sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 18.

Powiedzieć, że czułam się niezręcznie to było mało.
Dwie pary oczu wpatrywały się we mnie: Jedne błękitne, pełne nadziei, drugie brązowe, które jakby prosiły mnie o zgodę.
Zatrzymałam na chwilę wzrok na oczach Carlosa, myśląc nad odpowiedzią na niezadane pytanie.
Czy miał zostać? Sama nie potrafiłam na to odpowiedzieć.
Rozsądek toczył walkę z sercem. Mówił mi, że nie powinnam mu na to pozwolić. Twierdził, że jeśli każę mu wyjść, postąpię słusznie. Że to skończy budować wokół mnie mur, który postawiłam tamtego felernego wieczora. Rozsądek szeptał, że to niewłaściwe, że powinnam go unikać, a wpuszczenie go do domu tylko ociepli nasze relacje. I właśnie dlatego serce tak wytrwale obstawało przy swoim. Szeptało mi, że nie mogę stracić najlepszego przyjaciela. A trzeba było przyznać, że chłopak stojący przede mną w pewnym sensie nim był. Serce mówiło mi, że coś do niego czuję, nie potrafiłam jednak wyłapać tego jednego, istotnego szeptu. Plątałam się w uczuciach.
I już miałam się do niego uśmiechnąć i gestem zaprosić do salonu. Naprawdę prawie to zrobiłam.
Tylko wtedy zdałam sobie sprawę z jednej rzeczy.
Zbyt często źle wychodziłam na wyborach mojego serca.
Carlos był jednym z takich wyborów.
Ale właśnie. B y ł.
Zacisnęłam usta i przeniosłam wzrok na Lilly.
-Myślę, że Carlos jest zmęczony. Dajmy mu odpocząć.
Latynos odchrząknął i uśmiechnął się smutno do dziewczynki.
-Jeszcze kiedyś się z tobą pobawię, dobrze? Niech teraz Sabina się tobą zajmie, na pewno się za nią stęskniłaś.
Lilly wydęła jedną wargę i tupnęła nóżką.
-Ale kiedy ja chciałam z tobą!
-Za niedługo do Ciebie przyjdę, obiecuję!- zniżył głos do szeptu.- I wezmę ze sobą moich kolegów, więc będzie nam raźniej...
Moja siostra gwałtownie się ożywiła na jego słowa.
-Obiecujesz?
-Obiecuję.- powiedział Carlos.
To wystarczyło, żeby dziewczynka dała mu spokój.
Niezręcznie podrapałam się po karku, chcąc po prostu iść do swojego pokoju i zacząć płakać.
-Dziękuję za pomoc bagażami.
Jako, że na niego nie patrzyłam chłopak ujął mój podbródek między palec wskazujący i kciuk, zmuszając do podniesienia wzroku. Wyraz jego twarzy był poważny.
 -Zawsze, naprawdę zawsze ci pomogę, jeśli będzie wymagała od tego sytuacja.
Dobrze wiedziałam, że jego słowa wykraczają daleko poza głupie walizki, które leżały teraz gdzieś za nami. Poczułam, że w środku robi mi się dziwnie ciepło. Nie powinnam się tak czuć.
-Myślę, że powinieneś już iść.
Przez chwilę patrzył mi w oczy z taką miną, że w jednym momencie zapragnęłam cofnąć swoje słowa. Później cofnął się i odchrząknął.
-Skoro tak mówisz.
Opanowałam się na tyle, by mieć pewność, że mój głos się nie zatrzęsie.
-Tak. Do zobaczenia.
Carlos lekko kiwnął głową.
-Do zobaczenia. Sabine?
Wiedziałam, że całą siłą woli powstrzymywał się by nie nazwać mnie moim drugim imieniem.
-Tak?
Mrugnął do mnie, zawijając kosmyk moich włosów na palec.
Potem wycofał się do drzwi, cały czas utrzymując kontakt wzrokowy. Wpatrywałam się w niego, nie potrafiąc odwrócić wzroku. On jeszcze raz uśmiechnął się bez wyrazu i zanucił:
-If she changes her mind this is the first place she will go.*
Zostawił mnie otępiałą na środku przedpokoju. Wolnym krokiem ruszyłam w stronę mojego pokoju, cały czas słysząc jego głos w głowie. Dobrze wiedział, że zrozumiem ten fragment. Na pierwszej lepszej osobie jego słowa nie zrobiłyby wrażenia. Ot, fragment piosenki, który nie ma przekazu, ani nie jest jakoś specjalnie chwytliwy. To był jednak n a s z język. Nasz sposób porozumiewania się.
Porozumiewaliśmy się za pomocą tekstów zespołu The Script.
Nucąc ten fragment przekazał mi , że zawsze będzie czekał, aż do niego napiszę. Będzie czekał na mój znak, bo wiedział, że zawsze będę w stanie go odnaleźć.
A to nie byłoby trudne. Poznaliśmy się przecież na jednym z portali społecznościowych.
Dostałam smsa od Jamesa, który wydał mi się teraz kompletnie nie na miejscu. Hej, właśnie myślałam o twoim przyjacielu.
Otworzyłam wiadomość.
~Wszystko w porządku?
Odpisałam mu.
~ Nic się nie zmieniło od naszego rozstania. :)
Cóż, to nie było kłamstwo. Nadal czułam się jak nie ja. Czułam się, jakbym do nikogo nie przynależała. Taka niekochana.
~To dobrze. Wolałem się upewnić. Do zobaczenia.
Uśmiechnęłam się smutno do siebie. On nie miał pojęcia jak wyczytać sarkazm w moich wiadomościach. Tylko Josh potrafił to zrobić.
Zalogowałam się na twittera. Wolałam nie wchodzić w interakcje, wiedziałam, co tam zastanę. Tylko i wyłącznie Tweety od Niego.
Gdzieś tam po drodze nie zauważyliśmy, że muzyka stała się źródłem naszych porozumień. Często tak było. Któreś z nas pisało cytat z piosenki, drugie ją przesłuchiwało i wyszukiwało ukrytego sensu.
Właśnie dlatego napisałam tego tweeta.
~And I remember all those crazy things you said
You left them running through my head.**
Nadal nie wiedząc, czy dobrze robię, wysłałam go.
Nic nie poradzę na to, że serce stara się usilnie przejąć kontrolę nad moim życiem.

_______________________________________________--

*Jeżeli ona zmieni zdanie to będzie pierwsze miejsce do którego przyjdzie.-The script- The man who can’t be moved.
**I pamiętam te wszystkie szalone rzeczy, które powiedziałeś
Zostawiłeś je biegające po mojej głowie- Avril Lavigne- Wish you were here.

Liczę na wasze komentarze i do następnego!

+ mam nadzieję, że święta dobrze wam minęły. Co dostaliście? ;)

niedziela, 21 grudnia 2014

Rozdział 17.

Samochód zatrzymał się przed moim domem. Wracaliśmy z wakacji, których trzeba przyznać, nie wspominałam zbyt dobrze. Tamto miejsce zawsze będzie mi się kojarzyło tylko ze stratą przyjaciela. Osoby, którą kochałam.
Chociaż czas przeszły nie był w tym momencie w pełni trafny.
-Pomogę ci- Carlos ruszył się na swoim miejscu, jednak James był szybszy. Chwycił go za ramię.
-Ja to zrobię.
Latynos zacisnął zęby, odwracając się do Jamesa. Przez chwilę bez słowa mierzyli się wzrokiem, a ja poczułam, że zdążyli sobie w tym czasie przekazać bardzo wiele. Jakby prowadzili wewnętrzną rozmowę, którą Carlos wygrał.
Przeklęłam w myślach.
Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego.
No cóż... powiedzmy.
James odwrócił wzrok i podobnie do latynosa wysiadł z samochodu. Jednak kiedy Carlos poszedł wyjąć z bagażnika moje walizki, on otworzył mi drzwi samochodu. Więc wysiadłam.
Chociaż nie bardzo śpieszyło mi się do domu. Teraz już nie.
Musiałam przyznać, że znam Carlosa. Nie, stop. Musiałam przyznać, że znam osobę, którą on stworzył. Wyimaginował. I ta osoba nie robiła niczego, w czym nie widziała sensu.
I w tym momencie uderzyła mnie jedna myśl. Ciekawe ile z rzeczy, które mi powiedział były prawdą?
Spojrzałam na Jamesa. Wyraźnie czegoś ode mnie oczekiwał. Podniosłam brwi w niemym zapytaniu, na co on rozchylił ramiona.
-Chodź do mnie.
Gdy się do niego zbliżyłam, przygarnął mnie do siebie.
Nie poczułam się fajnie.
Wcześniej, gdy mnie przytulał czułam się miło. Chwilami było to nawet pocieszające.
Teraz było to bardziej na pokaz niż podczas pierwszego wspólnego spaceru.
I to właśnie z tego powodu odsunęłam się pierwsza. Zrobił smutną minkę.
-I do kogo ja się będę przytulał w nocy?
Bullshit. Spaliśmy na dwóch przeciwnych stronach łóżka.
-Zawsze masz przy sobie Kendalla.
Wspomniany blondyn wychylił głowę z samochodu.
-Sorry, mała. Mam dziewczynę.
W tym momencie nawet James spojrzał na niego zaskoczony.
Kendall spojrzał po naszych twarzach i wzruszył ramionami.
-No co? Ona może wiedzieć. Jest teraz w końcu częścią nas.
Oh. Zrobiło mi się tak miło w środku. Posłałam chłopakowi uśmiech, by przekazać mu, jak bardzo byłam wdzięczna za te słowa.
Carlos stanął koło nas z moimi walizkami.
-Możemy już iść?
Zignorowałam jego słowa, naprawdę nie mając ochoty na rozmowę z nim. Z jednej strony chciałam wiedzieć wszystko. Coś mnie do niego ciągnęło. Gdzieś w podświadomości miałam fakt, że to on jest tym, o którym wiedziałam wszystko. Z drugiej zaś strony zdałam sobie sprawę, że „wszystko” ma jednak przeróżne znaczenia. Bo możemy myśleć, że znamy człowieka na wylot. Możemy poznać jego przeszłość i plany na przyszłość. Jednak my każdego poranka budzimy się inni. Z nowymi doświadczeniami minionego dnia. I tylko bliskie nam osoby mogą nas na nowo odkrywać, dzień po dniu.
Poza tym każdy ma jakieś swoje sekrety, których nie wyjawia nikomu.
Każdy.
-Jeszcze się nie pożegnałem- James obrzucił Carlosa wrednym spojrzeniem, po czym przeniósł go na mnie. Złapał mnie w pasie i pochylił, składając na moich ustach pocałunek.
Widziałam, jak Carlos spuszcza wzrok i przygryza wargę. James uśmiechnął się z wyższością.
-Teraz możesz iść.
Krew się we mnie zagotowała.
Nie. Byłam. Jego. Zabawką.
Bez słowa ruszyłam w stronę domu, biorąc jedną z walizek i zostawiając Carlosa za sobą. Słyszałam, jak chłopak mówi, że wróci piechotą i już po chwili zdążył mnie dogonić, jednak nie odzywając się. Widząc jego humor poczułam się winna. Jakkolwiek by na to nie patrzeć, przez dość długi okres był osobą, którą starannie próbowałam odpędzić od smutku.
Weszłam do domu, a Carlos zrobił to samo, jakby z wahaniem.
-Wróciłam!-Krzyknęłam na całe gardło i praktycznie w tym samym momencie usłyszałam tupot małych nóżek na schodach. Automatycznie się rozpogodziłam. Kucnęłam rozkładając szeroko ręce, a już po chwili trzymałam Lilly w ramionach.
Dziewczynka odsunęła się ode mnie i złapała mnie za policzki, przyglądając mojej twarzy. Zawsze po mojej dłuższej nieobecności tak robiła, by sprawdzić, czy aby na pewno się nie zmieniłam.
-Tęskniłam za tobą.
-Ja za tobą też, skarbie.- Pocałowałam ją w policzek, przez co szybko się wytarła, krzywiąc.
-Nie rób jak ciocia.
Zaśmiałam się.
-Przepraszam, to taki odruch. Chyba się starzeje.
Dziewczynka zachichotała, a jej wzrok powędrował na mojego towarzysza.
-To twój nowy chłopak?- Szepnęła.
-To, że szepczesz, nie znaczy, że on cię nie słyszy.- Odszepnęłam rozbawiona.
Carlos ukucnął obok mnie i kątem oka zauważyłam, że sam się uśmiecha.
-Jestem Carlos. I niestety, ja tu tylko odnoszę walizki twojej siostry.
Dziwne ukłucie w żołądku. On tylko odnosi moje walizki.
Lilly podała mu rękę.
-A ja Lilly.
Latynos chwycił delikatnie jej rączkę i pocałował.
-Wiem. Twoja siostra dużo mi o tobie opowiadała.
Lilly otworzyła usta z zachwytu.
-Pobaw się ze mną w dom.
Naprawdę chciałam zachować powagę. Starałam się.

Na próżno. Parsknęłam śmiechem.
_____________________

Mam nadzieję, że się podoba :) 
zapraszam do komentowania.

Poza tym w ten czwartek minęły dwa lata, od kiedy założyłam tego bloga. Co prawda z moim wcześniejszym opowiadaniem, ale jednak. Chcę wam podziękować za wszystko, co od tamtej pory dla mnie zrobiliście.

sobota, 13 grudnia 2014

Rozdział 16.

Ostatniego dnia ich wspólnych wakacji James wyciągnął Sabine na spacer. Nic dziwnego, musieli w końcu rozsławić swoją „Wielką Miłość”. Sęk w tym, że dziewczyna nie miała ochoty pokazywać się publicznie. Nie chodziło o Jamesa, musiała w końcu zacząć traktować to jako pracę, ale po prostu.. nie miała na to dzisiaj ochoty. Być może było to spowodowane rozmową przy dzisiejszym śniadaniu. Blondynka znowu wróciła myślami do ich wymiany zdań.
„-Carlos- James zwrócił się do swojego przyjaciela, który siedział ze wzrokiem wbitym w talerz przed sobą.- Co z Megan? Ostatnio coś przestałeś o niej mówić.
Sabina gwałtownie podniosła głowę. Być może zrobiła to za szybko, bo Logan przeniósł na nią swój wzrok. Po chwili zaczęła jednak wątpić, że to tylko zbieg okoliczności. W jednym momencie zdała sobie sprawę, że chłopak o wszystkim wie. Była tylko ciekawa, czy z Jamesem jest tak samo. Jednak wątpiła w to, w takim wypadku przecież nie zadałby tego pytania. Była bowiem pewna, że to ona jest tą Megan.
Zaczęła myśleć, że może nie była jedyną dziewczyną, którą Carlos oszukiwał, jednak jego reakcja wybiła jej ten pomysł z głowy.
Latynos odchrząknął i spojrzał na nią.
-Pokłóciliśmy się.
Spuściła wzrok, a na jej policzki wkradł się rumieniec. Przeklęła w myślach. To był najmniej pożądany moment na okazywanie swoich słabości.
James powiódł spojrzeniem za wzrokiem swojego przyjaciela, błędnie go interpretując.
-Spokojnie, możesz mówić przy Sabine. Jest teraz jakby na to nie patrzeć częścią nas, więc może wiedzieć co się dzieje.
Cholera, pomyślała dziewczyna. On naprawdę nie wie co mówi.
Kendall głęboko odetchnął patrząc to na nią, to na Carlosa, po czym się odezwał:
-Stary, myślę, że naprawdę możesz powiedzieć wszystko.
Sabina domyślała się, że w tym zdaniu blondyn chciał przekazać więcej niż mogłoby się wydawać. Uznała, że najlepiej będzie się wycofać. Wstała i biorąc talerz, mruknęła:
-Pójdę się przebrać.
-Zostań.- James złapał ją za nadgarstek, jego głos brzmiał twardo. Cóż, chyba nie lubił nie wiedzieć o co chodzi. Sam zauważył, że pod słowami Kendalla kryje się coś głębszego. Dziewczyna posłusznie usiadła, zaciskając usta.
-Więc co do sprawy Meg...
-Sabina.- Ostro przerwała Carlosowi. Wszyscy przenieśli na nią swój wzrok. Ale jak szczerość to szczerość, prawda?- Nazywam się Sabina.
-O czym ona mówi?- Zapytał zbity z tropu James.- I dlaczego odezwała się, kiedy mówiłeś o Me...
-To ona jest Megan.- Teraz to Carlos komuś przerwał. Cały czas patrzył na Sabine, ona jednak wyczekiwała reakcji Jamesa.
-Jak... Przecież.. Jak? Kiedy zamierzaliście mi powiedzieć?- Jego wzrok prześlizgnął się po wszystkich w pokoju w końcu docierając do niej. Wyraz jego twarzy w mgnieniu oka się zmienił. Nie wyglądał już na zdezorientowanego, był bardziej... zraniony.
-Sama dowiedziałam się nie tak dawno..
James zaczął kojarzyć fakty.
-To.. to było tego dnia, kiedy znalazłem cię na plaży, prawda? To było pięć dni temu, Sabine. Pięć cholernych dni temu.- Potrząsnął głową.- Miałaś rację, naprawdę wypadałoby się ubrać.
Chłopak wyszedł z jadalni, a ona podniosła się. Czuła wyrzuty sumienia. Mogła mu o tym powiedzieć wtedy na tej plaży, kiedy faktycznie o to pytał.
Przed wyjściem usłyszała głos Carlosa:
-Sabi, zaczekaj!
Ona jednak nie odwracając się, mruknęła:
-Lepiej będzie jeśli do niego pójdę. Doskonale wiem jak się teraz czuje.”
Głęboko odetchnęła, nie zdając sobie z tego sprawy, a James jakby przypomniał sobie o jej istnieniu. Od początku spaceru nie odezwał się ani słowem, a jej było to na rękę. Obydwoje byli pogrążeni we własnych myślach.
-Powinnaś się uśmiechnąć. Zachowujemy się, jakby ktoś nam umarł.
-Też masz grobową minę. I w sumie to trochę się czuję tak, jakby ktoś mi umarł.
Chłopak delikatnie się uśmiechnął i skręcił w uliczkę prowadzącą do parku.
-Paul mówił, że trzem osobom powiesz o całej tej sytuacji.. Carlos był jedną z tych osób?
-Był. Ale nazywał się Josh, mieszkał w Manchesterze i miał słabość do zachodów słońca.
-Przynajmniej to ostatnie się zgadza. Naprawdę nie podał ci swojego prawdziwego imienia?
Sabine wzruszyła ramionami.
-Nie mam pojęcia dlaczego to zrobił.
James zatrzymał się i odwrócił w stronę dziewczyny, obejmując ją w talii.
-Uśmiechnij się, proszę. Wiem, że nie masz na to ochoty, ale od razu zrobi nam się weselej. I moim fanom też.
Dziewczyna zrobiła to przez wzmiankę o fanach, przez co na ustach jej towarzysza także wykwitł uśmiech. Mówił dalej:
-Dziękuję. Powinnaś robić to częściej.
Dziewczyna kątem oka zobaczyła dziewczynę robiącą im zdjęcie. Zarzuciła Jamesowi ręce na szyję i przybliżyła do niego.
-Powinnam też nie okłamywać całego świata. Cóż, myślę, że to tak działa.

____
Chcesz być informowana? napisz!

sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział 15.

 Trzy dni później sytuacja nadal nie wyglądała za ciekawie. Sabina starała się unikać Carlosa, chłopak po kilku próbach zrezygnował z przepraszania jej i snuł się po domu jak cień, byleby tylko nie wpaść na swoich przyjaciół. Bał się, że zapytają o powód jego dziwnego zachowania. I właśnie to się stało tego popołudnia, kiedy to Latynos chciał się przemknąć z kuchni do swojego tymczasowego pokoju na piętrze.
Logan schodził ze schodów kiedy on wchodził i przepuszczenie go nie byłoby w naturze jego przyjaciela.
-Stary, idę się przejść, a ty idziesz ze mną.
Carlos spojrzał na niego obojętnie.
-Nie mam ochoty, dzięki.
-Mam to w głębokim poważaniu.- Odparował brunet.-Albo pójdziesz ze mną, albo będę zmuszony zapytać Sabine o to, co się stało.
To jedno zdanie postawiło chłopaka w sytuacji bez wyjścia.
-Chodźmy więc.
Zaczął schodzić po schodach, jednak głos jego przyjaciela skutecznie go zatrzymał.
-Umm...Bracie?
-Tak?- Spojrzał na niego przez ramię.
-Może byś tak coś na siebie włożył?
Automatycznie spojrzał w dół na swój niekompletny strój. Fakt faktem miał na sobie tylko bokserki. Nie miał jednak ochoty na robienie czegokolwiek ze swoim wyglądem.
-Jeśli twoim zamiarem jest tylko zorientowanie się w sytuacji, to równie dobrze możemy wyjść po prostu na plażę. Nie mam nastroju na dalekie wypady.
-Skoro tak mówisz.- Henderson zbiegł po schodach i ruszył w stronę drzwi prowadzących na taras. Kiedy już się tam znalazł, tylko kilka kroków dzieliło go od gorącego piasku. Rozłożył się na jednym z sześciu stojących tam leżaków i włożył ręce pod głowę. Carlos zrobił to samo i przez chwilę żaden z nich się nie odzywał.
-Więc jak? Próbowałeś odbić Jamesowi dziewczynę?
Carlos słysząc to ukryte oskarżenie aż usiadł z wrażenia.
-Słucham?
-Nie będę udawał, że nie widzę tego co się dzieje. Coś jest na rzeczy. Chodzisz przybity, unikasz nas i nie myśl, że nie widać jak cały czas na nią patrzysz. Nawet ślepy by to zauważył.-Brunet przekręcił oczami.- Jeśli chcesz przede mną ukrywać swoje problemy to wybacz, znam cię zdecydowanie zbyt dobrze.
Latynosowi zrobiło się głupio. Od początku wiedział, że nie powinien był ukrywać tego przed żadnym z chłopaków, teraz jednak czuł się po prostu nie w porządku w stosunku do nich. Opowiedział więc Loganowi wszystko: Od pierwszego pisania, poprzez spotkanie z studiu, aż do teraz, kiedy utknął w miejscu, z którego nie da się wydostać bez zranienia kogoś. Kontynuował:
-Ona jest jedną z tych osób, których nigdy nie chciałem zranić. Ale teraz okazuje się, że raniłem ją przez cały ten czas.
Na twarzy jego towarzysza wykwitł uśmieszek.
-Coś jest na rzeczy, prawda?
Latynos podniósł ręce w bezradnym geście,  a w jego głosie dało się wyczuć nutę oskarżenia.
-Po tym co ci opowiedziałem, ciebie obchodzi tylko ta jedna sprawa?
-Chciałem się upewnić.- Logan przekręcił oczami.- Ostatnie czego chcę, to żebyś kłócił się o nią z Jamesem.
-Myślisz, że tego nie wiem?- Carlos znowu oparł się o leżak.- Cholera, to ja byłem pierwszy.
-Ale to wcale nie oznacza, że zwyciężysz. To jest jak w nożnej. Ten, który wszedł na boisko w osiemdziesiątej minucie ma takie same szanse na strzelenie gola jak ten, który grał od samego początku. Liczą się tylko okazje, które potrafisz dobrze wykorzystać. Ewentualnie wspaniałomyślni przyjaciele, którzy ci w tym pomogą.
Latynos odetchnął, czując, że ta rozmowa wcale nie przyniosła mu ulgi. Owszem, czuł się lżej z faktem, że jego przyjaciel o wszystkim już wie, jednak jego słowa były za bardzo prawdziwe, by po prostu przejść koło nich obojętnie.
-Co mógłbyś powiedzieć o tej sytuacji?- Carlos postanowił przytrzymać piłkarski klimat.- jak z posiadaniem, no wiesz, piłki? Co ze statystykami?
Henderson głęboko odetchnął nie namyślając się długo nad odpowiedzią.
-Sprzyjają Jamesowi, jako, że jest ta cała sytuacja ze związkiem. Poza tym na niego nie jest już śmiertelnie obrażona. Ale nic straconego.- Uśmiechnął się do niego tym swoim typowym uśmiechem.- Czasami jedna sytuacja potrafi przesądzić o wyniku całego spotkania.
-Mimo wszystko nadal nie wiem co robić.- Sfrustrowany Latynos odetchnął głęboko.
-Walcz.-Logan wstał, przez co Carlos zrobił to samo.
-Powinienem od razu przyjść z całą tą sprawą do ciebie.
Jego przyjaciel uśmiechnął się z zadowoleniem.
-Ekspert od spraw sercowych Mister Henderson zawsze do usług.
Carlos parsknął śmiechem.
-I przypomnij mi, kto z nas miał ostatnią dziewczynę dwa lata temu?
Logan już szykował się do inteligentnego odpyskowania, kiedy obydwoje usłyszeli głos Jamesa:
-O czym tu tak rozmawiacie?
Latynos pośpieszył mu z odpowiedzią.
-Niczym ciekawym. Tylko nieudolnym życiu miłosnym naszego eksperta od spraw sercowych.
James uśmiechnął się pod nosem, zerkając na Hendersona.
-Bardzo nieudolnym. Stary, nie miałeś dziewczyny jakoś od dwóch lat.

________________________________

No to jest. Mam nadzieję, że się podoba.
I zapomniałam napisać tydzień temu, ale rozdziały będą pojawiały się jednak w soboty.
Tak jest zdecydowanie wygodniej.

Do następnego! ;)

sobota, 29 listopada 2014

Rozdział 14

-Posiedziałbym dzisiaj w domu.- Kendall spojrzał kolejno na Logana, Sabine i Jamesa.                         Cóż, może niekoniecznie, prawdą było, że chciał się wyrwać, gdziekolwiek. Nie miał ochoty siedzieć  w domu i patrzeć jak bardzo niezręcznie może się zrobić. Była 10.15 a Carlos nadal nie zszedł na śniadanie. Blondyn był pewny, że chłopak nie śpi, nie znał go przecież od wczoraj.                                                                                                                                                                                     -Przeszedłbym się chociaż na miasto, żeby zobaczyć co i jak. Później możemy śmiało wrócić i obejrzeć jakiś film.- Logan nie był świadomy zdarzeń poprzedniego dnia i siedział jak gdyby nigdy nic. Kendall nie mógł tego powiedzieć o sobie, bo naprawdę martwił się o swojego przyjaciela. Wiedział, jak bardzo Carlos obwiniał się o całą sytuację, jednak on sądził, że niesłusznie. Był pewny, że sam postąpiłby dokładnie tak samo.                                                                                               -Sabine, jak myślisz?- James zwrócił się do milczącej dziewczyny. Kendall widział, że blondynka nie czuła się dobrze z całą tą sytuacją. Wcale jej się nie dziwił. Jeśli była do niego przywiązana chociaż w połowie tak bardzo jak on do Alex...                                                                                      -Bez różnicy. Sami wybierzcie.                                                                                                                                          -Wszystko w porządku?                                                                                                                                                        -Jak najlepszym.- Posłała Jamesowi uśmiech, aż nadto wymuszony.
Chłopak jednak zdawał się tego nie zauważać.                                                                                                         -To dobrze.                                                                                                                                                                                -Sabine, mogłabyś iść po Carlosa?- Logan spojrzał na dziewczynę.                                                                            Kendall zauważył jak zacisnęła usta. Nie mógł jej tego zrobić. Wstał i gestem kazał jej zostać na miejscu.                                                                                                                                                                         -Ja pójdę.                                                                                                                                                                      Blondynka wstała i ruszyła za nim, tłumacząc się chęcią ubrania. Odezwał się do niej dopiero u szczytu schodów.                                                                                                                                                                      -Jak się czujesz?                                                                                                                                                     Odpowiedziała zdecydowanie zbyt szybko, przez co miał pewność, że kłamie.                                                         -Dobrze. A ty?                                                                                                                                                        -W porządku. Czego nie mogę powiedzieć o tym gościu za ścianą.- Stanął przed drzwiami do pokoju latynosa. Chciał się czegoś od niej dowiedzieć. Każda informacja, która mogłaby pocieszyć jego przyjaciela była w tym momencie przydatna. Sabine chwilę na niego patrzyła, wzdychając.                                                                                                                                                                -Czego ode mnie oczekujesz? Jestem pewna, że wiesz co się stało. Inaczej nie miałbyś nic przeciwko temu, żebym to ja go obudziła.                                                                                                                     -Chcę wiedzieć, jak ty to widzisz.                                                                                                                                            -Żebyś ty powiedział Carlosowi? Słuchaj, naprawdę chcę o tym zapomnieć.- oparła się o ścianę.                                                                                                                                                                                           -Nie obchodzi cię to, jak on się czuje?                                                                                                                                           -On nie pomyślał o tym, jak ja się poczuję. Po co ja mam się tym interesować?                                                          Cóż, pomyślał Kendall. Albo jest naprawdę dobrą aktorką, albo faktycznie ta sytuacja mało ją przejęła.                                                                                                                                                     -Był twoim przyjacielem?                                                                                                                                                               W tym momencie Sabine posłała mu takie spojrzenie, pełne tak wielu emocji, jednak nadal nie mówiące nic, że blondyn miał pewność jakie uczucia skrywa dziewczyna przed nim.                                                                                                                                                                                                                      -Wychodzi na to, że moim przyjacielem był ktoś, kto nigdy nie istniał. Ale takie rzeczy się zdarzają, prawda?                                                                                                                                                                  W tym momencie drzwi otworzyły się i stanął w nich Latynos, o którym rozmawiali. Gdyby sytuacja była inna, powiedziałby pewnie „O wilku mowa”.                                                                                                        Carlos spojrzał na nią, a on, jako jego przyjaciel widział, jak bardzo jest niepewny. Niesamowity był fakt, kim mógł się stać przed kamerami, gdzie był po prostu wygadanym gościem, dla którego zaśpiewanie przed tysiącami ludzi to frajda, a nie wyzwanie, którym w rzeczywistości było.




Carlos rozłożył ręce, jakby chciał zaprezentować się w całej okazałości.                                                      -Cóż, wydaje mi się, że jednak istniał.                                                                                                                         Sabine splotła ręce i spuściła na nie wzrok. Wyglądała na zagubioną.                                                                         -Nie masz pojęcia o czym mówisz.                                                                                                               -Jak mogę nie mieć pojęcia?- Położył nacisk na pierwsze słowo. Wiedział jak się czuła, a przynajmniej mógł się w dużym stopniu domyślić. Zżerały go wyrzuty sumienia, wiedział, że to wszystko była jego wina. Gdyby tylko powiedział jej trochę wcześniej...                                                                 -Jestem tutaj, widzisz?- Kontynuował.- Stoję przed tobą i jestem tą samą osobą, z którą pisałaś przez ostatni rok. Josh to ja i nic tego nie zmieni.                                                                                   -Nie jesteś.- zaprotestowała.- Jesteś tylko osobą, która go sobie wymyśliła i która pozwoliła mi wierzyć, że ktoś taki w ogóle istniał.                                                                                                                                  -Sabina, jestem twoim przyjacielem. Nie ważne jak dziwne to jest, to byłem ja. I ty o tym wiesz. Po prostu nie chcesz się z tym pogodzić.- Przy ostatnim zdaniu ściszył ton swojego głosu. Przez ostatnie dni naprawdę czuł, że ma ją przy sobie, nawet jeśli ona nie miała o tym pojęcia.                                                                                                                                                                                            -W takim razie nigdy nie miałam przyjaciela.- Bezradnie wzruszyła ramionami, próbując zamaskować drżącą wargę.                                                                                                                                                             Te słowa go złamały. Były jak nóż w serce, a ona doskonale o tym wiedziała. Znała go lepiej niż ktokolwiek inny. Przez ostatnie miesiące trzymał się faktu, że jest komuś potrzebny. I że tą osobą nie jest członek zespołu, który przebywa z nim, bo musi. Miał osobę, która była przy nim z własnego wyboru, gdzie miał pewność, że tego chce. Przez cały ten czas miał świadomość, że gdyby nie chciała go znać, to po prostu zerwałaby z nim kontakt.                                Cóż, w pewnym sensie właśnie to teraz robiła.                                                                                                                 -Ty tak nie myślisz. Meg, posłuchaj...- Nie było dane mu dokończyć, bo dziewczyna gwałtownie mu przerwała.                                                                                                                                                     -Nie mów tak do mnie!- Przymknęła oczy i drugą część zdania powiedziała normalnym tonem.- Tylko tata mógł mnie tak nazywać.                                                                                                                                               Zatrzasnęła za sobą drzwi swojego pokoju, przez co on sam zwątpił w swoje słowa. Ta rozmowa nie miała się tak potoczyć. Teraz on miał coraz większą pewność, że ich przyjaźń stała się przeszłością wraz z wczorajszym dniem.



_______________
Kurcze, ludzie, z tym rozdziałem miałam same problemy. Przepraszam, że dopiero teraz ale jeszcze w taki sposób, ale nie wiedziałam jak inaczej to dodać. Usuwałam go kilka razy, a te linijki nadal nie są w dobrym stanie, ale postanowiłam już w tym nie grzebać. Tak to jest, kiedy się nie wie jak używać Office'a. Wygląda jak wygląda, ale jest. Do następnego!

piątek, 21 listopada 2014

Rozdział 13.

-Szedłem za tobą.
Po jej minie wywnioskował, że nie spodziewała się tak bezpośredniej odpowiedzi.
-Dlaczego?
W głowie miał kilka różnych odpowiedzi.
„Martwię się.”
„Chcę wiedzieć, co jest nie tak.”
„Nie mogłem zostawić Cię tu samej”
„Kocham Cię.”
W zamian za to, usłyszał swój cichy głos:
-Le cœur a ses raisons que la raison ne connaît point.
Dziewczyna wyglądała na zbitą z tropu.
-Nie rozumiem.
Taką miał nadzieję, ucząc się tego francuskiego zdania. Nie uczył się tego języka, jednak wszystko lepiej brzmi w języku innym od ojczystego. Wiedział, że nie będzie wiedziała co oznacza, jednak nigdy wcześniej nie miał zdania tak dokładnie podsumowującego tego, jak się czuł.
Serce ma powody, których rozsądek nie zna.
-To może nawet lepiej.
Nie odpowiedziała mu. Patrzyła przed siebie na fale uderzające w brzeg niedalekiego klifu. Tak bardzo chciał jej pomóc, sprawić, by poczuła się lepiej. Jednak jak miał to zrobić, kiedy nie wiedział co się stało? Jak miał to zrobić, kiedy dziewczyna przed nim nadal czuła się przez niego zraniona?
Nienawidził dnia, kiedy ją poznał. Nienawidził każdego pojedynczego słowa, które do niej wtedy skierował.
Chciał wyznaczyć granicę. Pokazać, że to go nie interesuje, zrazić ją do siebie.
I osiągnął cel. Przepaść pomiędzy nimi była wręcz namacalna.
Za to też się nienawidził.
Jego serce bolało z powodu tego, co mogło między nimi być.
Czy nie mogli pozostawić tego za sobą? Czy nie zasługiwał na drugą szansę?
Cóż, najwyraźniej nie.
-Co cię martwi, Sabine?- Mruknął cicho, przyglądając się wyrazowi jej twarzy, ten jednak nic mu nie zdradzał.
-Nic, o czym ty musiałbyś wiedzieć.
Przymknął oczy ignorując fakt, jak bardzo było mu przykro. Zaczerpnął powietrza.
-Dzisiaj rozmyślałem nad tym, jak bardzo ludzie muszą płacić za swoje błędy i wiesz co? Najgorszemu wrogowi nie życzyłbym mojego położenia. Popełniłem jeden głupi błąd, wiem, ale Sabine, ludzie się zmieniają.
-Zmieniają, to prawda. Ale w odstępie miesięcy, lat. Nie tygodnia. Zdecydowanie nie tygodnia.
-W takim razie ja nigdy nie byłem taki, jak dla ciebie tamtego dnia.- Przeniosła na niego swój wzrok. W jej oczach doskonale widoczny był smutek i niepewność. Boże, ona była bardziej krucha niż podejrzewał.
-Wiem o tym.
-To dlaczego nie możesz po prostu zapomnieć?- Szepnął, widząc nową szansę.
Naciągnęła rękawy jego bluzy na swoje dłonie.
-Bo nie należę do ludzi, którzy zapominają.
Ciach. Jego nadzieja pękła jak bańka mydlana.
-To nie zapominaj. Po prostu wybacz.
Przez chwilę milczała. Zaczynało mu się robić coraz zimniej. Pomyślał o bluzie dla Sabine, ale dla siebie to już nie wziął. Typowe.
-Okey.
Spojrzał na nią zbity z tropu.
-Okey?
Spojrzała na niego i od razu odwróciła wzrok.
-Mam dość tego, co robiłam przez ostatnie dni, tyle.
-Nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo mi ulżyło…
-Jeśli w takim stopniu jak mi, to chyba jednak mam.
-Ulżyło ci?- Zdziwił się. To było jednoznaczne z faktem, że o nim myślała.
-Tak. Będę miała do kogo się odezwać.
-Tutaj zawsze będziesz miała do kogo się odezwać
Na jej twarzy zauważył cień delikatnego uśmiechu, jednak ten zniknął równie szybko jak się pojawił.
-Lepiej wracajmy do domu, pewnie jest ci zimno. Wzięłam twoją bluzę.
Cóż, jak szczerość to szczerość, pomyślał.
-Zabrałem ją dla Ciebie.
Na twarzy dziewczyny pojawił się delikatny uśmiech. Nie patrząc na niego, wstała.
-Chodźmy.
Kiedy Sabine weszła do pokoju, zauważyła, że poduszka, po którą poszła wcześniej teraz leżała na łóżku. Odwróciła wzrok, próbując o tym nie myśleć i usiadła na brzegu łóżka.
James poszedł do łazienki, więc miała chwilę dla siebie. Naprawdę teraz takowej potrzebowała.
Po wejściu do domku nie ściągnęła bluzy Jamesa. Było jej naprawdę zimno.
Na jej telefonie były powiadomienia z Twittera.
Odblokowała ekran w celu przeczytania ich.
W pierwszym tweecie oficjalne konto the script dziękowało Minnesocie za udany koncert.
W następnym Danny robił to samo.
Trzy następne należały do osoby, przez którą teraz miała ochotę po prostu się rozpłakać.
„Spieprzyłem.”
„Not for what I said but for what I didn't say..”*
“Chciałbym, żeby ten dzień po prostu się nie wydarzył. ”
Postanowiła mu odpisać, więc szybko wystukała parę słów i wysłała do Josha.
„Same. Osoba, której bezgranicznie ufałam okazała się zwykłą świnią. A co u Ciebie?”
Odpowiedź przyszła niemal natychmiastowo.
„Zawiodłem najważniejszą osobę w moim życiu. A teraz nie chce mnie znać. A najgorsze jest to, że wiem, że jej reakcja jest słuszna.”
Pod jej powiekami zebrały się łzy.
„Wychodzi na to, że nieźle zawaliłeś. Słowa potrafią zepsuć wszystko.”
„A ich brak tym bardziej. Chociaż nie wiem co jest gorsze: To co powiedziałem czy to, czego nie.”
Sabine zacisnęła powieki, biorąc głębokie wdechy.
Jeden, dwa, trzy, cztery…
„Po co się nad tym zastanawiać? Czasu nie cofniesz.”
„Bo mogłem zapłacić za to każdą cenę, ale nie ją, Meg. Nie tę dziewczynę.”
Łzy powoli skapywały po jej policzkach.
„Musiała być naprawdę wyjątkowa.”
„I była. Nadal jest. Cholernie ją kocham.”
W tym momencie rozkleiła się całkowicie.
„To musiał być naprawdę duży błąd.”
„Chciałbym, żeby niektóre rzeczy stały się prawdą, bo to właśnie one zabolały ją najbardziej.”
Doskonale wiedziała, o czym mówi. Obydwoje wiedzieli co zabolało ją najbardziej.
Postanowiła skończyć tą szopkę.
„Wiesz, co chciałam dzisiaj powiedzieć, Josh? Że wolałabym go nigdy nie poznać. Że wolałabym nigdy nie poznać ciebie. Ale nie mogłam. Byłeś jedyną osobą, z którą byłam szczera w każdej sytuacji. Chciałam, żeby tak zostało do końca. Szkoda, że Ciebie nie było na nią stać. Na szczerość. Cześć, ‘Josh’.”
Wysłała wiadomość i odłożyła telefon. Nie miała zamiaru używać tego konta nigdy więcej. Położyła się na łóżku czując, że coś straciła.
Że straciła przyjaciela.
Chociaż to nie była prawda.
Prawdą było, że jej przyjaciel nigdy nie istniał.



* „nie przez to co powiedziałem, ale przez to czego nie powiedziałem”- The Script- If you see Kay

________________
Cóż, ten rozdział naprawdę był moją pechową 13. Chciałam go dopracować najlepiej jak umiałam, bo planowałam go od bardzo dawna, jednak pod koniec po prostu mi się usunął. No ale nic, napisałam go drugi raz, jednak to już nie jest to samo co wcześniej. No ale nic, do następnego!

piątek, 14 listopada 2014

Rozdział 12.



Kiedy Kendall zobaczył, jak Sabine schodzi po schodach od razu wiedział, że coś jest nie tak. Bez słowa ich wyminęła i wyszła na zewnątrz, co tylko utwierdziło go w tym przekonaniu.
Skierował się w stronę pokoju Carlosa. Wiedział, że James nie zrobiłby nic, co ponownie mogłoby urazić dziewczynę. Bał się, że domyślił się o co chodzi. Nie chciał tego. Wiedział, jak w wyniku tego będzie czuł się Latynos. Drzwi do jego pokoju były uchylone, więc zajrzał do środka.
Carlos siedział na łóżku z twarzą w dłoniach. Był przygarbiony, przez co blondyn poznał, jak bardzo jest zmartwiony.
-Stary, co jest?- Podchodząc do łóżka potknął się o leżącą na ziemi poduszkę. Nie zważając na to chwilę później usiadł koło przyjaciela.
Ten spojrzał na niego i Kendall nie wiedział, czy to on sam wymyślił sobie łzy w oczach Latynosa.
-Spieprzyłem. Miałem powiedzieć jej od razu.
Na pierwszy rzut oka było widać jak bardzo Carlos jest na siebie zły.
James stał na balkonie, czekając na dziewczynę. Oczywiście przed nią by się do tego nie przyznał.
Zobaczył coś w jej oczach, kiedy wychodziła z pokoju. Jakiś dziwny żal po jej słowach.
Musiał zapytać.
Nie było jej dłuższą chwilę, przyłapał się na tym, że co chwilę zerkał na zegarek.
20 minut, 25, 30…
Wiedział, że dobrze dogadywała się z Carlosem. Być może czuł się zazdrosny. Jednak to była jego wina. Wiedział o tym, że może obwiniać tylko siebie.
I wtedy ją zobaczył. Wyszła z domku, w którym tymczasowo mieszkali i skierowała w stronę plaży. James zastanawiał się nad jednym: Dlaczego wyszła bez poinformowania kogokolwiek? Ważniejszym pytaniem było jednak, dlaczego w ogóle wyszła? Stojąc na balkonie czuł nieprzyjemny chłód. Niby było lato, jednak wieczory i noce były mroźne.  A ona nie miała na sobie nic oprócz niezbyt ciepłej bluzki na ramiączkach i krótkich spodenek.
Coś musiało być na rzeczy.
Nie zastanawiając się długo wyszedł z balkonu i pokoju, po czym szybko zbiegł po schodach na dół. Drzwi na taras były delikatnie uchylone, więc miał pewność, że wyszła akurat nimi. Postanowił pójść w jej ślady. Przed tym jednak, kierując się przeczuciem złapał w jedną rękę swoją bluzę. A kiedy jego stopy spotkały się z zimnym piaskiem wiedział, że postąpił słusznie. Zaczął zastanawiać się, gdzie mogła pójść? Nie przemyślał tego wcześniej, jednak teraz nie miał pojęcia w którą stronę się udać. W końcu ruszył tam, gdzie ostatnio ją widział i go olśniło. Było tylko jedno miejsce na tej plaży o którym wiedzieli i gdzie nie było zbyt dużo ludzi. I to właśnie tam się udał. Przeczucie go nie myliło. Blondynka siedziała na jednym z kamieni i ciasno obejmowała swoje nogi ramionami. Z tej odległości mógł wywnioskować, że jest jej zimno. Było cicho i pusto. Wyglądała niesamowicie. Nigdy nie sądził, że można poczuć coś do kogoś w tak krótkim odstępie czasu, jak inaczej mógł jednak nazwać swoje uczucia? Kompletnie zwariował.
Wyglądała na zmartwioną. Nie wiedział, czy poznał to po jej zgarbionej sylwetce, czy ciężkim oddechu. Powstrzymywała płacz, tego był pewny. Wiedział, że go usłyszała, stał tak blisko niej, że nie było innej możliwości. Mimo wszystko nie pokazywała tego po sobie. Chciał to dobrze rozegrać i pokazać jej, że może mu ufać.
-Nie jest Ci zimno?
Damn. Zganił się w myślach. Ze wszystkich rzeczy, które mogłeś powiedzieć, wybrałeś akurat to?
Przez chwilę dziewczyna nie reagowała. Jedyną reakcją na jego pytanie było wzruszenie ramionami. Niezrażony podszedł do niej i usiadł niedaleko. Nie miał zamiaru teraz się wycofać.
-Weź to.- Wyciągnął w jej stronę rękę z bluzą. Jej wzrok przeskakiwał z jego twarzy na bluzę.
-Teraz tobie będzie zimno.- jej głos był cichy, przerażająco przygnębiony. Zwalczył w sobie chęć przyciągnięcia jej do siebie. Nie wiedział co się stało, nienawidził jednak osobę, która doprowadziła ją do tego stanu. Dziewczynę, która nie pokazywała swoich słabości.
-Przeżyję.
Przez chwilę myślał, że odmówi, wtedy jednak wyciągnęła rękę w jego stronę.
Otuliła się jego bluzą, a on nie był pewny, czy kiedykolwiek chciał kogoś tak bardzo jak ją teraz. Nie rozumiał tego.
-Dziękuję.- mruknęła tylko.
-Co tu robisz? Nie miałaś iść do Carlosa?
Bał się, że powie coś nie tak. Coś, co ją odstraszy.
-Miałam. Ale zmieniłam zdanie. A ty? Co tu robisz?- Nie wiedział, czy słusznie usłyszał jakiegoś rodzaju wyzwanie w jej pytaniu.
-Szedłem za tobą.

___________
Jak się podoba? 
 Następny w piątek!
Czytasz-komentujesz. To naprawdę motywuje :)


  https://www.youtube.com/watch?v=cmNF_JbQZc4&feature=youtu.be
poza tym zapraszam na trailer tego tu bloga, link jest też po lewej stronie, gdzieś w zakładkach czy coś.
Jeszcze raz dziękuję Julii, że go dla mnie zrobiła! <3

piątek, 7 listopada 2014

Rozdział 11.



-Ja tylko odzyskałam moją poduszkę!
-Nie musiałaś przy tym zrzucać mnie z łóżka!- chłopak podniósł się z ziemi i otrzepał spodnie. Ona nie miała zamiaru z nim negocjować. Po prostu ją sobie zabrała.
-Cóż, najwyraźniej musiałam.- Blondynka niewinnie się uśmiechnęła, trzymając w dłoni swoją „Wygraną”.
-Jesteś niemożliwa.- Carlos się zaśmiał.
-I śpiąca też.- wzruszyła ramionami.- Tak bywa.
-Idź spać.
-Zmusisz mnie?
-Jeśli będę musiał.- Zniżył głos, jakby chciał ukryć w tym zdaniu jakąś groźbę.
Zaśmiała się.
-Grozisz mi?
-A mam?- poruszał brwiami i nieznacznie się do niej przybliżył.
-Jak tam sobie chcesz.- Wzruszyła ramionami, opierając się o jedną z szafek.
Chłopak podszedł do niej i jednym zwinnym ruchem zabrał poduszkę z jej rąk. Tak, Sabine naprawdę nie miała refleksu.
-Oddaj mi!- Sięgnęła po nią, jednak Carlos okazał się szybszy.
-Co za to dostanę?
-Użyłam już dzisiaj satysfakcji jako argumentu, więc tym razem sobie odpuszczę.
-Daj buziaka to będziemy kwita.- Nastawił policzek i wskazał go palcem. Blondynka postanowiła trochę się z nim podroczyć.
-Nie dam.
-To ja też nie dam.
Przekręciła oczami i stanęła na palcach, by lekko cmoknąć ustami jego policzek. Była od niego nieco niższa, więc nie miała innego wyboru. Pech chciał, że chłopak prawdopodobnie się zniechęcił. Przekręcił głowę w jej stronę, a ich usta się spotkały. Sabina już się odsuwała i naprawdę prawie to zrobiła, jednak Latynos jej to uniemożliwił. Położył dłoń na jej talii i ostrożnie, jakby obawiając się jej reakcji, pogłębił pocałunek. To nie trwało długo, odsunął się już chwilę potem. Jednak tym razem dziewczyna nie chciała, by się odsunął.
-Cóż, myślę, że odpokutowałaś.
Patrzyła na niego, nie wiedząc co powiedzieć. Uspokój się, pomyślała. Przecież to był tylko przypadek.
-Więc teraz mogę odzyskać moją poduszkę?- Jej głos brzmiał spokojnie. I to było tak różne od tego, co teraz czuła w środku.
Carlos oddał jej przedmiot, po który tu przyszła i cofnął się kilka kroków.
-Wydaje mi się, że byłaś śpiąca. Radziłbym iść spać, bo oni nie dadzą Ci długo rano leżeć.
-Dobranoc.- Posłała mu uśmiech, którego zaraz odwzajemnił.
-Dobranoc, Mel.- Już po chwili jego uśmiech przygasł. Dziewczyna zastanowiła się nad powodem zmiany jego nastroju i wręcz skamieniała.
Jak on ją nazwał?
-Jak ty mnie nazwałeś?- Wydukała, patrząc na niego szeroko otworzonymi oczami. Tylko jedna osoba ją tak nazywała. A Latynos stojący przed nią nie miał prawa o tym wiedzieć. Chyba, że…
-Sabina, wytłumaczę Ci.
-Skąd wiesz o moim drugim imieniu? Dlaczego mnie tak nazwałeś?- Nie pozwoliła mu dokończyć. Musiała dowiedzieć się w tej chwili. Carlos westchnął zrezygnowany.
-Wiem, bo sama mi o tym powiedziałaś.
- Nigdy nikomu o tym nie mówiłam.- To była prawda. Nie czuła takiej potrzeby odkąd Josh zaczął ją tak nazywać. Zawsze myślała, że to było takie… ich.
-Jesteś pewna?- Nieznacznie się do niej przybliżył.
-Jedynie mój przyjaciel o tym wie… wiedział.- Szybko się poprawiła. Najwyraźniej teraz nie był jedyny. A może…
-Nadal nic nie rozumiesz?- Wpatrywał się w nią smutnym wzrokiem. Wiedział jak zareaguje.
I właśnie wtedy to do niej dotarło.
Wypowiedziała dwa słowa, które sprawiły, że między nimi pojawił się mur.
Ciekawe czy on też zauważył go oczami wyobraźni?
-To ty.
Cofnęła się oszołomiona. Nie potrafiła w to uwierzyć.
-Wysłuchaj mnie.
 Zrobił krok w jej stronę, więc ona zrobiła dwa w tył skutecznie się od niego oddalając. Niezrażony kontynuował:
-To wszystko nie miało tak wyglądać.- Widząc minę dziewczyny postanowił postawić wszystko na otwarte karty.- Jestem Joshem, faktycznie. Tylko kiedy zacząłem z tobą pisać nie sądziłem, że obydwoje tak się w to wkręcimy. Nie sądziłem, że taka przyjaźń istnieje. Stałaś mi się bliska w bardzo krótkim czasie. Ja.. Pozwolisz, że zacznę od początku?
Delikatnie kiwnęła głową. Należała jej się szczerość. Chociaż teraz.
-Usiądź.- Wskazał na łóżko, jednak ona nie miała zamiaru spełniać jego prośby. Została na swoim miejscu.- Okey, w takim razie postoimy.
Oparł się o szafkę, wiedząc, że i tak nie pozwoli mu się do siebie zbliżyć.
-Chodzi o to, że będąc sławnym nie bardzo masz do kogo się odezwać. – westchnął.- to znaczy rozumiesz, mam chłopaków, z Paulem da się pogadać, ale to nie to samo. Czasem potrzebuje się osoby z zewnątrz, nie wplątanej w to wszystko. I tak postanowiłem zrobić. Założyłem konto na twitterze i zacząłem pisać wszystko, co myślę. Może nie w dosłowny sposób, ale jednak. Ale potem pojawiłaś się ty. Doskonale pamiętam ten dzień, wiesz o tym. Na początku postanowiłem sobie, że dam sobie spokój. Ale minął dzień, dwa, tydzień. Coraz trudniej było zostawić cię bez znaku życia.- Sabina spuściła wzrok na swoje ręce. Nie umiała spojrzeć mu w oczy.- Więc to ciągnąłem. Tylko potem było jeszcze gorzej.
Ostrożnie do niej podszedł i podniósł jej głowę za podbródek tak, by na niego spojrzała.
Chcąc nie chcąc, zrobiła to. Mówił dalej:
-Miałem zamiar ci powiedzieć, ale jeszcze nie tutaj. Nie w tym miejscu.- jego głos stał się cichszy.- Powiedz coś, do cholery. Nie milcz tak.- W jego głosie kryła się błagalna nuta, a w oczach doskonale widoczny był żal. Zastanawiała się jakie emocje pokazuje jej twarz. Mocniej przytuliła poduszkę, którą trzymała w rękach.
-Jak twoje ręce?- Twardo patrzyła mu w oczy udając, że wcale nie ma ochoty płakać. Spojrzał na nią miękko, prawdopodobnie przypominając sobie moment, kiedy jej o tym powiedział. To, jak bardzo się martwiła.
Wyciągnął przed siebie obydwie ręce.
Czyste.
-Dupek.- Syknęła w odpowiedzi i wcisnęła mu w dłonie poduszkę.
Wyszła z pokoju nie oglądając się za siebie. Wołał ją, jednak nie zwracała na to uwagi.
Nie chciała.

____
Mam nadzieję, że się spodoba ;)
Do następnego!