sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 18.

Powiedzieć, że czułam się niezręcznie to było mało.
Dwie pary oczu wpatrywały się we mnie: Jedne błękitne, pełne nadziei, drugie brązowe, które jakby prosiły mnie o zgodę.
Zatrzymałam na chwilę wzrok na oczach Carlosa, myśląc nad odpowiedzią na niezadane pytanie.
Czy miał zostać? Sama nie potrafiłam na to odpowiedzieć.
Rozsądek toczył walkę z sercem. Mówił mi, że nie powinnam mu na to pozwolić. Twierdził, że jeśli każę mu wyjść, postąpię słusznie. Że to skończy budować wokół mnie mur, który postawiłam tamtego felernego wieczora. Rozsądek szeptał, że to niewłaściwe, że powinnam go unikać, a wpuszczenie go do domu tylko ociepli nasze relacje. I właśnie dlatego serce tak wytrwale obstawało przy swoim. Szeptało mi, że nie mogę stracić najlepszego przyjaciela. A trzeba było przyznać, że chłopak stojący przede mną w pewnym sensie nim był. Serce mówiło mi, że coś do niego czuję, nie potrafiłam jednak wyłapać tego jednego, istotnego szeptu. Plątałam się w uczuciach.
I już miałam się do niego uśmiechnąć i gestem zaprosić do salonu. Naprawdę prawie to zrobiłam.
Tylko wtedy zdałam sobie sprawę z jednej rzeczy.
Zbyt często źle wychodziłam na wyborach mojego serca.
Carlos był jednym z takich wyborów.
Ale właśnie. B y ł.
Zacisnęłam usta i przeniosłam wzrok na Lilly.
-Myślę, że Carlos jest zmęczony. Dajmy mu odpocząć.
Latynos odchrząknął i uśmiechnął się smutno do dziewczynki.
-Jeszcze kiedyś się z tobą pobawię, dobrze? Niech teraz Sabina się tobą zajmie, na pewno się za nią stęskniłaś.
Lilly wydęła jedną wargę i tupnęła nóżką.
-Ale kiedy ja chciałam z tobą!
-Za niedługo do Ciebie przyjdę, obiecuję!- zniżył głos do szeptu.- I wezmę ze sobą moich kolegów, więc będzie nam raźniej...
Moja siostra gwałtownie się ożywiła na jego słowa.
-Obiecujesz?
-Obiecuję.- powiedział Carlos.
To wystarczyło, żeby dziewczynka dała mu spokój.
Niezręcznie podrapałam się po karku, chcąc po prostu iść do swojego pokoju i zacząć płakać.
-Dziękuję za pomoc bagażami.
Jako, że na niego nie patrzyłam chłopak ujął mój podbródek między palec wskazujący i kciuk, zmuszając do podniesienia wzroku. Wyraz jego twarzy był poważny.
 -Zawsze, naprawdę zawsze ci pomogę, jeśli będzie wymagała od tego sytuacja.
Dobrze wiedziałam, że jego słowa wykraczają daleko poza głupie walizki, które leżały teraz gdzieś za nami. Poczułam, że w środku robi mi się dziwnie ciepło. Nie powinnam się tak czuć.
-Myślę, że powinieneś już iść.
Przez chwilę patrzył mi w oczy z taką miną, że w jednym momencie zapragnęłam cofnąć swoje słowa. Później cofnął się i odchrząknął.
-Skoro tak mówisz.
Opanowałam się na tyle, by mieć pewność, że mój głos się nie zatrzęsie.
-Tak. Do zobaczenia.
Carlos lekko kiwnął głową.
-Do zobaczenia. Sabine?
Wiedziałam, że całą siłą woli powstrzymywał się by nie nazwać mnie moim drugim imieniem.
-Tak?
Mrugnął do mnie, zawijając kosmyk moich włosów na palec.
Potem wycofał się do drzwi, cały czas utrzymując kontakt wzrokowy. Wpatrywałam się w niego, nie potrafiąc odwrócić wzroku. On jeszcze raz uśmiechnął się bez wyrazu i zanucił:
-If she changes her mind this is the first place she will go.*
Zostawił mnie otępiałą na środku przedpokoju. Wolnym krokiem ruszyłam w stronę mojego pokoju, cały czas słysząc jego głos w głowie. Dobrze wiedział, że zrozumiem ten fragment. Na pierwszej lepszej osobie jego słowa nie zrobiłyby wrażenia. Ot, fragment piosenki, który nie ma przekazu, ani nie jest jakoś specjalnie chwytliwy. To był jednak n a s z język. Nasz sposób porozumiewania się.
Porozumiewaliśmy się za pomocą tekstów zespołu The Script.
Nucąc ten fragment przekazał mi , że zawsze będzie czekał, aż do niego napiszę. Będzie czekał na mój znak, bo wiedział, że zawsze będę w stanie go odnaleźć.
A to nie byłoby trudne. Poznaliśmy się przecież na jednym z portali społecznościowych.
Dostałam smsa od Jamesa, który wydał mi się teraz kompletnie nie na miejscu. Hej, właśnie myślałam o twoim przyjacielu.
Otworzyłam wiadomość.
~Wszystko w porządku?
Odpisałam mu.
~ Nic się nie zmieniło od naszego rozstania. :)
Cóż, to nie było kłamstwo. Nadal czułam się jak nie ja. Czułam się, jakbym do nikogo nie przynależała. Taka niekochana.
~To dobrze. Wolałem się upewnić. Do zobaczenia.
Uśmiechnęłam się smutno do siebie. On nie miał pojęcia jak wyczytać sarkazm w moich wiadomościach. Tylko Josh potrafił to zrobić.
Zalogowałam się na twittera. Wolałam nie wchodzić w interakcje, wiedziałam, co tam zastanę. Tylko i wyłącznie Tweety od Niego.
Gdzieś tam po drodze nie zauważyliśmy, że muzyka stała się źródłem naszych porozumień. Często tak było. Któreś z nas pisało cytat z piosenki, drugie ją przesłuchiwało i wyszukiwało ukrytego sensu.
Właśnie dlatego napisałam tego tweeta.
~And I remember all those crazy things you said
You left them running through my head.**
Nadal nie wiedząc, czy dobrze robię, wysłałam go.
Nic nie poradzę na to, że serce stara się usilnie przejąć kontrolę nad moim życiem.

_______________________________________________--

*Jeżeli ona zmieni zdanie to będzie pierwsze miejsce do którego przyjdzie.-The script- The man who can’t be moved.
**I pamiętam te wszystkie szalone rzeczy, które powiedziałeś
Zostawiłeś je biegające po mojej głowie- Avril Lavigne- Wish you were here.

Liczę na wasze komentarze i do następnego!

+ mam nadzieję, że święta dobrze wam minęły. Co dostaliście? ;)

niedziela, 21 grudnia 2014

Rozdział 17.

Samochód zatrzymał się przed moim domem. Wracaliśmy z wakacji, których trzeba przyznać, nie wspominałam zbyt dobrze. Tamto miejsce zawsze będzie mi się kojarzyło tylko ze stratą przyjaciela. Osoby, którą kochałam.
Chociaż czas przeszły nie był w tym momencie w pełni trafny.
-Pomogę ci- Carlos ruszył się na swoim miejscu, jednak James był szybszy. Chwycił go za ramię.
-Ja to zrobię.
Latynos zacisnął zęby, odwracając się do Jamesa. Przez chwilę bez słowa mierzyli się wzrokiem, a ja poczułam, że zdążyli sobie w tym czasie przekazać bardzo wiele. Jakby prowadzili wewnętrzną rozmowę, którą Carlos wygrał.
Przeklęłam w myślach.
Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego.
No cóż... powiedzmy.
James odwrócił wzrok i podobnie do latynosa wysiadł z samochodu. Jednak kiedy Carlos poszedł wyjąć z bagażnika moje walizki, on otworzył mi drzwi samochodu. Więc wysiadłam.
Chociaż nie bardzo śpieszyło mi się do domu. Teraz już nie.
Musiałam przyznać, że znam Carlosa. Nie, stop. Musiałam przyznać, że znam osobę, którą on stworzył. Wyimaginował. I ta osoba nie robiła niczego, w czym nie widziała sensu.
I w tym momencie uderzyła mnie jedna myśl. Ciekawe ile z rzeczy, które mi powiedział były prawdą?
Spojrzałam na Jamesa. Wyraźnie czegoś ode mnie oczekiwał. Podniosłam brwi w niemym zapytaniu, na co on rozchylił ramiona.
-Chodź do mnie.
Gdy się do niego zbliżyłam, przygarnął mnie do siebie.
Nie poczułam się fajnie.
Wcześniej, gdy mnie przytulał czułam się miło. Chwilami było to nawet pocieszające.
Teraz było to bardziej na pokaz niż podczas pierwszego wspólnego spaceru.
I to właśnie z tego powodu odsunęłam się pierwsza. Zrobił smutną minkę.
-I do kogo ja się będę przytulał w nocy?
Bullshit. Spaliśmy na dwóch przeciwnych stronach łóżka.
-Zawsze masz przy sobie Kendalla.
Wspomniany blondyn wychylił głowę z samochodu.
-Sorry, mała. Mam dziewczynę.
W tym momencie nawet James spojrzał na niego zaskoczony.
Kendall spojrzał po naszych twarzach i wzruszył ramionami.
-No co? Ona może wiedzieć. Jest teraz w końcu częścią nas.
Oh. Zrobiło mi się tak miło w środku. Posłałam chłopakowi uśmiech, by przekazać mu, jak bardzo byłam wdzięczna za te słowa.
Carlos stanął koło nas z moimi walizkami.
-Możemy już iść?
Zignorowałam jego słowa, naprawdę nie mając ochoty na rozmowę z nim. Z jednej strony chciałam wiedzieć wszystko. Coś mnie do niego ciągnęło. Gdzieś w podświadomości miałam fakt, że to on jest tym, o którym wiedziałam wszystko. Z drugiej zaś strony zdałam sobie sprawę, że „wszystko” ma jednak przeróżne znaczenia. Bo możemy myśleć, że znamy człowieka na wylot. Możemy poznać jego przeszłość i plany na przyszłość. Jednak my każdego poranka budzimy się inni. Z nowymi doświadczeniami minionego dnia. I tylko bliskie nam osoby mogą nas na nowo odkrywać, dzień po dniu.
Poza tym każdy ma jakieś swoje sekrety, których nie wyjawia nikomu.
Każdy.
-Jeszcze się nie pożegnałem- James obrzucił Carlosa wrednym spojrzeniem, po czym przeniósł go na mnie. Złapał mnie w pasie i pochylił, składając na moich ustach pocałunek.
Widziałam, jak Carlos spuszcza wzrok i przygryza wargę. James uśmiechnął się z wyższością.
-Teraz możesz iść.
Krew się we mnie zagotowała.
Nie. Byłam. Jego. Zabawką.
Bez słowa ruszyłam w stronę domu, biorąc jedną z walizek i zostawiając Carlosa za sobą. Słyszałam, jak chłopak mówi, że wróci piechotą i już po chwili zdążył mnie dogonić, jednak nie odzywając się. Widząc jego humor poczułam się winna. Jakkolwiek by na to nie patrzeć, przez dość długi okres był osobą, którą starannie próbowałam odpędzić od smutku.
Weszłam do domu, a Carlos zrobił to samo, jakby z wahaniem.
-Wróciłam!-Krzyknęłam na całe gardło i praktycznie w tym samym momencie usłyszałam tupot małych nóżek na schodach. Automatycznie się rozpogodziłam. Kucnęłam rozkładając szeroko ręce, a już po chwili trzymałam Lilly w ramionach.
Dziewczynka odsunęła się ode mnie i złapała mnie za policzki, przyglądając mojej twarzy. Zawsze po mojej dłuższej nieobecności tak robiła, by sprawdzić, czy aby na pewno się nie zmieniłam.
-Tęskniłam za tobą.
-Ja za tobą też, skarbie.- Pocałowałam ją w policzek, przez co szybko się wytarła, krzywiąc.
-Nie rób jak ciocia.
Zaśmiałam się.
-Przepraszam, to taki odruch. Chyba się starzeje.
Dziewczynka zachichotała, a jej wzrok powędrował na mojego towarzysza.
-To twój nowy chłopak?- Szepnęła.
-To, że szepczesz, nie znaczy, że on cię nie słyszy.- Odszepnęłam rozbawiona.
Carlos ukucnął obok mnie i kątem oka zauważyłam, że sam się uśmiecha.
-Jestem Carlos. I niestety, ja tu tylko odnoszę walizki twojej siostry.
Dziwne ukłucie w żołądku. On tylko odnosi moje walizki.
Lilly podała mu rękę.
-A ja Lilly.
Latynos chwycił delikatnie jej rączkę i pocałował.
-Wiem. Twoja siostra dużo mi o tobie opowiadała.
Lilly otworzyła usta z zachwytu.
-Pobaw się ze mną w dom.
Naprawdę chciałam zachować powagę. Starałam się.

Na próżno. Parsknęłam śmiechem.
_____________________

Mam nadzieję, że się podoba :) 
zapraszam do komentowania.

Poza tym w ten czwartek minęły dwa lata, od kiedy założyłam tego bloga. Co prawda z moim wcześniejszym opowiadaniem, ale jednak. Chcę wam podziękować za wszystko, co od tamtej pory dla mnie zrobiliście.

sobota, 13 grudnia 2014

Rozdział 16.

Ostatniego dnia ich wspólnych wakacji James wyciągnął Sabine na spacer. Nic dziwnego, musieli w końcu rozsławić swoją „Wielką Miłość”. Sęk w tym, że dziewczyna nie miała ochoty pokazywać się publicznie. Nie chodziło o Jamesa, musiała w końcu zacząć traktować to jako pracę, ale po prostu.. nie miała na to dzisiaj ochoty. Być może było to spowodowane rozmową przy dzisiejszym śniadaniu. Blondynka znowu wróciła myślami do ich wymiany zdań.
„-Carlos- James zwrócił się do swojego przyjaciela, który siedział ze wzrokiem wbitym w talerz przed sobą.- Co z Megan? Ostatnio coś przestałeś o niej mówić.
Sabina gwałtownie podniosła głowę. Być może zrobiła to za szybko, bo Logan przeniósł na nią swój wzrok. Po chwili zaczęła jednak wątpić, że to tylko zbieg okoliczności. W jednym momencie zdała sobie sprawę, że chłopak o wszystkim wie. Była tylko ciekawa, czy z Jamesem jest tak samo. Jednak wątpiła w to, w takim wypadku przecież nie zadałby tego pytania. Była bowiem pewna, że to ona jest tą Megan.
Zaczęła myśleć, że może nie była jedyną dziewczyną, którą Carlos oszukiwał, jednak jego reakcja wybiła jej ten pomysł z głowy.
Latynos odchrząknął i spojrzał na nią.
-Pokłóciliśmy się.
Spuściła wzrok, a na jej policzki wkradł się rumieniec. Przeklęła w myślach. To był najmniej pożądany moment na okazywanie swoich słabości.
James powiódł spojrzeniem za wzrokiem swojego przyjaciela, błędnie go interpretując.
-Spokojnie, możesz mówić przy Sabine. Jest teraz jakby na to nie patrzeć częścią nas, więc może wiedzieć co się dzieje.
Cholera, pomyślała dziewczyna. On naprawdę nie wie co mówi.
Kendall głęboko odetchnął patrząc to na nią, to na Carlosa, po czym się odezwał:
-Stary, myślę, że naprawdę możesz powiedzieć wszystko.
Sabina domyślała się, że w tym zdaniu blondyn chciał przekazać więcej niż mogłoby się wydawać. Uznała, że najlepiej będzie się wycofać. Wstała i biorąc talerz, mruknęła:
-Pójdę się przebrać.
-Zostań.- James złapał ją za nadgarstek, jego głos brzmiał twardo. Cóż, chyba nie lubił nie wiedzieć o co chodzi. Sam zauważył, że pod słowami Kendalla kryje się coś głębszego. Dziewczyna posłusznie usiadła, zaciskając usta.
-Więc co do sprawy Meg...
-Sabina.- Ostro przerwała Carlosowi. Wszyscy przenieśli na nią swój wzrok. Ale jak szczerość to szczerość, prawda?- Nazywam się Sabina.
-O czym ona mówi?- Zapytał zbity z tropu James.- I dlaczego odezwała się, kiedy mówiłeś o Me...
-To ona jest Megan.- Teraz to Carlos komuś przerwał. Cały czas patrzył na Sabine, ona jednak wyczekiwała reakcji Jamesa.
-Jak... Przecież.. Jak? Kiedy zamierzaliście mi powiedzieć?- Jego wzrok prześlizgnął się po wszystkich w pokoju w końcu docierając do niej. Wyraz jego twarzy w mgnieniu oka się zmienił. Nie wyglądał już na zdezorientowanego, był bardziej... zraniony.
-Sama dowiedziałam się nie tak dawno..
James zaczął kojarzyć fakty.
-To.. to było tego dnia, kiedy znalazłem cię na plaży, prawda? To było pięć dni temu, Sabine. Pięć cholernych dni temu.- Potrząsnął głową.- Miałaś rację, naprawdę wypadałoby się ubrać.
Chłopak wyszedł z jadalni, a ona podniosła się. Czuła wyrzuty sumienia. Mogła mu o tym powiedzieć wtedy na tej plaży, kiedy faktycznie o to pytał.
Przed wyjściem usłyszała głos Carlosa:
-Sabi, zaczekaj!
Ona jednak nie odwracając się, mruknęła:
-Lepiej będzie jeśli do niego pójdę. Doskonale wiem jak się teraz czuje.”
Głęboko odetchnęła, nie zdając sobie z tego sprawy, a James jakby przypomniał sobie o jej istnieniu. Od początku spaceru nie odezwał się ani słowem, a jej było to na rękę. Obydwoje byli pogrążeni we własnych myślach.
-Powinnaś się uśmiechnąć. Zachowujemy się, jakby ktoś nam umarł.
-Też masz grobową minę. I w sumie to trochę się czuję tak, jakby ktoś mi umarł.
Chłopak delikatnie się uśmiechnął i skręcił w uliczkę prowadzącą do parku.
-Paul mówił, że trzem osobom powiesz o całej tej sytuacji.. Carlos był jedną z tych osób?
-Był. Ale nazywał się Josh, mieszkał w Manchesterze i miał słabość do zachodów słońca.
-Przynajmniej to ostatnie się zgadza. Naprawdę nie podał ci swojego prawdziwego imienia?
Sabine wzruszyła ramionami.
-Nie mam pojęcia dlaczego to zrobił.
James zatrzymał się i odwrócił w stronę dziewczyny, obejmując ją w talii.
-Uśmiechnij się, proszę. Wiem, że nie masz na to ochoty, ale od razu zrobi nam się weselej. I moim fanom też.
Dziewczyna zrobiła to przez wzmiankę o fanach, przez co na ustach jej towarzysza także wykwitł uśmiech. Mówił dalej:
-Dziękuję. Powinnaś robić to częściej.
Dziewczyna kątem oka zobaczyła dziewczynę robiącą im zdjęcie. Zarzuciła Jamesowi ręce na szyję i przybliżyła do niego.
-Powinnam też nie okłamywać całego świata. Cóż, myślę, że to tak działa.

____
Chcesz być informowana? napisz!

sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział 15.

 Trzy dni później sytuacja nadal nie wyglądała za ciekawie. Sabina starała się unikać Carlosa, chłopak po kilku próbach zrezygnował z przepraszania jej i snuł się po domu jak cień, byleby tylko nie wpaść na swoich przyjaciół. Bał się, że zapytają o powód jego dziwnego zachowania. I właśnie to się stało tego popołudnia, kiedy to Latynos chciał się przemknąć z kuchni do swojego tymczasowego pokoju na piętrze.
Logan schodził ze schodów kiedy on wchodził i przepuszczenie go nie byłoby w naturze jego przyjaciela.
-Stary, idę się przejść, a ty idziesz ze mną.
Carlos spojrzał na niego obojętnie.
-Nie mam ochoty, dzięki.
-Mam to w głębokim poważaniu.- Odparował brunet.-Albo pójdziesz ze mną, albo będę zmuszony zapytać Sabine o to, co się stało.
To jedno zdanie postawiło chłopaka w sytuacji bez wyjścia.
-Chodźmy więc.
Zaczął schodzić po schodach, jednak głos jego przyjaciela skutecznie go zatrzymał.
-Umm...Bracie?
-Tak?- Spojrzał na niego przez ramię.
-Może byś tak coś na siebie włożył?
Automatycznie spojrzał w dół na swój niekompletny strój. Fakt faktem miał na sobie tylko bokserki. Nie miał jednak ochoty na robienie czegokolwiek ze swoim wyglądem.
-Jeśli twoim zamiarem jest tylko zorientowanie się w sytuacji, to równie dobrze możemy wyjść po prostu na plażę. Nie mam nastroju na dalekie wypady.
-Skoro tak mówisz.- Henderson zbiegł po schodach i ruszył w stronę drzwi prowadzących na taras. Kiedy już się tam znalazł, tylko kilka kroków dzieliło go od gorącego piasku. Rozłożył się na jednym z sześciu stojących tam leżaków i włożył ręce pod głowę. Carlos zrobił to samo i przez chwilę żaden z nich się nie odzywał.
-Więc jak? Próbowałeś odbić Jamesowi dziewczynę?
Carlos słysząc to ukryte oskarżenie aż usiadł z wrażenia.
-Słucham?
-Nie będę udawał, że nie widzę tego co się dzieje. Coś jest na rzeczy. Chodzisz przybity, unikasz nas i nie myśl, że nie widać jak cały czas na nią patrzysz. Nawet ślepy by to zauważył.-Brunet przekręcił oczami.- Jeśli chcesz przede mną ukrywać swoje problemy to wybacz, znam cię zdecydowanie zbyt dobrze.
Latynosowi zrobiło się głupio. Od początku wiedział, że nie powinien był ukrywać tego przed żadnym z chłopaków, teraz jednak czuł się po prostu nie w porządku w stosunku do nich. Opowiedział więc Loganowi wszystko: Od pierwszego pisania, poprzez spotkanie z studiu, aż do teraz, kiedy utknął w miejscu, z którego nie da się wydostać bez zranienia kogoś. Kontynuował:
-Ona jest jedną z tych osób, których nigdy nie chciałem zranić. Ale teraz okazuje się, że raniłem ją przez cały ten czas.
Na twarzy jego towarzysza wykwitł uśmieszek.
-Coś jest na rzeczy, prawda?
Latynos podniósł ręce w bezradnym geście,  a w jego głosie dało się wyczuć nutę oskarżenia.
-Po tym co ci opowiedziałem, ciebie obchodzi tylko ta jedna sprawa?
-Chciałem się upewnić.- Logan przekręcił oczami.- Ostatnie czego chcę, to żebyś kłócił się o nią z Jamesem.
-Myślisz, że tego nie wiem?- Carlos znowu oparł się o leżak.- Cholera, to ja byłem pierwszy.
-Ale to wcale nie oznacza, że zwyciężysz. To jest jak w nożnej. Ten, który wszedł na boisko w osiemdziesiątej minucie ma takie same szanse na strzelenie gola jak ten, który grał od samego początku. Liczą się tylko okazje, które potrafisz dobrze wykorzystać. Ewentualnie wspaniałomyślni przyjaciele, którzy ci w tym pomogą.
Latynos odetchnął, czując, że ta rozmowa wcale nie przyniosła mu ulgi. Owszem, czuł się lżej z faktem, że jego przyjaciel o wszystkim już wie, jednak jego słowa były za bardzo prawdziwe, by po prostu przejść koło nich obojętnie.
-Co mógłbyś powiedzieć o tej sytuacji?- Carlos postanowił przytrzymać piłkarski klimat.- jak z posiadaniem, no wiesz, piłki? Co ze statystykami?
Henderson głęboko odetchnął nie namyślając się długo nad odpowiedzią.
-Sprzyjają Jamesowi, jako, że jest ta cała sytuacja ze związkiem. Poza tym na niego nie jest już śmiertelnie obrażona. Ale nic straconego.- Uśmiechnął się do niego tym swoim typowym uśmiechem.- Czasami jedna sytuacja potrafi przesądzić o wyniku całego spotkania.
-Mimo wszystko nadal nie wiem co robić.- Sfrustrowany Latynos odetchnął głęboko.
-Walcz.-Logan wstał, przez co Carlos zrobił to samo.
-Powinienem od razu przyjść z całą tą sprawą do ciebie.
Jego przyjaciel uśmiechnął się z zadowoleniem.
-Ekspert od spraw sercowych Mister Henderson zawsze do usług.
Carlos parsknął śmiechem.
-I przypomnij mi, kto z nas miał ostatnią dziewczynę dwa lata temu?
Logan już szykował się do inteligentnego odpyskowania, kiedy obydwoje usłyszeli głos Jamesa:
-O czym tu tak rozmawiacie?
Latynos pośpieszył mu z odpowiedzią.
-Niczym ciekawym. Tylko nieudolnym życiu miłosnym naszego eksperta od spraw sercowych.
James uśmiechnął się pod nosem, zerkając na Hendersona.
-Bardzo nieudolnym. Stary, nie miałeś dziewczyny jakoś od dwóch lat.

________________________________

No to jest. Mam nadzieję, że się podoba.
I zapomniałam napisać tydzień temu, ale rozdziały będą pojawiały się jednak w soboty.
Tak jest zdecydowanie wygodniej.

Do następnego! ;)