czwartek, 5 marca 2015

Rozdział 27.

Tommy zatrzymał się na poboczu i spojrzał na mnie zaskoczony. Wracaliśmy właśnie z lotniska, gdzie jeszcze przed chwilą żegnaliśmy Jamesa. Mój brat nie był teraz zadowolony z wieści, jakie mu przekazałam.
- Odmówiłaś mu? O d m ó w i ł a ś?
- Odmówiłam. Co w tym takiego dziwnego?
- To, że on praktycznie JUŻ jest twoim chłopakiem!- potrząsnął głową- ułatwiłabyś sobie życie.
- Wcale nie. Ono jeszcze bardziej by się skomplikowało.
Tommy spojrzał na mnie, jakby w tym momencie wszystko rozumiejąc.
- Zaproś do nas Carlosa.
Zaśmiałam się.
- Wieeesz... To taka dziwna sytuacja. Bo ja chyba w pewnym sensie już to zrobiłam.
- Co? Kiedy?- spojrzał na mnie zaskoczony.
Jakby nie znał mnie wystarczająco dobrze.
- Wczoraj. Jak do mnie dzwonił. Co w tym dziwnego?
-Może to, że masz chłopaka?
-Carlos o tym wie- uśmiechnęłam się.
-Ale nasza babcia nie.
Na jego słowa moja mina zrzedła. On odpalił auto i ruszył w dalszą drogę, a ja kontynuowałam temat.
-Carlos i ja jesteśmy tylko przyjaciółmi. Przyjaciele się czasem odwiedzają.
-Nie patrzysz na niego jak na tylko przyjaciela- stwierdził.
-Ale on patrzy.
-Właśnie przyznałaś mi rację.
-Nie mam zamiaru kłamać.
-Jeszcze kiedyś tego pożałujesz- stwierdził- Lubię wykorzystywać wiedzę przeciwko tobie.
-Wiem. Dlatego nie powiem ci co się stało, kiedy odmówiłam Jamesowi- odbiłam pałeczkę.
-Jak to nie? Sabi! Mów mi w tej chwili!
-Nie ma takiej możliwości, braciszku.
W tym momencie zaparkował przed domem, a ja zauważyłam błękitny samochód, zaparkowany przed bramą.
Laura.
O nie.
Przeniosłam swój wzrok na  Tommy’ego i przekręciłam oczami.
-Czy możemy jechać gdzieś daleko? Opowiem Ci wszystko, co będziesz chciał wiedzieć!
-O nie- zaśmiał się- Idziemy stawić czoła wszelkiemu złu, jakie na nas czeka za tamtymi drzwiami.
-Jesteś złym człowiekiem- wysiadłam z samochodu.
Naprawdę nie miałam ochoty z nią rozmawiać. Podczas ostatniej naszej rozmowy zachwycała się wyglądem Jamesa, nie zważając na fakt, że ten jest moim chłopakiem.
Nie byłam zazdrosna ale wiedziałam, że byłoby inaczej, gdyby James naprawdę był moim chłopakiem.
Już po chwili wchodziłam do domu.
I przyznaje, próbowałam niezauważenie przemknąć się do mojego pokoju.
Głos Laury dobiegł mnie dopiero w połowie schodów.
-Sabine! O. Mój. Boże. Jak ja cię dawno nie widziałam!
Podbiegła do mnie i mocno mnie przytuliła, a ja wręcz przeklęłam w myślach.
Nie miałam ochoty z nią rozmawiać.
-Ciebie też miło widzieć, Laura.
-Chodź, idziemy porozmawiać!- pociągnęła mnie za rękę, idąc w stronę mojego pokoju-Dlaczego nie powiedziałaś mi, że przyjechałaś? I dlaczego nie powiedziałaś, że twój chłopak cię odwiedził? Chciałam go poznać!
-Byłam tak szczęśliwa, że przyjechał, że zapomniałam. Poznacie się następnym razem!
Skłamałam. Cóż.
Miałam cichą nadzieję, że nie będzie musiał jej poznawać. Żaden z nich.
Gdzieś w głębi serca wiedziałam jednak, że to nieuniknione.
Moja kuzynka usiadła na łóżku i posłała mi uśmiech.
-Mam nadzieję. Naprawdę chcę poznać tego latynosa...- zastanowiła się- jak mu tam?
-On nazywa się Carlos- mruknęłam, próbując opanować złość.
-Właśnie. Jeśli nie licząc tego twojego, to właśnie on jest najprzystojniejszy. A dużo zarabiają?- zapytała jak gdyby nigdy nic.
-Nie mam pojęcia! Kompletnie mnie to nie interesuje.
Jak można pytać o coś takiego? Jak może kogoś interesować coś takiego?
Cholerna materialistka.
-A powinno. Z resztą, są sławni. Muszą mieć mnóstwo pieniędzy. Wiesz, pytam o to, bo to przecież najważniejsze. Nie potrzebuje chłopaka, który nie będzie potrafił mnie utrzymać. Jakoś trzeba sobie radzić- nakręciła się, a krew we mnie zawrzała.
Żaden z chłopaków nie będzie taki głupi.
-Cóż, ja osobiście potrafię na siebie zarobić. Nie wiem jak ty.
-Po co zarabiać, skoro można znaleźć bogatego chłopaka?- wzruszył ramionami, a ja już miałam odpowiedzieć jej coś niekoniecznie miłego, kiedy rozdzwonił się mój telefon.
Carlos.
Odebrałam, modląc się w duchu, żeby Laura nie zrobiła niczego głupiego.
-Cześć, Carlos.
-Hej, Meg. Przeszkadzam?-  po odgłosach dobiegających ze słuchawki wywnioskowałam, że jedzie gdzieś samochodem.
-właściwie to nie. Gdzie to się wybierasz i dlaczego rozmawiasz przez telefon podczas prowadzenia samochodu?
Usłyszałam jego śmiech. Podnoszący na duchu, zdecydowanie.
-Głośnik, mała. Jadę do sklepu, dzisiaj moja kolej i te sprawy. Potrzebowałem towarzystwa w drodze.
-I dlatego postanowiłeś pomęczyć mnie.- zaśmiałam się.
-Tak, właściwie byłaś jedyną osobą o której pomyślałem. Lubię Cię męczyć.
-Zdaje sobie z tego sprawę. Nie lubię być męczona.
-Jak to nie? Nie brzmisz na specjalnie niezadowoloną.
W tym momencie po tonie jego głosu wyczułam, że się uśmiechnął. Wyszłam z pokoju, zostawiając tam Laurę, żeby móc swobodnie porozmawiać.
-Wyglądam na osobę, która jest zakochana w twoim przyjacielu. Tak, myślę, że jestem niezłą aktorką.
-Robisz to naprawdę przekonywująco- powiedział po chwili ciszy.
-Dziękuję. W sumie to tak ma być.
-Sabine, czujesz coś do niego?
Odetchnęłam sfrustrowana. Skąd ludzie to biorą?
-Dlaczego każdy mnie o to pyta?
-Bo ludzie widzą zdjęcia. I jak bardzo byś się nie starała nie będziesz potrafiła okłamać ludzi, którzy patrzą na twoje oczy. A ty byłaś w niego wpatrzona.
-Mówisz tak, jakby to było coś złego.
Po powiedzeniu tych słów zapanowała cisza, a ja zechciałam je cofnąć. To zabrzmiało tak, jakbym przyznawała rację jego słowom.
Kiedy znowu się odezwał jego głos brzmiał łagodniej niż wcześniej:
-Oczywiście, że to nie jest nic złego, Sabi. Po prostu chciałem wiedzieć, bo jestem twoim przyjacielem, pamiętasz?
Automatycznie zrobiło mi się głupio.
-Przepraszam. Po prostu dzisiaj tłumaczyłam to mojemu bratu i jest tym zmęczona. Gdybym powiedziała, że nic do niego nie czuję, nie uwierzyłbyś mi tak samo jak on.
-Czy pamiętasz choć jedną sytuację,  w której ci nie wierzyłem? Z resztą, porozmawiamy o tym później. Dojechałem. Odezwę się za jakiś czas.
Rozłączył się, a ja zostałam sama ze swoimi myślami.
Nie byłam pewna, czy warto mówić mu o całej tej sytuacji z Jamesem.
Ta wiadomość i tak niczego by nie zmieniła.

________________________

1. Przepraszam, że dopiero dzisiaj, naprawdę przepraszam. Jak pisałam ostatnio naprawdę mam strasznie dużo rzeczy na głowie.
2. Dziękuję za 30 tys. Wyświetleń! to strasznie dużo dla mnie znaczy. ♥
3. To 100 post na tej stronie. Trochę już tu tego opublikowałam, prawda?

6 komentarzy:

  1. OMG ale sie porobiło :(
    A ta Laura to jest jakas chora i mam nadzieje, ze szybko sie jej pozbedziesz xD
    Swietne i czekam na nn :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Warto było czekać dłużej na rozdział. Jak zwykle cudowny. Już nie mogę się doczekać następnego. Pozdrawiam xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Stwierdzam, że Laura jest tak bardzo głupia, że aż boli XDD
    Wiedziałam, że mu odmówi!
    Ach, ta przyjaźń Sabi i Carlosa >>>
    Świetny rozdział, czekam na kolejne i życzę dużo weny ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Super!!
    Ha,James wyjechał!!
    Dlaczego mam przeczucie,że on zamiast do sklepu jechał na lotnisko?
    Boże,ten pustak(czyt.Laura)przyjechał!!
    O Laurze zgadzam się z "allie."
    Wiedziałam,że się nie zgodzi!!Ona przecież kocha Carlosa!!!!
    Rozdział cudo!
    Życzę dużo weny i czekam na nexta<3

    OdpowiedzUsuń
  5. Zajebisty rozdział , masz talent !! Może ta Laura kiedyś się z mieni a oni w końcu będą razem a James jakoś musi to przeżyć, heh ;p ok pisz szybko kolejny czekam !!
    pozdro ;)

    ~ Angi

    OdpowiedzUsuń
  6. Sabine odmówiła Jamesowi ?! Jejku, robi się coraz ciekawej!
    Czekam na nn xx .

    OdpowiedzUsuń