i nocy. Jesteś dla mnie najważniejsza, pamiętaj.- Ostatnie zdanie wyszeptał. Moja warga niebezpiecznie zadrgała. Zawsze wzruszałam się stanowczo za szybko.
 __________________________________________________________________________________
Przepraszam, że dopiero dzisiaj!
Taki ‘Karolinkowy’ rozdział.
Najmniej głosów miały Julia z Kendallem i Emma z Jamesem (3)
Później Karola z Loganem (9) i Sabi z Carlosem (10).
Coś się pomyśli, dziękuję za każdy głos ;)
Następny rozdział pojawi się na czas!
Dziękuję, że chcę wam się to czytać.

niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział 59.


-Tak?
-Sabi…Pomóż mi…Nie wiem co robić…- Usłyszałam zapłakany głos mojej przyjaciółki. Automatycznie się wyprostowałam.
-Co się stało?
-Ja… Ja jestem w ciąży…- Wyszeptała, a ja szeroko otworzyłam oczy, patrząc na Carlosa. Czy ja się przypadkiem nie przesłyszałam?
Próbowałam szybko ogarnąć myśli.
-Emma, spokojnie. Jesteś pewna? Byłaś z tym u lekarza?- Zachowanie zimnej krwi nie przychodziło mi w tym wypadku łatwo.  Usłyszałam, jak moja przyjaciółka bierze głęboki wdech po drugiej stronie słuchawki.
-Byłam wczoraj, jak dzwoniłaś. To jest pewne. Sabina, on mnie znienawidzi.
-Nawet nie próbuj tak myśleć.- Próbowałam mówić jak najbardziej delikatnie.- On cię kocha. I jest naprawdę bardzo odpowiedzialny. Będzie się cieszył, kiedy już mu o tym powiesz.
-Ja nie dam rady mu o tym powiedzieć.- Ponownie usłyszałam niekontrolowany szloch. Tak bardzo chciałam teraz przy niej być i chociaż próbować jakoś ją pocieszyć. Że też ona nie przyleciała z chłopakami.
-Powiesz mu od razu jak wrócą do domu. I w tym momencie nie chcę słyszeć żadnego ‘ale’. –Powiedziałam twardo, głosem nie przyjmującym odmowy.
-Za bardzo boję się, że mnie zostawi.- Wyszeptała tak, że ledwo mogłam ją usłyszeć.
-Proszę cię, James? Nie oszukujmy się, Maslow jest najbardziej odpowiedzialny z całej tej czwórki idiotów.
Jakby na zawołanie Carlos mocno przyciągnął mnie do siebie i zaczął całować po szyi. Próbowałam jakoś się od niego odsunąć, jednak nie wychodziło mi za dobrze. A on nadal nie przestawał. Starałam  jakoś skupić się na rozmowie.
-To w sumie jest jakieś pocieszenie.- Cicho się zaśmiała.- Dam ci znać, kiedy już będę miała to za sobą.
-I może zadzwoń do Jamesa. Chłopak strasznie się o ciebie martwi. Jemu naprawdę na Tobie… Carlos, idioto, zostaw mnie w spokoju!- Nie wytrzymałam i posłałam mu poirytowane spojrzenie. Nie żeby mi się nie podobało, jednak mógł sobie wybrać lepszy moment.
On jednak zdawał się nie zwracać na to uwagi. Nie przerywał swojego zajęcia.
-Wiesz, mojemu…- W tym momencie na chwilkę się zacięła.- Kimkolwiek to będzie… Przyda się towarzystwo.
Mogłam wręcz wyczuć, jak podczas wypowiadania tych słów się uśmiechała.
-Z tym to lepiej idź do Karoli. Ona zdecydowanie lepiej będzie wiedziała jak spełnić twoją prośbę.
-Pomyślę nad tym. Dziękuję.
Pozostało mi tylko pożegnać się z Emmą. Odłożyłam telefon i odwróciłam głowę w stronę mojego chłopaka.
-Czy mógłbyś wreszcie się odsunąć?
-Nie?- Przejechał nosem po moim policzku, chwilę później całując to miejsce.- Po co dzwoniła?
Na jego pytanie wzruszyłam ramionami.
-Będziesz wujkiem.
-Emma jest w ciąży?- Odsunął twarz na taką odległość, by móc spojrzeć mi w oczy.
-Naprawdę nie potrafiłeś tego wywnioskować z naszej rozmowy?
-Najwyraźniej nie.- Wzruszył ramionami i wrócił do przerwanej czynności. Tym razem jednak lekko odchyliłam głowę, by dać mu lepszy dostęp.
-Emma boi się reakcji Jamesa.
-Niepotrzebnie. Swoją drogą James zamierzał się jej oświadczyć tutaj w Polsce, jednak przed wyjazdem, jak już pewnie ci wspominał, pokłócili się. No i postanowił jeszcze trochę poczekać.
-Jak oni szybko dorastają.- Pokręciłam głową z dezaprobatą i wstałam.
-Gdzie idziesz?- Mruknął mój towarzysz.
-Pod prysznic.- Widząc jego świdrujące spojrzenie szybko dodałam.- Nie idziesz ze mną.
-Wiesz jak zepsuć moje plany. Ale jesteś pewna?
-Tak, jestem.- Dla wzmocnienia mojej wypowiedzi pokiwałam głową  i zniknęłam za drzwiami łazienki. Chwilę później jeszcze je zamknęłam. Tak dla pewności.
Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze, a moja ręka automatycznie obrała kierunek ku zaczerwienieniu na mojej szyi. Pokiwałam głową z dezaprobatą. Czy on naprawdę nie potrafił sie powstrzymać?
Mimo wszystko się uśmiechnęłam. To się porobiło.
___________________________________________________________________________
 Trzy ostatnie dni do głosowania. To od was zależy, co się stanie.

jak narazie prowadzą Sabina i Carlos z Karolą i Loganem. Przegrywa Julia z Kendallem.
CZYTASZ-KOMENTUJESZ

niedziela, 27 października 2013

Rozdział 58.


Ola przeniosła wzrok na Kendalla, a potem ponownie na Karolę.
-Ja? Ja mam pocałować Kendalla? Przecież…
-Nie gadaj tylko całuj.- Moja przyjaciółka przerwała dziewczynie w pół zdania.
-No chodź. Im szybciej to zrobisz, tym szybciej będziesz miała to za sobą.- Kendall się do niej uśmiechnął. Wolałam nie patrzeć w tym momencie na minę Julii. Przenosiłam wzrok z blondyna na Olę. Dziewczyna prawdopodobnie nie widząc innego wyjścia lekko przesunęła się do przodu i- na pewno czując się niezręcznie- złączyła razem ich usta. Chłopak automatycznie odwzajemnił. Pocałunek nie trwał długo. Kilka sekund, a ja nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu. Kiedy już Ola wróciła na swoje miejsce każda para oczu skierowana była na Kendalla. Było widać, że nie wie jak zareagować. Wbił swój wzrok w Logana, jednak nic nie mówił, więc dziwne było zachowanie bruneta. Zaśmiał się i przeniósł swój wzrok na Olę. Jak to jest, że oni potrafią porozumiewać się bez wypowiedzenia ani jednego słowa?
Dziewczyna nie chcąc przedłużać, zakręciła. Wypadło na Julię, która od razu zastrzegła, że wybiera pytanie.  
-Opowiedz nam jakąś kompromitującą sytuację z twojego życia.
 Julii trochę zajęło wymyślenie tej ‘właściwej’.
-To może moment w parku, kiedy przeszkodziłam Sabinie i Carlosowi. Było mi po tym strasznie głupio.
-Ja jestem ci za to wdzięczna.- Wtrąciłam. Fakt, że Carlos miał wtedy dziewczynę nadal siedział gdzieś głęboko we mnie.
-A dlaczego ja nic o tym nie wiem?- Zaoponował James.
-I naprawdę nie zastanowił cię fakt, że ja i Sabi wróciliśmy do domu cali mokrzy? – Carlos przeniósł swój wzrok na Maslowa.
-Niekoniecznie, zważając na fakt, że miałeś wtedy dziewczynę. Mam rację?- Podniósł brwi.
-No miałem.- Latynos niezręcznie podrapał się po karku, jednak nadal próbował się bronić.- Ale do niczego nie doszło!
- Wtedy nie.- Mruknęłam.
-Wtedy?- Do rozmowy wtrąciła się Julia. Faktycznie. Nie mówiłam jej o tym co stało się jakiś czas później.
-Nieważne. Kręć.
Dziewczyna zrobiła to, o co ją poprosiłam. Trafiła na Kendalla.
-Pytaj.
-Zatrzymaj wzrok na jednej osobie, lub rzeczy w tym pokoju i powiedz co przychodzi ci na myśl.
-No… okey…- Odetchnął i przejechał wzrokiem po pokoju. Zrobił to drugi, trzeci raz i dopiero wtedy jego wzrok utknął na Oli. Chwilę później zamrugał i ponownie przeniósł go na Julię.- Wydaje mi się, że morze, ocean. Albo niebo.
Przeniosłam swój wzrok na jego punkt zaczepienia, próbując domyślić się, o czym pomyślał mój przyjaciel. Mogło mu chodzić o jej włosy. Były niesamowite. Jednak równie dobrze mógł przypatrywać się jej czysto niebieskim tęczówkom. Nadal nie potrafiłam uwierzyć, że jej mama zgodziła się na przefarbowanie włosów, tym bardziej na taki kolor. Z jej opowiadań mogłam wywnioskować, że jest raczej surową kobietą.  Ola uwielbiała o niej opowiadać. Jednak tak, jak dużo wiedziałam o jej rodzicielce, tak nie było mi nic wiadomo na temat jej taty. Nawet jeśli kiedykolwiek najechałyśmy na ten temat, ona jak najszybciej próbowała go zmienić. Wolałam o nic nie pytać. Najwidoczniej miała powody. Poza tym nie znałyśmy się jakoś szczególnie długo, mogła mi jeszcze nie ufać. Wiedziałam, że kiedy nadejdzie odpowiedni moment, w końcu się przede mną otworzy.  Uśmiech nigdy nie schodził z jej twarzy, zastanawiałam się jedynie, czy to tylko pozory? Podobno osoby, które cały czas się uśmiechają, najbardziej cierpią w środku.

   *Następnego dnia, rano*

Leżałam wtulona w Carlosa, tak po prostu rozkoszując się tą chwilą.  Chciałam nacieszyć się każdą spędzoną z nim minutą, wiedząc, że już za niedługo musiał wracać do Los Angeles, by kręcić kolejne odcinki serialu. Ciężkie byłoby życie z kimś, kto mieszka w innym mieście, kraju, a co dopiero kontynencie. Ale wiedziałam na co się piszę. Wolałam nie narzekać, Carlos naprawdę się starał.
Nasze nic nie robienie przerwał mi dźwięk telefonu. Spojrzałam na niego i zmarszczyłam brwi. Po co ona dzwoniła do mnie o tej porze? Podniosłam się do pozycji siedzącej i nacisnęłam zieloną słuchawkę.
-Tak?
-Sabi…Pomóż mi…Nie wiem co robić…- Usłyszałam zapłakany głos mojej przyjaciółki. Automatycznie się wyprostowałam.
-Co się stało?
-Ja… Ja jestem w ciąży…- Wyszeptała, a ja szeroko otworzyłam oczy, patrząc na Carlosa. Czy ja się przypadkiem nie przesłyszałam?
___________________________________________________________________________
Wracam do was z kolejnym rozdziałem. I witam dwóch nowych czytelników. Cieszę się, że jesteście ;)
Chciałabym was jeszcze prosić o zagłosowanie w ankiecie. Swoją drogą postaram się zrobić coś z parą, która będzie miała najmniejszą ilość głosów.
Do napisania ;)
CZYTASZ- KOMENTUJESZ
Proszę, to dla mnie bardzo ważne.

niedziela, 20 października 2013

Rozdział 57.


Usiadłam na podłodze w salonie. Jako, że nie mieliśmy co robić postanowiliśmy zagrać w butelkę. Koło mnie siedzieli Carlos i Karola, naprzeciw zaś usadowił się Patryk. Logan wziął pierwszą lepszą butelkę i podał Oli, która wzięła ją z lekkim wahaniem. Spojrzała po wszystkich i zakręciła, a ja mogłam niemal zobaczyć ulgę wypisaną na jej twarzy, kiedy wypadło na mnie. Szkoda, że ja nie cieszyłam się z tego powodu.
-Zadanie?- Lekko kiwnęłam głową, a dziewczyna nie namyślała się długo. Postawiła na klasykę.- Pocałuj osobę siedzącą naprzeciw ciebie.
Szkoda tylko, że przede mną siedział Patryk. Niekoniecznie mi się to podobało, jednak nie chcąc marudzić wstałam i ruchem ręki kazałam chłopakowi zrobić to samo. Podeszłam do niego i lekko cmoknęłam w usta, po czym ponownie usiadłam pomiędzy moim chłopakiem, a przyjaciółką.
-Nie zrobię nic więcej.- Zastrzegłam, kiedy Ola otwierała usta, by prawdopodobnie zaprotestować. Ona automatycznie je zamknęła i się zaśmiała. Zakręciłam. Logan.
-Pytanie? Zadanie?- Wyszczerzyłam się.
-Pytanie poproszę.- Brunet zmarszczył brwi.
-Jak wspominasz swój pierwszy raz? Opisz go.
Chłopak cały czas utrzymywał ze mną kontakt wzrokowy, próbując zachować kamienny wyraz twarzy.
-Dobrze. Chyba nie muszę tego opisywać, jestem pewien, że sama dobrze wiesz co i jak.
-Oni mogą nie wiedzieć.
- Uwierz, że wiedzą.- Chłopak parsknął śmiechem.
-Czekaj. Jak to wiedzą?- W tym momencie do rozmowy wtrąciła się Karola, która swoją drogą kolorem policzków przebijała swoją soczysto malinową bluzkę. Chłopak przeniósł na nią swój wzrok i niewinnie się uśmiechnął.
-My też lubimy sobie czasem poplotkować. To może… Ja zakręcę.- Tak też zrobił. Tym razem trafiło na Carlosa.
- Pytanie.
- Z iloma kobietami spałeś w ostatnim tygodniu? – Miałam wrażenie, że Logan od początku miał wypatrzone to pytanie, a tylko czekał, aż wypadnie na nieszczęśnika, który będzie musiał mu odpowiedzieć.
-Z piętnastoma, jeśli się nie mylę.- Wypalił z sarkazmem i uciekł w bok, przed moim łokciem, próbującym wbić się w jego żebra.
-Ty sobie pamiętaj, że przez następne dwa dni będziesz spał u mnie. Wycieraczka jest wolna. – Mruknęłam.
-Z wycieraczki ja skorzystam!- Spojrzał na mnie James, a widząc moją zdezorientowaną minę dokończył.- W domu sam z Karolą i Loganem? Jednak wolę nie ryzykować.
W pokoju rozniosły się śmiechy moich przyjaciół.
-I sugerujesz, że u nas będzie lepiej?-  Mój chłopak podchwycił temat.
-Sabi, twoja mama jest w domu?-  Uznałam to za pytanie retoryczne, ponieważ długowłosy nie spuszczał wzroku z Latynosa.  
-Damy radę.- Po tych słowach butelka ponownie poszła w ruch, tym razem wskazując Patryka. Latynos obrzucił go wzrokiem.
-Co wybierasz?
- Dajesz pytanie. – Chłopak poprawił włosy w charakterystyczny dla siebie sposób.
-Podoba ci się ktoś?- Dlaczego to pytanie mnie nie zdziwiło?
-Nikt.- Odpowiedział chyba nazbyt szybko. Carlos zmrużył oczy.
-Jesteś pewien?
-Jak nigdy.- Uznając temat za skończony chwilę później wykręcił Jamesa, a kiedy ten wybrał zadanie, poinstruował go:
-Napisz na Twitterze, że kochasz Polskę, w wolnych chwilach słuchasz Justina Biebera, a wieczorem zrób Follow spree.
James nie miał żadnego problemu z wykonaniem zadania. A ostatniej jego części miałam zamiar sama dopilnować. Spędziłam z Karolą na tyle dużo czasu, że wiedziałam jak bardzo ważny dla fanki jest follow od idola.
Następna była właśnie Karolina.
-Daj mi zadanie.
-Skoro już tak jesteśmy przy portalach społecznościowych, dodasz na Twittera i instagrama zdjęcie Logana, bez koszulki, które zrobisz teraz. Ze słodkim podpisem.
-A co jeśli ja się nie zgadzam?- Wtrącił sam zainteresowany.
-Nie masz nic do gadania. Rozbieraj się.- Karoli najwyraźniej bardzo spodobał się ten pomysł, bo już stała z telefonem w ręku. Z takim stanem rzeczy Logan nie miał wyboru i już po chwili Rushers z całego świata mogły podziwiać samego Logana Hendersona w dziwnej pozycji, którą oczywiście musiał przybrać, bo był…sobą.
Tym razem szyjka butelki wskazała Olę.
-Zadanie czy pytanie?- Po minie Karoli było widać, że coś kombinuje.  Ola zdawała się jednak nie zwracać na to uwagi.
-Zadanie.
-Pocałuj Kendalla. Ale Ola. Pocałuj.- Nałożyła nacisk na ostatnie słowo, a ja widząc minę obydwu zainteresowanych miałam ochotę wybuchnąć śmiechem.  Karola nie mogła lepiej trafić. Moja krew.
__________________________________________________________________________
Dziękuję za komentarze, już nie będę się czepiać ;)
Dziękuję Oli za pomoc przy pomysłach.
Do następnego <3 
Kocham Was.

wtorek, 15 października 2013

Rozdział 56.



*Sabi*
 Przed wyjściem z łazienki wybrałam numer do Emmy.  Ruda zafundowała wszystkim dzwoniącym do niej wysłuchanie jednej z piosenek Demi Lovato.  Oparłam się o ścianę i czekałam na jakikolwiek znak życia ze strony mojej przyjaciółki.
-Tak?- Jej głos był cichy, mówiła szeptem.
-Emma! Dlaczego nie przyjechałaś z resztą? Dlaczego szepczesz? Coś się stało?  James coś zrobił?- Od razu zasypałam ją pytaniami.
-Nie mogłam. Sama nie wiem. Wszystko w porządku. Jakie było kolejne pytanie?- Jej głos przybrał normalny ton.
-Co? Nie wiem, nie mam pojęcia. – Przeczesałam włosy palcami i spojrzałam na swoje odbicie w lustrze.
-Cokolwiek. W każdym bądź razie przeproś tam wszystkich, że nie mogę teraz z wami być. – Usłyszałam jakieś szepty, a kolejne zdanie dziewczyna znowu wyszeptała.- Przepraszam. James coś mówił?
-Martwi się o ciebie.- Mruknęłam.- Na pewno wszystko dobrze?
-Tak, powiedz mu, że go kocham. To nie problem?
Automatycznie się uśmiechnęłam.
-Sama mu jutro powiesz, dzisiaj jest nieosiągalny.
-Co masz na myśli?
-Zasnął podczas oglądania filmu. Ja może tam do nich wrócę. Ty najwyraźniej też jesteś zajęta. Zadzwoń jutro.
Emma jedynie przytaknęła. Ta rozmowa wcale mnie nie uspokoiła.
*Karola*

W domu rozległo się pukanie do drzwi.
Przewróciłam się na plecy i jeszcze nie do końca świadoma tego, co się wokół mnie dzieje spojrzałam w bok. Kiedy zobaczyłam śpiącego koło mnie Logana, mimowolnie się uśmiechnęłam. Myślami wróciłam do wczorajszego wieczoru, a potem nocy. Nie byłam jednak w stanie rozwinąć swoich myśli, gdyż poranny gość ponownie dał o sobie znać. Dość niechętnie zwlokłam się z łóżka, uważając jednak by nie obudzić mojego chłopaka. Podchodząc do szafy wyciągnęłam z niej długi, czerwony szlafrok i zarzuciłam na siebie. Chwyciłam za obydwie strony paska owiniętego wokół mojej talii i mocno go zawiązałam, nie zostawiając możliwości zsunięcia się nakrycia. Po cichu wyszłam z pokoju i ostrożnie stąpając po kafelkach doszłam do drzwi. Chwyciłam za klamkę i lekko pociągnęłam ją w moją stronę automatycznie stając przed nowymi znajomymi Sabi, Patrykiem i Olą. Zdążyłam ich poznać kilka dni wcześniej.  Zupełnie zapomniałam, że wczoraj chłopcy nalegali na poznanie ich, więc moja przyjaciółka musiała po nich zadzwonić.  Ona najwyraźniej też, bo teraz leżała na górze w jednym z pokoi i nie kwapiła do ruszenia na dół. Lekko się uśmiechnęłam i nadal zaspana szerzej otworzyłam drzwi.
-Miło was widzieć… Już.- Mruknęłam i obserwowałam jak nowi znajomi blondynki ściągają buty.
-Mama nie mogła się dowiedzieć, że nie poszedłem do szkoły, więc po drodze wstąpiłem po Olę i jesteśmy. –Chłopak stanął prosto.- Ślicznie wyglądasz w szlafroku.
-Przymknij się Patryk.- Ta Ola już mi się podoba.- Przepraszam, ale jest 9:30, więc myślałam, że już nie śpicie. Inaczej dałabym jakoś znać.- Uśmiechnęła się.
-Idźcie do salonu, ja tylko się przebiorę i do was przyjdę.- Machnęłam ręką w stronę drzwi prowadzących do dużego pokoju, a sama ruszyłam do pokoju, w którym była Sabina.  Otworzyłam z rozmachem drzwi i spojrzałam na obrazek przede mną. Automatycznie zatrzymałam się, a na mojej twarzy zalśnił szeroki uśmiech.  Sabi leżała wtulona w Carlosa, kołdra leżała na podłodze, a ich nogi były splątane ze sobą.  Tak bardzo korciło mnie, żeby ją obudzić. I właśnie to zrobiłam chwilę później, kiedy to podeszłam do niej, lekko kładąc rękę na jej ramieniu i potrząsając.  Spojrzała na mnie zdezorientowana. Zdezorientowanie jednak szybko zamieniło się w widoczną chęć mordu. Podniosłam ręce w geście poddania i kiwnęłam głową w stronę drzwi.
-Twoi znajomi czekają.- Wyszeptałam tak, by nie obudzić Carlosa. Ona jedynie lekko kiwnęła głową i ponownie wbiła ją w poduszkę. Chwilę tam stałam, lecz kiedy Sabi nie wyjawiła żadnych chęci do wstania po prostu wyszłam. Próbowałam.
_________________________________________________________________________
Przepraszam, że rozdział pojawił się dopiero dzisiaj, ale wcześniej nie byłam w stanie nic napisać. Szkoła daje nieźle w kość, trzeba przyznać.  Rozdział nudny, wiem.  Za to także przepraszam. Ale mogłabym mieć do was prośbę? Skomentujcie ten rozdział. To może być głupia kropka, po prostu chcę wiedzieć, czy opłaca się pisać. Z dnia na dzień czytający zniknęli. No nic.. Następny postaram się wstawić jak zawsze, w weekend.

niedziela, 6 października 2013

Rozdział 55.


-I może jakiegoś synka?- Wyszczerzyłam się, kończąc składać Loganowi życzenia. Jako, że wcześniej nie miałam okazji się z nim przywitać, teraz mocno go przytuliłam.
-Dzięki, mała.- Mruknął odwzajemniając uścisk.
-Jak sam sobie go urodzi to może i tak.- Usłyszałam z tyłu roześmiany głos Karoli.
-Gdzie James i Emma?- Rozejrzałam się po pokoju. Byli tu wszyscy moi przyjaciele, oprócz tej dwójki.
-Emma nie przyjechała. Przed wyjazdem się pokłócili. James powinien zaraz tu być. –Poinformował mnie Kendall. Lekko kiwnęłam głową, a jak na zawołanie ktoś niezgrabnie otworzył drzwi. Naszym oczom ukazał się James obładowany reklamówkami. Odłożył je na ziemie i odetchnął patrząc spod grzywki na Karolę.
-Nigdy więcej nie idę ci na zakupy.
Automatycznie na nią spojrzałam.
-Wysłałaś go na zakupy? Samego?
-No tak. Poradził sobie. Z językiem przecież nie miał problemu.- Zaśmiałam się. Musiałam przyznać jej rację.
-Znając jego talent.- Posłałam jej porozumiewawcze spojrzenie.
-Może zamiast mnie obgadywać, przywitałabyś się? Taki pomysł.- Wtrącił zakładając ręce na torsie i podnosząc brwi. Szybko się zreflektowałam. Podeszłam do niego, a on od razu objął mnie ramionami. Strasznie za nimi tęskniłam.
Po krótkiej wymianie zdań postanowiliśmy nie szaleć i po prostu obejrzeć jakiś film.  Wszyscy byliśmy zgodni co do tego, że to Logan powinien wybrać film, a ja nie byłam tym faktem zachwycona. Z doświadczenia wiedziałam, jaki gatunek wybierze. Nie pomyliłam się. Wychodząc do kuchni po coś do jedzenia słyszałam Karolę próbującą namówić Logana do zmiany wyboru. Byłam pewna, że nawet najostrzejsze argumenty nie pomogłyby w tej sytuacji. Włożyłam dwie torebki popcornu do mikrofali i nastawiłam na trzy minuty. W domu Karoli czułam się jak u siebie i miałam nadzieję, że moja przyjaciółka miała tak samo w odwrotnej sytuacji. Otworzyłam jedną z paczek chipsów kupionych przez Jamesa i wysypałam do miski. W międzyczasie usłyszałam jak ktoś wchodzi do pomieszczenia. Po charakterystycznym odchrząknięciu rozpoznałam w nim Maslowa. Odwróciłam się w jego stronę, a ten posłał mi uśmiech.
-Pomogę ci.
Odwzajemniłam jego uśmiech. Miło, że wpadł na taki pomysł.
-Nalej im picia. – Po raz kolejny odwróciłam się w stronę mikrofali i po usłyszeniu wydobywającego się z niej dźwięku otworzyłam jej drzwiczki. Przesypałam zawartość obydwu torebek do misek i spojrzałam na szatyna nalewającego napoju do szklanek.
-Gadałaś może ostatnio z Emmą?- Wypalił w pewnej chwili.
Oparłam się o blat sięgając pamięcią do ostatnich dni. Nie przypominałam sobie takiej sytuacji.
-Jakoś tydzień temu. Dlaczego pytasz?
-Ostatnio dziwnie się zachowuje. Pomyślałem, że może tobie coś mówiła.- Nalał coli do ostatniej ze szklanek i kładąc je wszystkie na jakiejś tacce, odwrócił w moją stronę.
-Rozmawiając ze mną była normalna. Jak zawsze.-Wzruszyłam ramionami. On jedynie kiwnął głową.
-Trochę mnie to niepokoi.
-Jeśli będę coś wiedzieć od razu dam ci znać.- Obładowałam się miskami.- No, uśmiechnij się. Będzie dobrze.
James cicho się zaśmiał.
-Idź, czekają na nas.
Spełniłam jego prośbę i weszłam do salonu. Carlos od razu po zobaczeniu mnie wstał i przejął ode mnie dwie z misek. Odłożyliśmy je wszystkie na stół i zajęliśmy swoje miejsca. Film się zaczął. Tak jak myślałam, próba Karoli była na nic. Carlos objął mnie ramieniem, na co automatycznie się w niego wtuliłam. Logan na moje nieszczęście starannie dobrał film.
Jak zawsze przy takim rodzaju produkcji cały seans przesiedziałam wtulona w Latynosa. Pod koniec rozejrzałam się po pokoju. Karola podobnie do mnie siedziała wtulona w swojego chłopaka, Julia siedziała z założonymi rękami próbując nie patrzeć w ekran. Kendall lekko obejmował ją ramieniem, a James… On spał.
_____________________________________________________________________
Coś ostatnio cienko u was z komentarzami.
Wiem, że nudny, jednak… tak wyszło. Do napisania ;)

niedziela, 29 września 2013

Rozdział 54.


                                                             *14 września, czwartek*                                                                                                                                                 -Powiedz mi tylko, dlaczego masz taki dobry humor?- Patryk cicho się zaśmiał, kiedy idąc w stronę domu podśpiewywałam piosenkę, której tytułu nie znałam. Wracaliśmy razem do domu, jak zawsze ostatnimi czasy. Patryk chodził do mojej klasy, a złożyło się tak, że mój dom był po drodze do jego miejsca zamieszkania. Codziennie po lekcjach najpierw odprowadzaliśmy Olę, a potem kierowaliśmy się w stronę mojego domu.  Wzruszyłam ramionami.
-Dzisiaj są urodziny mojego przyjaciela. Będziemy rozmawiać na skype i  pewnie Karola do mnie przyjdzie. Przez szkołę rzadziej się widujemy.
Chłopak się uśmiechnął.
-Ta Karolina to śliczna jest.
-I zajęta.- Uderzyłam go łokciem w bok. On lekko odskoczył i się zaśmiał.
-Tak wiem, nietrudno zauważyć.
W tym momencie doszliśmy pod mój dom. Szatyn odwrócił się w moją stronę i posłał mi uśmiech.
-Jutro mam po ciebie przyjść?
-Jak zawsze.- Uśmiechnęłam się.
-Złóż ode mnie życzenia temu przyjacielowi.
-Się robi. Do zobaczenia.- Kiedy chłopak lekko mnie przytulił na pożegnanie, weszłam do domu. Po zamknięciu drzwi krzyknęłam:
-Wróciłam!
Położyłam torbę na niewielkiej szafce i ściągnęłam buty. W kuchni roznosił się zapach pieczeni, więc wiedziałam gdzie skierować się, by zobaczyć moją mamę. Opierała się o blat i patrzyła w moją stronę. Ciepło się uśmiechnęła.
-Cześć kochanie. Jak w szkole?
-Dzień, jak co dzień.- Odwzajemniłam jej uśmiech.
-A jak tam u tego twojego Latynosa?
-Carlosa, mamo. Carlosa.- Dlaczego ona nie potrafi zapamiętać jego imienia?- Dobrze, nagrywają teraz kolejne odcinki. Dlaczego pytasz?
-Tak z ciekawości. Kiedy macie zamiar się spotkać? Czy przypadkiem jeden z nich nie ma dzisiaj urodzin?- Pytała dalej. Nigdy wcześniej jej o tym nie wspominałam.
-Tak, Logan. Polecimy do nich może w listopadzie, na urodziny Kendalla. Ale to się jeszcze zobaczy. Ja… Może pójdę na górę, muszę umówić się z Karoliną.- Uśmiechnęłam się, lekko cmoknęłam mamę w policzek i skierowałam w stronę mojego pokoju. Weszłam do środka i pierwszą rzeczą, którą zrobiłam, było spojrzenie na plakaty.  Wykorzystałam fakt, że Carlos był w zespole i pozbierałam plakaty, które pałętały się gdzieś w moich skrzynkach.  Poprzyklejałam je nad biurkiem pomiędzy zdjęciami przedstawiającymi mnie i moich przyjaciół. Nie zawracałam sobie głowy zamknięciem drzwi, w sumie praktycznie nigdy tego nie robiłam. Rzuciłam torbę koło szafki i głęboko odetchnęłam. To był męczący dzień, jednak kusiła mnie perspektywa zobaczenia przyjaciół, chociażby przez internetową kamerkę.
-Kto to był?
Na dźwięk jego głosu podskoczyłam wystraszona. Gwałtownie się odwróciłam, by zobaczyć Carlosa nonszalancko opierającego się o futrynę drzwi. Zaskoczona zakryłam dłonią usta. Był ostatnią osobą, której bym się tutaj spodziewała. Nie wykonując żadnego ruchu obserwowałam, jak chłopak, który według mojego mniemania powinien być teraz w Los Angeles odbija się od ściany i podchodzi do mnie. Dopiero wtedy ocknęłam się z pierwszego szoku i usuwając ostatni dzielący nas dystans, wtuliłam w niego. Latynos zawinął ramiona wokół mnie. Do moich nozdrzy automatycznie dotarł zapach jego perfum, które zdążyły uwieść mnie już przy pierwszym spotkaniu. Głęboko odetchnęłam. Przez te trzy tygodnie strasznie za tym tęskniłam.
-Co ty tu robisz?- Wymamrotałam nadal wtulona w jego koszulkę, nie chcąc puścić go ani na chwilę.
-Przytulam cię. –Odpowiedział, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
-Chodzi mi o Polskę.
-Nadal cię przytulam.- Cicho się zaśmiał.- A ty nadal nie odpowiedziałaś mi, kto cię odprowadził.
-Kolega.- Wzruszyłam ramionami.
-Dlaczego ja nic nie wiem o koledze, a kolega cię przytulił?
-Bo znam go od niedawna i nie czułam potrzeby, żeby ci mówić. A kolega mnie przytulił, bo jest moim kolegą.- Zaśmiałam się.
-Tylko ja mogę Cię przytulać…- Mruknął.- Tęskniłem.
-Ja za tobą też, Carlos.- Odetchnęłam i lekko się od niego odsunęłam.
-Te plakaty troszkę mnie przerażają, wiesz? Niecodziennie widzi się swoją twarz na ścianach pokoju swojej dziewczyny.
-A mi się podoba moja ściana. Wygląda słodko.- Automatycznie na nią spojrzałam. Z kilkunastu miejsc patrzył na mnie mój uśmiechnięty chłopak. Tak. Ta ściana może być przerażająca.
_________________________________________________________________________
Jest kolejny! Przepraszam, że dopiero teraz, nadal dochodzę do siebie po piątkowej nocy. I tak, muszę się pochwalić. Chłopcy dali mi follow na TT *-*  I trochę rozkojarzona jestem ;)  no nic.. Zapraszam do komentowania. I do następnego.  :)